piątek, 3 czerwca 2016

Epilog

FlashBack
Gdyby nie promienie słoneczne, które natarczywie święcą mi prosto w twarz spałabym dłużej. Leniwie przekręcam się na drugi bok i wyciągam dłoń w poszukiwaniu ciała Justin'a, ale trafiam w nicość. Unoszę się lekko i ze zdezorientowaniem stwierdzam, że jestem sama w pokoju. 
Cholera. 
Czy to, że Justin do mnie wrócił, było tylko snem?
Jakaś część mnie zaczyna panikować. 
Nie, to nie mogło mi się śnić. Moja poduszka wciąż pachnie jego perfumami, a ja leżę w jego czarnej koszulce. Gdzie go wcięło? 
Wstaję, aby sprawdzić czy nie ma go w łazience, ale oczywiście tam go nie znajduję. Może gdzieś wyszedł. Tylko po co miałby to robić? 
Ciągle zdezorientowana schodzę na dół i ku mojemu zdziwieniu zauważam w kuchni mamę, w czarnej eleganckiej sukience i Ryan'a ubranego tak jak zawsze czyli luźno. Ona stoi przy kuchni i najwyraźniej coś gotuje, a on pije kawę. Chcę się wrócić, bo nie dosyć, że jestem cała w nieładzie to do tego mam na sobie tylko koszulkę Justin'a. Na dodatek blondyn zostawił mi w nocy sporo sinych pamiątek na szyi i dekolcie. 
Odwracam się i stawiam nogę na stopniu. W tym samym momencie słyszę głos mamy.
Cholera.
- Jak się spało? - pyta, a ja nie muszę się odwracać żeby wiedzieć, że ma na ustach rozbawiony uśmiech. 
Spoglądam na nią i próbuję udawać, że nic nie widzę. Wzruszam ramionami i podchodzę do nich powoli. 
- W porządku - odpowiadam odchrząkując. - Całkiem... w porządku - jąkam się, gdy w wejściu do kuchni zauważam drugą koszulkę, tą którą Justin ze mnie wczoraj zdjął.
Cholera, nie to w ogóle nie jest podejrzliwe Sam...
Korzystam z chwili, w której oni zajęci są innymi sprawami, nachylam się i szybko chowam ją za plecami. W tym samym momencie spogląda na mnie Ryan. Przykłada kubek do ust i zaczyna pić, aby ukryć rozbawiony uśmiech, który wkrada mu się na usta. I tak wszystko widzę.
Jestem zdezorientowana tym jak oni się zachowują. Zakładam, że wiedzą co robiłam większą połowę nocy z Justin'em i najwyraźniej nijak tego nie zmienię. Myślę też, że moja własna matka właśnie dlatego została w domu u Ryan'a na noc. Wszystko wiedziała. 
Chcę powiedzieć jej, że jestem na nią zła za to, że nie powiedziała mi o rozprawie i zataiła przede mną tyle ważnych rzeczy, ale czuję, że to nie jest ten moment. Wyciągnęła mojego chłopaka z więzienia. Odzyskałam miłość i w sumie jestem jej wdzięczna.
- Widzieliście Justin'a? - pytam po jakimś czasie głuchej ciszy.
- Mijaliśmy go jak wchodziliśmy do domu jakąś godzinę temu - odpowiada uśmiechając się do mnie delikatnie. - Zjesz z nami?
Kręcę głową i kieruję się z powrotem na schody.
- Nie, dziękuję. Nie jestem głodna - odpowiadam wymigując się.
Coś mi tu nie gra.
Czemu wyszedł?
Wchodzę do swojego pokoju, narzucam na siebie szerokie porwane jeansy, biały krótki top i białe trampki. Twarz ogarniam do jako takiego porządku i wychodzę z domu. Wysyłam Justin'owi sms'a z zapytaniem gdzie jest. Przekraczam teren podwórka i w tym samym momencie dostaję odpowiedź.

