||Justin||
Siedzę w tym pieprzonym ambulansie mimo, że kilka razy powtarzałem, że nic mi nie jest. Nie potrzebuję pomocy. Nawet nie czuję się jakoś bardzo poobijany. Podchodzi do nas dwóch policjantów i zaczynają wypytywać nas o to co się stało. Spoglądam na Sam, która patrzy się tępo w przestrzeń. Mam ochotę wydrzeć się na tych idiotów, że męczą nas kiedy ta drobna blondynka jest bliska załamania nerwowego. Wyciągam dłoń i splatam ją z jej, aby dać jej więcej wsparcia.
Czekam tylko na moment, w którym zapytają kto prowadził samochód. Odkąd tylko powiedziała mi o tym, że paliła w mojej głowie pojawia się pomysł, który wydaje mi się bardzo dobry. Ona nie może znowu odpowiadać za ten wypadek. Nie może znowu brać na siebie całej winy. To ją zniszczy. Nawet mogę stwierdzić, że to wszystko przeze mnie, bo gdyby nie to, że wypiłem razem z Dylan'em i Liam'em to ja bym prowadził. A cała odpowiedzialność spadła na nią.
Dylan...
Cholera, nie mogę pozbyć się z głowy widoku jego martwego ciała. Dla nas wszystkich jego śmierć jet czymś wstrząsającym, ale Sam... Ona się załamała. Nigdy nie widziałem kogoś tak zniszczonego psychicznie. Zachowywała się jak ktoś kto postradał zmysły, ale wcale jej się nie dziwię. Ona i Dylan byli jak idealne rodzeństwo. A kiedy umiera ktoś kogo traktujesz jak brata, lub jest twoim bratem czujesz się tak jakby umierała część ciebie. Później już nic nie jest takie samo. Po śmierci Jake'a długo nie mogłem sobie dać rady. Wyobrażacie sobie, że ta dziewczyna, która siedzi teraz przede mną, ta która wygląda jak wrak człowieka będzie teraz ciągana po sądach i oskarżana o zabójstwo swojego najlepszego przyjaciela? Czuje się winna, widzę to. Przecież ona nawet nie będzie walczyć. Pogodzi się z tym co ją spotka i przyjmie karę, a ja nie mogę jej stracić. Nie znowu.
- Ja - odpowiadam, gdy pada pytanie o sprawce wypadku. - To ja prowadziłem.
Jeden z nich coś zapisuje. Czuję na sobie wzrok Sam, ale nie potrafię się na nią spojrzeć.
Daje mi jakiś świstek papieru, którym od razu mam ochotę rzucić.
- Będziemy czekać przy samochodzie. Gdy tylko zostanie pan zbadany proszę udać się z nami - mówi i tak po prostu odchodzą.
Biorę oddech.
- Oszalałeś? - odzywa się Sam. Jej wzrok wypala mi dziurę w głowie. - Justin, do cholery! Czemu skłamałeś?
Nic nie odpowiadam. Oblizuję usta i odważam się ostrożnie spojrzeć w jej oczy.
Płacze.
Znowu płacze, a ja nie wiem co mam zrobić by to zmienić.
- Nie możesz tego zrobić, Justin. To moja wina. To ja powinnam z nimi jechać - mówi szlochając.
Staje na nogi i odsuwa się ode mnie.
- Hej, przestań... Wiesz, że to najlepsze wyjście - mówię stając obok niej.
Próbuję ją przytulić, ale ona uderza mnie w klatkę piersiową. To nie jest mocne uderzenie, więc po prostu stoję i się nie ruszam.
- Niech cię szlag, Justin! - krzyczy. - Nie możesz tego zrobić!
Uderza mnie znowu, a ja w spokoju czekam aż się uspokoi.
- Nie możesz mnie zostawić! - Odpycha mnie i rusza w stronę policjantów.
- Co ty robisz? - warczę ciągnąc ją za dłoń.
Znowu się wyrywa.
- Powiem im prawdę - odpowiada.
Jej policzki są całe mokre od łez.
- Nie możesz odpowiadać za coś co ja zrobiłam. Nie możesz - powtarza kręcąc głową.
Rozglądam się czy nikt nie słyszy o czym rozmawiamy. Nie chcę żeby ktoś usłyszał coś czego nie powinien. Sam jest tak uparta, że nie wiem co jeszcze mogę zrobić żeby ją przekonać do tego pomysłu. Wiem, że to szalone, ale muszę to zrobić. Ona musi potwierdzić moją wersję.
- To jest najlepsze wyjście, Sam. Musisz potwierdzić moją wersję...
- Justin...
- Nie, Sam. Nie pozwolę na to, żebyś znowu odpowiadała za jakiś gówniany wypadek. Dostanę mniejszą karę niż ty i oboje o tym wiemy - biorę wdech i zaciskam dłonie w pięści. Zmuszam się do wypowiedzenia kolejnych słów: - Jeżeli teraz tam pójdziesz i się przyznasz, nie wybaczę ci. To będzie koniec. Koniec wszystkiego - jej wyraz twarzy się zmienia.
