||Sam||
O czym myślał kiedy umierał?
Obwiniał mnie za to?
Bolało go?
Jest tyle pytań, na które niż nigdy nie będę znała odpowiedzi. Nie będę go mogła o to zapytać. Już nigdy nie będziemy siedzieć wieczorami na tarasie i rozmawiać o moim popieprzonym życiu miłosnym. Już nigdy nie zaśmieję się z tego jaką jest niezdarą. Nie będę płakać w jego ramie, gdy stanie się coś złego i nie będę siedzieć z nim w parku i oceniać przystojnych chłopców. Nigdy nie usłyszę jego głosu. Nigdy nie spojrzę w jego zielone, zawsze roześmiane oczy.
Już nigdy więcej go nie zobaczę.
- Przyszłyśmy na widzenie z Justin'em Bieber'em - odzywa się moja mama do kobiety siedzącej za dużą szybą.
W dzień wypadku, gdy tylko Justin się przyznał do prowadzenia samochodu zabrali go na komisariat. Nie wiedziałam co mam zrobić. Wykryli u niego alkohol co jeszcze bardziej pogorszyło sprawę. Postawili mu zarzut nieświadomego spowodowania śmiertelnego wypadku. Gdy tylko wróciłam do domu powiedziałam mamie, że to ja jestem winna i że to ja powinnam tam siedzieć, a nie on. Ale ona nie pozwoliła mi się przyznać.
- Nie możesz tego zrobić - powiedziała.
- W takim razie pozwolisz, żeby w więzieniu siedział niewinny człowiek? Mamo, Dylan nachylił się i sam skręcił kierownicą. Przecież kiedy powiem policji jak było naprawdę... nie może być aż tak źle - odpowiadam przejęta.
Chciałam wtedy tylko płakać, ale nie mogłam się zmusić do większej ilości łez. Nie docierało do mnie to co się stało.
- Jeżeli teraz się przyznasz Justin straci wiarygodność i będzie odpowiadał za kłamstwo w czasie zeznań. Do tego nie masz pewności czy w ogóle ci uwierzą. Nie możemy tak ryzykować. Wtedy ty będziesz miała rozprawę za spowodowanie wypadku, a on za współudział - wyjaśnia patrząc się na mnie poważnie. Zaczynam kręcić głową, ale ona mówi dalej: - Wyciągnę go, Sam. Potrzebuję tylko trochę czasu.
- Ile czasu? Miesiąc? Pół roku? Rok? Mamo, bardzo dobrze zdaję sobie sprawę z tego ile ciągnął się takie rozprawy.
Próbowałam później namówić Megan i Ritę, żeby przyznały policji, że to ja byłam sprawcą wypadku. Nie zgodziły się. Stanęły po stronie mojej mamy, mówiąc, że jestem w szoku i nie myślę racjonalnie.
Ale jak miałabym myśleć racjonalnie kiedy mój najlepszy przyjaciel umarł z mojej winy, a mój chłopak wziął na siebie całą odpowiedzialność za to?
Wchodzimy do dużego, białego sterylnego pomieszczenia. Kolejnych drzwi pokrytych metalową kratą pilnuje strażnik.
- Dam wam trochę prywatności. Wejdź pierwsza, ja pójdę później - mówi, a ja tylko przytakuję słabo głową.
Robię krok w stronę strażnika i zakładam włosy za ucho. Pewnie wyglądam beznadziejnie, bo gdy mężczyzna otwiera mi drzwi patrzy się na mnie niepewnie tak jakby oczekiwał, że zaraz zemdleję. W sumie mało mi do tego brakuje. Przez ostatnie trzy dni praktycznie wcale nie spałam, już nawet nie mówiąc o jedzeniu. Czuję się słaba, ale nie mogę normalnie funkcjonować kiedy wokół mnie dzieje się coś takiego. Kolejny strażnik prowadzi mnie przez labirynt korytarzy, aż w końcu wchodzimy do pomieszczenia ze stolikami i dwoma krzesłami na przeciwko. Jest praktycznie pusto nie licząc mężczyzny i kobiety siedzących w kącie. Ona płacze, a on ją przytula. Mój wzrok błądzi po całym pomieszczeniu do czasu aż nie zatrzymuje się na bardzo znajomej twarzy. Wzdycham i podbiegam do niego. Gdy tylko jego ramiona mnie obejmują czuję łzy zbierające się pod moimi powiekami. To pierwsza emocja jaką pokazuję od kilku dni.