Od: Justin
Park na przeciwko x

Wzdycham i idę do parku przy moim domu. Po cholerę on tam polazł? 
Idę pomiędzy alejkami szukając wszędzie tej jednej konkretnej osoby. Mogłam się zapytać w jakim miejscu mniej więcej jest. Byłoby łatwiej. Przechodzę przez zielony trawnik i w tym samym momencie czuję jak para silnych rąk oplata mnie w talii i okręca na około. Z moich ust wydobywa się zaskoczony pisk.
- Co ty wyrabiasz? - pytam Justin'a, gdy stawia mnie na ziemię.
Uśmiecha się zadowolony i wzrusza ramionami.
- Nic. 
Uderzam go lekko w klatkę piersiową. Jestem na niego zła, bo zostawił mnie samą w tym domu.
- Czemu wyszedłeś? - pytam patrząc się na niego z wrzutem. - Myślałam... - biorę wdech i opuszczam głowę.
Przez chwilę patrzy się na mnie i nic nie mówi. Dzisiaj rano przez jedną sekundę czułam się tak jak przez ostatnie kilka miesięcy.
- Pomyślałaś, że cię zostawiłem? - kończy niedowierzającym głosem. 
Nieśmiało na niego spoglądam.
- Myślałam, że to wszystko tylko mi się śniło... - przyznaję po chwili.
Justin wzdycha i kręci delikatnie głową.
- Cholera, nie chciałem... - robi pauzę. - Dawno nie byłem na wolności. Zresztą nie chciałem, żeby twoja mama zobaczyła nas razem w łóżku - dodaje śmiejąc się. - To zbyt kłopotliwe nawet jak na mnie.
Nie mogę się nie uśmiechnąć. 
- Jesteś głupi.
- Ale i tak mnie kochasz - mruczy i przyciąga mnie do siebie. 
Wtulam się w niego i uśmiecham lekko. 
- Oczywiście, że tak...
- Nie zostawię cię, Sam - mówi cicho. - Nigdy. Raczej zastanawiam się... - zatrzymuje się na moment, tak jakby chciał dobrać dobre słowa. - Czy to ty nie zostawisz mnie.
Czuję chłód przechodzący przez całe moje ciało. Odsuwam się i patrzę na niego w niezrozumieniu.
- Co?
Justin oblizuje usta i wzdycha.
- Nie wiem, Sam - wzrusza ramionami. - Zmieniłem się, po prostu. Jestem bardziej nerwowy i jeszcze bardziej wkurzający niż wcześniej. Zmieniłem też spojrzenie na wiele ważnych rzeczy. Po prostu mnie nie znasz, a ja nie jestem pewny czy kiedy poznasz mnie teraz nadal będziesz mnie kochać... -  odpowiada przyglądając mi się badawczo. 
Przymykam oczy i kręcę głową.
- Chyba sobie żartujesz - mówię. - Nie obchodzi mnie czy się zmieniłeś, czy nie. Kocham cię. Zawsze będę i nic tego nie zmieni - widzę, że jego wyraz twarzy nadal jest niepewny.  - Skoro się zmieniłeś to będę poznawała cię na nowo. Ale wiedz, że ja też już nie jestem taka sama...
Chwyta mnie za dłoń i splata nasze palce. Widzę uśmiech wkradający się na jego twarz.
- Więc uważasz, że ja ciebie też tak naprawdę nie znam? - pyta cwanie, a ja przytakuję głową.
- Spróbuj mnie poznać, to się przekonasz - odpowiadam chichocząc.
- Mamy od nowa się poznawać? - pyta, a ja przytakuję. - Tak jakbyśmy się nigdy wcześniej nie znali? - znowu przytakuję. - ...bez seksu? - zadaje kolejne pytanie bardziej niepewnie, a ja tym razem nie przytakuję.
Po chwili kręcę głową i podnoszę otwartą dłoń.
- Nie no, aż tak nie przesadzajmy - odpowiadam rozbawiona, a on zaczyna się śmiać.
- W takim razie to wszystko zmienia - mamrocze.
W następnej chwili wyciąga do mnie dłoń przez co jeszcze bardziej się śmieję.
- Jak się nazywasz mój ty aniele? - pyta z szerokim uśmiechem, a ja już dosłownie się duszę.
Biorę oddech i ściskam jego dłoń.
- Samantha, ale mów do mnie Sam - ogarniam się na tyle, aby wydusić z siebie te kilka słów.
Ta scena jest naprawdę komiczna i wręcz nie mam słów, aby to opisać. Sam pomysł o poznawaniu siebie na nowo jest komiczny, a to co robimy teraz przewyższa wszystko. Z bycia dla siebie najważniejszymi ludźmi na świecie przeszliśmy do tego samego tyle, że od teraz nasza historia zaczyna się od "Cześć, jak się nazywasz?" To banalne i śmieszne.
W następnej chwili on robi coś przez co mój cały świat zatrzymuje się na kilka kolejnych chwil.
- Cześć, jestem Justin. Wyjdziesz za mnie? - Wstrzymuję oddech.
Moje pierwsze myśli, to to, że po prostu się wygłupia. Patrzę się na niego. Uśmiecha się, ale jego oczy są wyjątkowo i zaskakująco poważne.
To niemożliwe.
- Zgrywasz się... prawda? - pytam niepewnie.
Klęka.
Tak najzwyczajniej w świecie przede mną klęka. Wyciąga z kieszeni małe pudełeczko i ja już wiem, że nie wyszedł wcześniej z domu żeby się przejść. Otwiera je, a w środku znajduje się pierścionek ze średniej wielkości brylantem.
To się nie może dziać naprawdę.
- Mam dwadzieścia dwa lata, właśnie wyszedłem z więzienia, nie skończyłem college'u i nie mam planu na życie. Ale kogo to, do kurwy, obchodzi? Kocham cię. Tak bardzo cię kocham i nie chcę tracić więcej czasu na udawanie, że nie wiem jak to wszystko się skończy. Cholera, wyjdziesz za mnie. Prędzej czy później to się stanie i sama bardzo dobrze o tym wiesz. Pisane jest nam być razem i wszechświat udowadniał nam to już wiele razy. A skoro ani ty, ani ja nie mamy żadnego celu w życiu, to dlaczego nie mielibyśmy rozpocząć nowego rozdziału? Znajdziemy cel razem, Sam - mówi, a z każdym kolejnym słowem pod moimi powiekami zbiera się coraz więcej łez. - Wystarczy, że powiesz tak... - mimo jego zapewnień, że i tak kiedyś za niego wyjdę teraz wygląda niepewnie.
Boi się, że mu odmówię.
Cholera, to jakieś totalne szaleństwo.
Nie waham się. Nawet nie mam nad czym się zastanawiać, bo w każdej sylabie tego co powiedział jest prawda. 
- Tak - mówię tylko i w następnej sekundzie rzucam mu się w ramiona.
Wiem, że teraz się uśmiecha mimo, że nawet tego nie widzę.
- Kocham cię, Justin.
Obejmuje mnie i wzmacnia uścisk. 
- Zawsze.
TheEndFlashBack