Gram nie fair i bardzo dobrze zdaję sobie z tego sprawę. Ale to jedyne wyjście. Tylko tak mogę jej pomóc. Wiem, że się zgodzi. Ona za to wie, że nie ma wyboru. Nienawidzę samego siebie za to, że wykorzystuje jej uczucia do mnie do czegoś takiego, ale to jedyne wyjście.
Nie odpowiada mi, więc postanawiam sam zapanować nad sytuacją.
Przyciągam ją do siebie i całuje w czoło.
- Kocham cię - szepczę.
A chwilę później zmuszam się do tego żeby od niej odejść i dobrowolnie oddać się w ręce policji.
***
- Dziękuję, że przyznałeś się za nią, Justin - mówi matka Sam na pierwszym naszym widzeniu. - Nie powinnam tego mówić, ale taka jest prawda. Warunek, dzięki któremu nie zamknęli Samanthy za pierwszym razem był taki, że nie może popełnić żadnego wykroczenia. Dostała karę w zawieszeniu na trzy lata. Gdyby teraz się przyznała do winy... Nie wyciągnęłabym jej stąd - opowiada cichym głosem.
- Zrobiłbym to nawet gdyby nie popełniła wcześniej żadnego wykroczenia.
Jej matka przytakuje głową i ściąga usta w wąską linię.
Sam nadal czasami ma problem z wybaczeniem jej. Często słyszę jak żali się do mnie, że już z nią nie wytrzymuje. Ale ona nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo jest do niej podobna. Nawet oczy mają takie same.
- Wyciągnę cię stąd - deklaruje. - Zrobię to, tylko musisz dać mi trochę czasu.
Akurat czasu mam teraz aż zanadto.
Po przegranej rozprawie Sam przychodziła do mnie za każdym razem, gdy była taka możliwość. Płakała, krzyczała. Chciała się przyznać do winy, ale za każdym razem jej to uniemożliwiałem. Wiem, że zaczyna mnie nienawidzić. Widzę to. Nie może sobie poradzić z tym co się dzieje, ale ja nie mogę się już wycofać. Za późno na to.
Mija drugi miesiąc a cała sprawa stoi w miejscu. Więzienie to kurewsko beznadziejne miejsce. Nie mam tutaj przyjaciół. Nie chcę mieć.
- Chodź Kochanku - nabija się ze mnie gość z którym dzielę cele. - Pora obiadowa.
Wstaję z łóżka ignorując jego głupie teksty. Nie mam pierdolonego pojęcia jakim cudem, ale tutaj wszyscy znają wszystkich i do tego wiedzą wszystko. Wiedzą, że mam dziewczynę, wiedzą też, że cholernie mi na niej zależy, więc w ich oczach jestem słaby. Stąd ta nazwa.
Moi rodzice też często mnie odwiedzają, ale wolałbym żeby tego nie robili. Nie są źli, ani zawiedzeni. Razem z mamą Sam próbują mnie stąd wyciągnąć, ale jak widać średnio to wychodzi.
Nawet nie zdążam wyjść z pomieszczenia, a ten frajer znowu mnie zaczepia.
- Ciekawe co robi teraz twoja dziewczyna? - pyta śmiejąc się obrzydliwie chropowato.
Zatrzymuję się w pół kroku i zaciskam zęby. Ten chuj mnie nie sprowokuje. Wyraźnie potrzebuje rozrywki, ale nie dam mu jej. Chcę iść dalej, ale on znowu się odzywa.
- Naprawdę myślisz, że będzie na ciebie czekać? - znowu się śmieje. - Moja też czekała. Tak czekała, że nasz sąsiad musiał jej umilić to czekanie. Jesteś tak głupi i nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy, a Twoja dziewczyna pewnie teraz się pieprzy z jakimś--
Odwracam się i mocnym zamachem dłoni uderzam go tak, że ląduje na ziemi. Chcę odejść, ale on ciągle się uśmiecha, a mi puszczają wszystkie pieprzone hamulce. Skoro chce mieć obity ryj, to będzie go miał. Ledwo co udaje mu się wstać, a ja poprawiam swój cios. Zatacza się do tyłu. Upada. Siadam na nim i tak po prostu zaczynam okładać go pięściami. Próbuje się bronić, ale jest zbyt małą szmatą i nie daje mi rady.
Już za późno się wycofywać.
Chciałeś dostać, więc dostaniesz. Nie ma odwrotu.
Jestem w pieprzonym amoku. Widzę jak krew zalewa całą jego twarz, ale i tak nie przestaje. Wokół nas zrobił się tłumek innych więźniów. Nikt tego nie przerwie, bo brakuje im tutaj rozrywki, a oglądanie tego jest idealną zabawą. Wyżywam na nim całą swoją złość, która zbierała mi się przez te miesiące, w których tutaj siedziałem.