- O Boże, Justin - mamroczę wtulając się w niego.
Jest tu dopiero kilka dni, a wygląda tak jakby spędził tutaj co najmniej kilka lat. Odsuwa się ode mnie trochę na tyle, by móc mnie pocałować. Oczywiście to nie trwa zbyt długo, bo za chwile strażnik krzyczy, że mam się odsunąć. Skupiając swoje wszystkie siły pozwalam mu odejść. Siada na krześle, więc ja robię to samo.
- Chciałam się przyznać, ale nikt nie pozwala mi tego zrobić, Justin. Nie możesz siedzieć tutaj za mnie. To niesprawiedliwe. Nie tak powinno być - zaczynam mówić na jednym wydechu.
- Przestań - ucisza mnie kładąc swoje dłonie na moje. - To ja spowodowałem wypadek i tak ma zostać.
Otwieram usta i za chwile je zamykam.
Biorę głęboki oddech. Patrzę się w jego brązowe tęczówki, a jedna łza wydostaje się na zewnątrz. Ścieram ją szybkim ruchem dłoni.
- Dlaczego? - pytam.
Justin oblizuje usta i przygląda mi się jakimś dziwnie zamyślonym wzrokiem.
- Bo cię kocham, okej? Wolę siedzieć tutaj do końca życia niż pozwolić na to, żeby to stało się tobie.
- Pomyślałeś o tym jak ja się z tym czuję? To niesprawiedliwe. Ta sprawa może się ciągnąć kilka miesięcy. Nie chcę żebyś się dla mnie poświęcał.
- Dasz sobie radę - odpowiada. - Nie obwiniaj się za jego śmierć. To był wypadek. To on się wychylił żeby nas uratować, rozumiesz? - patrzy się prosto w moje oczy.
- Justin co ty...
- Koniec czasu - odzywa się strażnik i rusza w moją stronę.
Patrzę się na niego w panice. Nie podobają mi się słowa, które do mnie mów. Nie podoba mi się ton jakiego używa.
- Jesteś silna, pamiętaj Sam.
- Wiem co robisz - przerywam mu. - Ani mi się waż, Justin - łzy ponownie zbierają się w moich oczach. - Nie żegnaj się ze mną.
W następnej chwili czuję silny uścisk na ramieniu. Strażnik głosem bez emocji powtarza, że mój czas się skończył. To niesprawiedliwe. Przecież dopiero co tutaj weszłam.
- Kocham cię - słyszę jego głos, ale nawet nie zdążam odpowiedzieć.
Bolało go?
Jest tyle pytań, na które niż nigdy nie będę znała odpowiedzi. Nie będę go mogła o to zapytać. Już nigdy nie będziemy siedzieć wieczorami na tarasie i rozmawiać o moim popieprzonym życiu miłosnym. Już nigdy nie zaśmieję się z tego jaką jest niezdarą. Nie będę płakać w jego ramie, gdy stanie się coś złego i nie będę siedzieć z nim w parku i oceniać przystojnych chłopców. Nigdy nie usłyszę jego głosu. Nigdy nie spojrzę w jego zielone, zawsze roześmiane oczy.
Już nigdy więcej go nie zobaczę.
- Przyszłyśmy na widzenie z Justin'em Bieber'em - odzywa się moja mama do kobiety siedzącej za dużą szybą.