 Uderzam w klawiaturę pisząc coraz to nowe, bardziej wyszukane zdania. Co jakiś czas popijam kawę stojącą po mojej lewej stronie. Bolą mnie już oczy od ciągłego siedzenia przed laptopem, ale obiecałam wydawcy, że wyślę mu kilka nowych rozdziałów. Muszę się z tego wywiązać. Przecieram oczy dłońmi i wzdycham. W tym samym momencie do pokoju wchodzi tak dobrze mi znany blondyn. Podchodzi do mnie i z uśmiechem składa pocałunek na moim policzku.
- Kiedy wróciłeś? - pytam, gdyż naprawdę nie słyszałam żeby ktoś wchodził do domu.
- Jakieś pół godziny temu - mruczy przekręcając mnie na obrotowym krześle twarzą do siebie. - Przypomnij mi po co założyłem tą głupią firmę - jęczy zmęczony. - Mogłem zostać gwiazdą tak jak Liam.
Chichoczę i przytulam się do niego.
- Dla mnie zawsze będziesz gwiazdą - mruczę.
Nachyla się nade mną i całuje mnie na zarysie mojej szczęki. 
- Gdzie Dylan? 
Justin wzdycha schodząc pocałunkami na moją szyję.
- Bezpieczny. Bawi się w salonie - odpowiada.
To Justin zaproponował żeby nazwać naszego syn'a tak a nie inaczej. Spodobało mi się to od początku. To imię już zawsze będzie przywoływało we mnie bardzo dobre wspomnienia.
Podnoszę się, a on w tym samym momencie obejmuje mnie i delikatnie popycha w stronę biurka. Przymykam oczy i chichoczę. 
- Przestań. Przecież on może tutaj wejść - ostrzegam go, ale on zdaje się tego nie słyszeć. - No i Janet zaraz wróci - mamroczę.
Odrywa usta od mojej szyi i łączy je z moimi wargami. Sunie dłonią wzdłuż moich pleców, a ja wplatam rękę w jego włosy. 
- On jest zajęty zabawą, a Janet wróci dopiero...
Jak na ironię nagle słyszymy głośny trzask drzwi wejściowych. Justin wzdycha i odsuwa się ode mnie. Wychodzimy z pokoju, aby zobaczyć co się dzieje i w tym samym momencie jasnowłosa szesnastolatka przemyka obok nas pędząc szybko na górę.
- Janet? - pytam zdziwiona jej dziwnym zachowaniem
- Nie będę z tobą rozmawiać! - krzyczy i po chwili słyszę jak zamyka się w swoim pokoju. 
Zdziwiona spoglądam na Justin'a, który tylko unosi brwi.
- Czy ona nie miała być u Ross'a, żeby robić jakiś projekt? - pyta mnie, a ja wzruszam ramionami. 
Wczoraj żaliła mi się, że musi z nim robić projekt, ale w końcu nie wiem czy poszła to zrobić. Odkąd pamiętam Janet praktycznie codziennie, gdy tylko wraca ze szkoły żali mi się jak bardzo nie lubi tego chłopaka. Dlatego robienie z nim projektu na pewno jej się nie spodobało. 
-  Może się z nim pokłóciła - odpowiadam w zamyśleniu. - Pójdę z nią porozmawiać.
Zaczynam wchodzić po schodach, a Justin idzie za mną.
- Ooo nie, kochanie - zaczynam śmiejąc się. - Zostań z Dylan'em. To dziewczęce sprawy - odpowiadam wyniośle, a ten z udawaną złością przewraca oczami.
- Jestem jej ojcem. Jeżeli przez niego płacze mogę mu sprać tyłek - mamrocze pod nosem, a ja tylko się uśmiecham. 
Podchodzę do niego i składam pocałunek na jego ustach.
- Kocham cię - mówię, a wyraz jego twarzy automatycznie się zmienia. 