Sam by mi tego nie zrobiła.
Ten frajer jej nie zna.
Nagle słyszę krzyki, a cztery pary ramion odciągają mnie od tego gościa. Próbuję im się wyrywać, ale to wszystko idzie na marne, bo jestem zmęczony bójką. Wiem, że słono zapłacę za to co zrobiłem. Tutaj nic nie uchodzi nikomu płazem.
Właśnie tego dnia odbierają mi możliwość wizyt na kolejne miesiące.
Zostaję całkowicie sam i zaczyna mnie to cholernie przerażać.
****
Rozdział króciutki, ale w sumie chciałam tylko zawrzeć w nim perspektywę Justin'a co do tych poszczególnych momentów.
Next będzie jutro lub we wtorek. Jeszcze nie wiem, bo mój zapas rozdziałów właśnie się skończył :")
Kocham xx
Victoria
Chyba pierwsza, szczerze nie spodziewałem się rozdziału dzisiaj, ale mam ustalone powiadomienie i o zaskoczyłas mnie. Nie wiem co myśleć o tym rozdziale, więc po prostu zostawię taki mały ślad po mnie, do następnego
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten rozdział i już nie mogę się doczekać finałowego. Szkoda mi Justina, ale widać, że naprawdę mu zależy na Sam. Modlę się o dobre zakończenie, bo oni naprawdę na to zasłużyli. Ogólnie jestem podekscytowana przed kolejnym rozdziałem i mam nadzieję, że planujesz już jakieś nowe opowiadanie
OdpowiedzUsuńO matko, mam nadzieję, że Sam nie zostawi go po tym wszystkim :O
OdpowiedzUsuńAż łezka się w oku kręci jak sobie pomyślę, że to prawie koniec ;(
To było takie cudowne, ale mówią, że wszystko co dobre to szybko się kończy.
Czekam na kolejny
Love
A.T
Jaaaa nieee mooooge :( to za duzo jak na moje nerwy...
OdpowiedzUsuńSzkoda,że nie mam konta na bloggerze,więc lecę z anonima.
OdpowiedzUsuńMam ogromną nadzieję,że koniec będzie szczęśliwy.Jak tu ktoś wspominał-zasłużyli na to.
Już nie wiem co myśleć,przeżywam razem z nimi.
Mam cichą nadzieję(kolejną),że dodasz rozdział już jutro.
Wszystkiego dobrego.
KK
O matko więzienie Justin dasz rade musisz dla Sam
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze matka Sam szybko go wyciągnie z tego bagna.
Oby wszystko skończyło się dobrze:)
Czytałam tą historię jak tylko na nią wpadłam i jestem tak zakochana w historii Sam i Justina że przeczytałam 1część ich historii i to co tworzysz jest piękne naprawdę Twój blog jest cudem jest dziełem i kiedy wchodzę i widzę nowy rozdział jestem szczęśliwa strasznie podoba mi się ich pierwsza część i nie pogardziłabym gdyby coś z niej było zawarte w drugiej. Cała sielanka nie może wiecznie trwać bo robi się nudna trochę dramaturgii i zawachań nikomu jeszcze nie zaszkodziła a tylko podsyciła historię. Jezu gadam ( piszę ) jak najęta. Jest mi nie zmiernie dobrze że trafiłam na tego bloga i mam nadzieję że ich historia tak szybko się nie skończy oraz będzie coś jeszcze z kampusu z collage'u bo naprawdę bardzo podobają mi się chyba najbardziej rozdziały właśnie z tych momentów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Shwaty B.
Biedny Justin... To jest dopiero poświecenia, a to wszystko dla ukochanej. Każda dziewczyna marzy o takiej relacji ze swoim chłopakiem. Jest mi niezmiernie smutno, że mój kochany Dylan nie żyje. Biedna Sam musiała się doszczętnie rozpaść w drobny mak... No ale nie wszystkomoze wiecznie trwać... Bardzo kocham to ff ❤️❤️
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie tymi rozdziałami, aż nie wiem co mam napisać...
OdpowiedzUsuńboskie :) / Julie
Cudowny rozdział...
OdpowiedzUsuńLicze ze wszystki bedzie.dobrze:)
Proszę, dodaj nowy rozdział jak najszybciej, bo umrzemy z nerwów!
OdpowiedzUsuńBędzie dziś kolejny? *_*
OdpowiedzUsuńO Boże biedny justin tak mi go szkoda mam nadzieje ze w następnym rozdziale wszystko będzie ok już nmg sie doczekać następnego
OdpowiedzUsuńBoże... Jak to nie będzie widzenia przez miesiące? Nie wiem ob im tego!
OdpowiedzUsuń😢 biedny Justin
OdpowiedzUsuńNo to chyba z wcześniejszym zwolnieniem może się pożegnać, ale nie dziwię się, że nie wytrzymał. Dość dawno nie miał już takiego ataku złości i takiej bójki.
OdpowiedzUsuń