- Ja ciebie też - odpowiada zadowolony. 
Nie mówiąc nic więcej wchodzę na górę i pukam do jej pokoju. Na początku nic się nie dzieje.
- Janet? Otwórz, to ja - mówię spokojnym głosem naciskając na klamkę. 
Słyszę jak pociąga nosem i to by było na tyle.
- Chcę tylko z tobą porozmawiać - proszę ją przez drzwi.
Mija kilka chwil, aż w końcu decyduje się przekręcić zamek. Robi to, a gdy tylko wchodzę do pokoju ona znowu kładzie się na łóżko. Ma czerwone oczy i nos. Zdecydowanie płakała. 
Siadam na rogu łóżka i kładę dłoń na jej ramieniu.
- Co się dzieje?
Dziewczyna wzdycha i patrzy się na mnie.
- Ross to głupek - odpowiada cicho. - Chciałam tylko zrobić ten głupi projekt i wyjść. Już na samym początku miałam go dosyć... Ale później... - bierze oddech. - Zaczęliśmy rozmawiać i było całkiem w porządku. Oczywiście on musiał później wszystko zepsuć! - unosi głos podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Obraził cię? - pytam czując niepokój.
Gwałtownie kręci głową i rzuca poduszkę w drugi kąt pokoju.
Tak, wybuchowość ma po Justin'ie.
- Powiedział mi, że jest we mnie zakochany i mnie pocałował! - wybuchała. - Pocałował, rozumiesz?!
Jej smutek i chęć płaczu zamienia się w złość. Ona się denerwuje, a ja patrzę się na nią tak jakbym nie wiedziała czy się śmiać czy może być poważną.
- A ty nic do niego nie czujesz...? - pytam niepewnie.
- Mamo, tu nie chodzi o to czy coś do niego czuję - odpowiada. - Nawet jeśli bym coś czuła... nie mogę. On jest moim wrogiem. 
Uśmiecham się i pocieszająco pocieram jej ramię.
Ta sytuacja przypomniała mi pewną rzecz.
- Wiesz, że kiedyś nienawidziłam twojego taty? - mówię jej rozbawiona.
- Hej! Kochałaś mnie. Wiesz to - wtrąca się Justin, który najwyraźniej wszystko podsłuchiwał.
- Tato! - krzyczy i rzuca w niego kolejną poduszką, ale on ze śmiechem ją łapie. - Czemu podsłuchiwałeś?! - patrzy się na niego z pretensją. 
- Oh księżniczko, bo twoja mama nigdy nic mi nie mówi. Musiałem dowiedzieć się na własną rękę - puszcza do mnie oczko i siada przy mnie na łóżku. - I nie możesz jej wierzyć - mówi wskazując na mnie. - Ona mnie kochała od samego początku. Mówię ci.
- Nie prawda. Byłeś nieznośny - wtrącam krzywiąc się.
- Byłem idealny - odpowiada i z uśmiechem całuje mnie w policzek.
- Ew, nie przy mnie - jęczy niezadowolona Janet, a my zaczynamy się śmiać. 
Justin splata nasze dłonie i odzywa się patrząc na naszą córkę.
- Jeżeli coś do niego czujesz, to powinnaś dać chłopakowi szansę. Może jest taki wredny i nieznośny tylko dlatego, że próbuje coś ukryć albo udowodnić. Nigdy nie wiesz jaki ktoś jest naprawdę dopóki go nie poznasz. A może akurat będziecie dla siebie kimś więcej - mówi Justin. - Twoja mama ma rację. Byłem nieznośny i naprawdę okropny. Ale wtedy pojawiła się ona i zacząłem się zmieniać nawet jeśli na samym początku tak bardzo tego nie chciałem... Po prostu nie miałem na to wpływu. 

***

Wychodzimy z jej pokoju, a ja od razu obdarzam Justin'a szerokim uśmiechem.
- Awh, kochanie - mruczę przytulając się do niego. - Od kiedy jesteś takim romantykiem? - chichoczę, a on mnie obejmuje.


- Od zawsze nim byłem - odpowiada z uśmiechem. 
Łączy nasze wargi i kładzie dłoń na moim policzku. 
- Kocham cię - mówi pomiędzy pocałunkami.
Uśmiecham się.
- Zawsze - odpowiadam.
****
No i mamy oficjalny koniec #RETURN!
Dwie części pisałam łącznie siedem miesięcy i aż sama nie wierzę w to jak szybko zleciało! Czuję się tak jakby wszystko rozpoczęło się wczoraj, a tutaj już koniec! 
Chciałabym, aby teraz każdy z Was podzielił się odczuciami na temat tego ff. 
Jaki moment był waszym ulubionym? 
Jestem bardzo ciekawa!

Podziękowania

Chciałabym bardzo, ale to bardzo podziękować Victorii Karczmarczyk, której komentarze zawsze potrafiły podbudować mnie na duchu, i która wspiera mnie na tym blogu już od długiego czasu. Nawet nie wiesz ile razy udało Ci się poprawić mi humor swoimi wypowiedziami. Jesteś wielka, kochana! <3


Dziękuję także Joli P. 
Wiem, że to czytasz! :D <3
Nawet sobie nie wyobrażacie ile niesamowitych pomysłów użytych na blogu powstały właśnie od tej cudownej osóbki. Dzielnie wytrzymywała całe moje gadanie, nerwy i niezdecydowanie. Ona jest tą osobą, której się żalę, gdy nie wiem co mam pisać w rozdziale. Gdy się do niej zwracam wiem, że zawsze mi pomoże.


No i oczywiście nie mogę zapomnieć o wszystkich wiernych czytelniczkach i waszych słowach pochwały, a także krytyki, bo to wszystko zawsze daje mocnego kopa do działania. Gdyby nie było tutaj Was, nie byłoby też mnie. Nie miałabym dla kogo pisać. 
Dziękuję, każdemu z osobna za to, że wiernie oczekiwaliście kolejnych rozdziałów i wchodziliście na tego bloga. To dla mnie naprawdę wiele znaczy.
Dziękuję!



NA BLOGU MB'SG POJAWIŁ SIĘ ROZDZIAŁ 1!

Jeżeli podobało ci się to ff, będzie mi niezmiernie miło, gdy zajrzysz na mojego nowego bloga i zostawisz po sobie ślad. Każdy komentarz i każde jedno wyświetlenie daje naprawdę dużo motywacji do dalszej pracy!

Ps. To chyba już tyle. Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia na drugim blogu kochani!
Victoria xx

środa, 1 czerwca 2016

31. Równie dobrze mogę nie istnieć

||Sam||

Mijają tygodnie.
Miesiące.
Tęsknie za nim.
Przez ostatnie wydarzenia nie radzę sobie zbyt dobrze. Moja mama zmusiła mnie do uczęszczania do psychologa i teraz co najmniej raz w tygodniu muszę chodzić do faceta i opowiadać mu o moim życiu prywatnym. Chociaż wiem, że gówno go obchodzi to wszystko. To przeze mnie mój chłopak siedzi w więzieniu, to ja zniszczyłam mu życie i to ja zabiłam swojego najlepszego przyjaciela. Nic ani nikt nie jest w stanie tego zmienić. 
 Liam przyznał się przed światem, że Alice urodzi jego dziecko i teraz stali się przykładem idealnego związku. Cieszę się ich szczęściem, ale czasami kiedy przychodzą mnie odwiedzić czuję jakiś rodzaj zazdrości. Mają to, co mi zostało odebrane. Matt i Tracy są znowu razem. To była tylko kwestia czasu zanim tak się stanie. Po pogrzebie coś się zmieniło. Moja relacja z Matt'em idzie w dobrym kierunku. Jeszcze nie jest idealnie, ale nie mogę narzekać. Znowu stał się dla mnie przyjacielem. Rita i Harry to chyba najdziwniejszy związek jaki kiedykolwiek widziałam. Są jak ogień i woda. Ciągle się kłócą, ale wydaje mi się, że są dla siebie stworzeni. Ostatnio wszyscy zjechali się do San Diego żeby mnie odwiedzić. Na co dzień każdy siedzi w Stanford i nie widuję ich zbyt często. Wszyscy wprosili mi się do domu i robili wszystko, żeby poprawić moje samopoczucie. 
I wtedy to do mnie dotarło.
Gdybanie Dylan'a na temat naszej przyszłości w jakimś stopniu się spełniło. Gdyby teraz tutaj był Justin nie siedział by w więzieniu. Siedzielibyśmy wszyscy razem. Justin zapewne wtulałby się we mnie jak to robi za każdym razem, gdy siedzimy w większym gronie, a Dylan spojrzałby się na mnie tym swoim zadowolonym wzrokiem i dumny z siebie powiedziałby: A nie mówiłem?
- Nie wiem kiedy wróci twoja mama, ale wiem, że dzisiaj nocuje u mnie - informuje mnie Ryan wychodząc z domu.
Przewracam oczami i uśmiecham się delikatnie.
- Może czas pomyśleć nad ślubem? - pytam żartobliwie, a on puszcza mi oczko.
- Znasz swoją mamę, to uparta kobieta.
Przytakuję głową.
Oh tak. Zdaję sobie sprawę z tego jak jest uparta. 
Kiedy zobaczyła, że nie radzę sobie psychicznie po rozprawach w sądzie nie pozwala mi na nie chodzić. Jest cholernie wpływowym człowiekiem, a ja najzwyczajniej w świecie nie mam wstępu na salę sądową. Próbowałam ją namówić żeby zmieniła zdanie. Kłóciłam się, krzyczałam, a nawet wpadłam w szał i rozwaliłam połowę kuchennych naczyń, ale ona była i nadal jest nieugięta. Praktycznie o niczym mnie nie informuje. Wiem tyle, że Justin ma zakaz odwiedzin co ostatnimi czasy już całkiem mnie dobiło. 
Jestem bezradna, a nienawidzę tak się czuć. Chcę mi się płakać, ale czasami mam wrażenie, że przez te kilka miesięcy wypłakałam całe łzy. 
Ryan wychodzi. Zamykam drzwi na klucz i znowu wpadam w posępny nastrój. Idę do kuchni zrobić sobie herbatę, a gdy docieram później do swojego pokoju postanawiam zrobić sobie kąpiel. 
 To okazuje się złym pomysłem. W czasie kąpieli mam dużo czasu na rozmyślanie. Wszyscy moi przyjaciele ułożyli sobie jakoś życie, a ja mam wrażenie, że moje stanęło w miejscu. Nie potrafię normalnie funkcjonować bez tego brązowookiego chłopaka przy mnie. Stał się znaczną częścią mojego życia i bez niego nic nie ma sensu. Nawet nie chcę żeby miało sens, bo dopóki nie ma go przy mnie to ja równie dobrze mogę nie istnieć. 
 Po kąpieli suszę włosy i idę do garderoby wybrać jakąś koszulę do spania. Jako, że nie wracam do Stanford znowu się rozpakowałam. Ten dom jest znowu moim domem. Mam dwadzieścia jeden lat i zero ambicji. Powinnam znaleźć sobie jakąś pracę i mieszkanie, ale nie robię tego. Przechodzę między półkami aż w końcu mój wzrok zatrzymuje się na białej dużej koszulce z dekoltem w literkę V. To zdecydowanie koszulka Justin'a. Nawet nie wiem co ona tutaj robi, ale gdy tylko po nią sięgam i jakimś cudem ona wciąż nim pachnie nawet się nie zastanawiam i po prostu ją na siebie nakładam. 
Dobra, jeszcze tylko coś zjem i mogę iść spać, myślę.
Koszmary wciąż mnie dręczą i nienawidzę tego, ale nie mogę wcale nie spać. Już próbowałam. Byłam tak zdesperowana tym co dzieje się w mojej głowie podczas snu, że starałam się nie spać wcale. Wytrzymałam tylko trzy dni. Później moja własna matka podała mi leki nasenne. Chyba myśli, że zwariowałam.
Schodzę na dół, a gdy już prawie jestem w kuchni słyszę dźwięk otwieranego zamka. Przewracam oczami nawet nie zwracając na to uwagi. Moja matka znowu pokłóciła się z Ryan'em i wróciła wcześniej do domu. 
No i to by było na tyle z moim samotnym wieczorem.
- Nie, nie zrobię ci nic do jedzenia - odpowiadam, gdy wchodzi do kuchni. 
Zawsze gdy się z nim kłóci jestem czymś w rodzaju słuchaczki. Ona mi się żali, a ja robię jej herbatę i jedzenie. Czasami mi się wydaje, że  w tym domu to ja jestem matką. 
- W porządku. Jakoś nie jestem głodny - talerz wypada mi z rąk i cały potłuczony ląduje w zlewie.
Tak bardzo znajomy, zachrypnięty, idealny głos nie należy do mojej matki. Czy znowu zasnęłam w jakimś innym miejscu niż łóżko i po prostu śnię? Boję się oddychać, a nawet odwrócić twarzą do niego. Boję się, że to tylko moja wyobraźnia. Słyszę kroki kierujące się w moją stronę, ale ja nadal się nie ruszam. Jego dłoń delikatnie przejeżdża po moim odkrytym ramieniu.
- Jestem prawdziwy, Sam - szepcze bardzo blisko mnie, a wtedy wszelkie wątpliwości odchodzą w zapomnienie.
Odwracam się, a moje oczy od razu zatrzymują się na jego brązowych tęczówkach.
- Jak... - zaczynam, ale on przerywa mi pocałunkiem.
Dłoń kładzie z tyłu mojej szyi i przyciąga mnie do siebie. Kiedy nasze wargi się stykają wszystko staje się bardziej rzeczywiste. On tu jest. On naprawdę tutaj jest. Wkładam palce w jego włosy i delikatnie ciągnę za ich końce. Przejeżdża językiem po mojej dolnej wardze i zachłannie pogłębia pocałunek. Gdy tylko uchylam usta nasze języki zaczynają walczyć o dominacje. Smakuje papierosami i gumą miętową. Jego dłonie błądzą po całym moim ciele, aż w końcu zatrzymują się na moim tyłku. Ściska moje pośladki i unosi mnie w górę sadzając na blacie. Przerywa pocałunek tylko po to, żeby przenieść je na moją szyję i dekolt. Gdy zaciska dłoń na skrawku białej koszulki i zauważa czyja ona jest wydaje z siebie cichy zadowolony jęk. Oplatam go nogami w pasie i odchylam głowę do tyłu. Zmniejszam między nami odległość do minimum. 
Jeżeli to mi się śni, po obudzeniu się będę najbardziej zawiedzioną i załamaną osobą na świecie.
Dłonie wkłada pod moją/jego koszulkę i chwilę później mnie jej pozbawia. Nie jestem mu dłużna i robię to samo. Pierwsze co zauważam to to, że jego mięśnie stały się wyraźniejsze. Do jego kolekcji doszło kilka tatuaży. Nie mam nawet czasu się przyjrzeć bo znowu odnajduje moje usta i zachłannie łączy je ze swoimi. Pomiędzy pocałunkami mamroczę coś, że nie chcę robić tego tutaj, więc Justin nie odrywając swoich warg od moich unosi mnie i nawet nie wiem kiedy znajdujemy się w moim pokoju. Upada razem ze mną na idealnie pościelone łóżko. Unosi się lekko, gdy moje ręce lądują na pasku od jego spodni i pomaga mi je z siebie zdjąć. Chwilę później sunie opuszkami palców po zewnętrznej stronie mojego uda. Składa pocałunek na moim policzku, szyi, a gdy zasysa się na miejscu przy moim dekolcie cichy jęk wydostaje się z moich ust. Zaciskam dłonie po obu stronach pościeli. Wkłada mi dłoń pod plecy i  pozbawia mnie stanika. Jego oddech staje się płytki. Dwoma palcami zsuwa ze mnie majtki i chwile później zdejmuje z siebie bokserki. Przejeżdżam dłonią po jego absie i nasze oczy się spotykają. Brązowe tęczówki błyszczą w świetle ulicznych latarni. Wygląda jak anioł. 
- Nigdy więcej mnie nie zostawiaj - szepczę błagalnym głosem, a on kręci nieznacznie głową.
- Nie zrobię tego - odpowiada znowu się do mnie przybliżając. - Obiecuję.
Całuje mnie, a ja znowu wplatam dłonie w jego włosy. Swoją dłoń wkłada pod moje plecy, a ja unoszę się lekko do góry. Nakłada na siebie prezerwatywę. Mam tak wiele pytań i chcę tak wiele mu powiedzieć, ale boję się, że gdy się odezwę wszystko zniknie. Gdy we mnie wchodzi nie mogę się powstrzymać przed jękiem. Chłopak przysuwa się do mnie tak, że nasze ciała się ze sobą stykają i zaczyna się we mnie poruszać. Oplatam go nogami w pasie. W trakcie pocałunku przegryzam delikatnie jego dolną wargę, a on sapie w uznaniu. Jedną ręką opiera się o poduszkę przy mojej głowie, a drugą ściska moje udo. Przegryza moją skórę na dekolcie, a mi aż kręci się w głowie od jego dotyku i tego jak ten chłopak na mnie działa. Pogłębia swoje ruchy, a ja odchylam głowę do tyłu.
- Tak bardzo cię, kurwa, kocham Sam - jęczy w moją szyję. 
Jego głos jest desperacki tak jakby przez cały ten czas myślał, że mnie utracił. Albo jakby wiedział, że jesteśmy na siebie skazani. Zawsze i na zawsze. Bo ja nie chcę ani nie potrafię żyć bez niego, a on czuje to samo. Wiem to. 
Przyciągam go do siebie jeszcze bardziej o ile to jest w ogóle możliwe. Chcę zatrzymać tę chwilę na zawsze. To jak chwila, w której po wielkiej burzy wychodzi słońce i nadzieja na lepsze jutro. Chcę żeby trwała i nigdy się nie kończyła, bo właśnie teraz jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. 
- Zawsze - odpowiadam cicho.

***

- Nikt mi nie chciał nic powiedzieć - mówię wtulona w jego klatkę piersiową. - Byłeś tam przeze mnie, a ja nawet nie wiedziałam co się z tobą dzieje...
Nadal do mnie nie dociera, że on jest tutaj przy mnie. To jak marzenie, o którym nawet nie ma się odwagi myśleć. Traciłam nadzieję. A teraz leżę obok niego. Zakłada mi włosy za ucho i całuje w czubek mojej głowy. W czasie, w którym nic mi nie odpowiada wsłuchuję się w równomierne bicie jego serca.
- Po bójce straciłem prawa do tego żeby się widywać z kimkolwiek. Czasami robili wyjątki kiedy przychodziła twoja mama, ale to tylko dlatego, że była moim prawnikiem. Nie mówiłem jej zbyt wiele. Żeby tam przetrwać musiałem stać się obojętny. Ale nigdy nie przestałem cię kochać - ostatnie zdanie wypowiada cicho.
Na samą myśl przez co musiał przejść ściska mnie w sercu. Jakim cudem istnieje na świecie człowiek taki jak on, który potrafi poświęcić dla drugiej osoby tak wiele? Oddał wszystko. Dla mnie. Z jednej strony jestem tak bardzo na niego zła, a z drugiej mam ochotę płakać i już nigdy więcej go nie puszczać z obawą, że znowu zniknie.
- Dlaczego nic nie wiedziałam o tym, że wychodzisz? - pytam próbując ukryć nutkę wyrzutu, która pojawiła się w moim głosie.
Powinnam tam być. Na pewno potrzebował wtedy wsparcia, a ja nawet nie wiedziałam o kolejnej rozprawie. 
- Poprosiłem twoją mamę żeby nic ci nie mówiła. Nie chciałem żebyś się zawiodła, gdyby coś się nie udało - odpowiada lekko zachrypniętym głosem.
Biorę oddech. Opuszkami palców zaczynam kreślić wzory na jego klatce piersiowej.
- Czemu nagle sędziowie zmienili zdanie? 
Unoszę lekko głowę, aby móc na niego spojrzeć. Posyła mi wzrok.
- To był dla mnie wielki szok, ale Emma po prostu przyznała się że kłamała. Przyszła tam i powiedziała całą prawdę... - robi pauzę i dodaje niepewnie: - A później mnie przeprosiła...
Unoszę brwi zaskoczona jego odpowiedzią. 
Emma w końcu zdecydowała się mu wybaczyć? Skruszona i zagubiona Emma to na pewno niecodzienny widok. Trochę jej się zeszło zanim zrobiła to o co ją prosiłam, ale lepiej późno niż wcale. 
Przekręcam się tak aby być twarzą do niego. Wzrokiem skanuję jego ciało i liczę ile tatuaży mu przybyło. 
Trzy.
Najbardziej spodobała mi się korona po prawej stronie przy obojczyku. Dotykam jej, a Justin chichocze. Nie mogę się nie uśmiechnąć kiedy słyszę jego melodyjny śmiech. Znowu mam na sobie jego koszulkę tyle że tym razem czarną. Ta biała została gdzieś na dole. Justin obejmuje mnie w pasie i podnosi tak, że teraz siedzę na jego kolanach. Uśmiecha się do mnie i przez chwilę bawi się naszymi splecionymi dłońmi. Całuje mnie w dłoń i spogląda prosto w moje oczy. 
- Nie widziałem cię ze cztery miesiące - odpowiada w zastanowieniu. 
Wzdycham i smutno przytakuję głową.
Znowu straciliśmy tyle czasu. 
- Hej, nadrobimy to - dodaje gdy widzi moją minę. - Jeszcze będziesz miała mnie dosyć, bo ja już nie mam zamiaru nigdzie odchodzić.
Chichoczę i ścieram pojedynczą łzę, która znikąd pojawiła się na moim policzku.
- Nigdy - odpowiadam przytulając się do niego.
Składa szybki pocałunek na czubku mojego nosa.
Dłonie wsuwa pod moją koszulkę i zatrzymuje je na moich nagich biodrach.
- Cholera, jesteś taka idealna - mamrocze z uznaniem. - I zajebiście seksowna - dodaje całując mnie w szyję. - Zwłaszcza w moich koszulkach. 
Przegryza płatek mojego ucha i łapie mnie za tyłek. 
Prycham śmiechem i obejmuję go. 
- Znowu? - pytam rozbawiona na jego nagłą chęć kochania się ze mną.
Unosi moją koszulkę i uśmiecha się niewinnie.
- Ja już prawie zapomniałem jak moja dziewczyna wygląda nago - mruczy przyciągając mnie do siebie. - Tak nie może być. 


****
No i został nam tylko Epilog :o 
Cholera, jak to szybko zleciało. 
Czuję się tak jakbym wczoraj dopiero co napisała Prolog #Blogging, a już niedługo będę pisać Epliog #Return. Aż nie mogę w to uwierzyć :")

Plus, ten rozdział to praktycznie sam seks, ale co tam xd Te typy rozdziałów są moimi ulubionymi haha :D

Epilog postaram się dodać do piątku x

Mam dla was zwiastun i link do mojego nowego bloga! Pewnie ci co chcieli go znaleźć już go znaleźli, bo jest dostępny od jakiegoś czasu, ale teraz podaję go Wam publicznie.
Jeszcze nie wysyłałam go na żadne spisy, więc jesteście pierwsi xx




Pierwszy rozdział pojawi się pewnie zaraz po tym jak wstawię Epilog na tego bloga :) 

Kocham xx
Victoria