W dzień wypadku, gdy tylko Justin się przyznał do prowadzenia samochodu zabrali go na komisariat. Nie wiedziałam co mam zrobić. Wykryli u niego alkohol co jeszcze bardziej pogorszyło sprawę. Postawili mu zarzut nieświadomego spowodowania śmiertelnego wypadku. Gdy tylko wróciłam do domu powiedziałam mamie, że to ja jestem winna i że to ja powinnam tam siedzieć, a nie on. Ale ona nie pozwoliła mi się przyznać.
- Nie możesz tego zrobić - powiedziała.
- W takim razie pozwolisz, żeby w więzieniu siedział niewinny człowiek? Mamo, Dylan nachylił się i sam skręcił kierownicą. Przecież kiedy powiem policji jak było naprawdę... nie może być aż tak źle - odpowiadam przejęta.
Chciałam wtedy tylko płakać, ale nie mogłam się zmusić do większej ilości łez. Nie docierało do mnie to co się stało.
- Jeżeli teraz się przyznasz Justin straci wiarygodność i będzie odpowiadał za kłamstwo w czasie zeznań. Do tego nie masz pewności czy w ogóle ci uwierzą. Nie możemy tak ryzykować. Wtedy ty będziesz miała rozprawę za spowodowanie wypadku, a on za współudział - wyjaśnia patrząc się na mnie poważnie. Zaczynam kręcić głową, ale ona mówi dalej: - Wyciągnę go, Sam. Potrzebuję tylko trochę czasu.
- Ile czasu? Miesiąc? Pół roku? Rok? Mamo, bardzo dobrze zdaję sobie sprawę z tego ile ciągnął się takie rozprawy.
Próbowałam później namówić Megan i Ritę, żeby przyznały policji, że to ja byłam sprawcą wypadku. Nie zgodziły się. Stanęły po stronie mojej mamy, mówiąc, że jestem w szoku i nie myślę racjonalnie.
Ale jak miałabym myśleć racjonalnie kiedy mój najlepszy przyjaciel umarł z mojej winy, a mój chłopak wziął na siebie całą odpowiedzialność za to?
Wchodzimy do dużego, białego sterylnego pomieszczenia. Kolejnych drzwi pokrytych metalową kratą pilnuje strażnik.
- Dam wam trochę prywatności. Wejdź pierwsza, ja pójdę później - mówi, a ja tylko przytakuję słabo głową.
Robię krok w stronę strażnika i zakładam włosy za ucho. Pewnie wyglądam beznadziejnie, bo gdy mężczyzna otwiera mi drzwi patrzy się na mnie niepewnie tak jakby oczekiwał, że zaraz zemdleję. W sumie mało mi do tego brakuje. Przez ostatnie trzy dni praktycznie wcale nie spałam, już nawet nie mówiąc o jedzeniu. Czuję się słaba, ale nie mogę normalnie funkcjonować kiedy wokół mnie dzieje się coś takiego. Kolejny strażnik prowadzi mnie przez labirynt korytarzy, aż w końcu wchodzimy do pomieszczenia ze stolikami i dwoma krzesłami na przeciwko. Jest praktycznie pusto nie licząc mężczyzny i kobiety siedzących w kącie. Ona płacze, a on ją przytula. Mój wzrok błądzi po całym pomieszczeniu do czasu aż nie zatrzymuje się na bardzo znajomej twarzy. Wzdycham i podbiegam do niego. Gdy tylko jego ramiona mnie obejmują czuję łzy zbierające się pod moimi powiekami. To pierwsza emocja jaką pokazuję od kilku dni.
- O Boże, Justin - mamroczę wtulając się w niego.
Jest tu dopiero kilka dni, a wygląda tak jakby spędził tutaj co najmniej kilka lat. Odsuwa się ode mnie trochę na tyle, by móc mnie pocałować. Oczywiście to nie trwa zbyt długo, bo za chwile strażnik krzyczy, że mam się odsunąć. Skupiając swoje wszystkie siły pozwalam mu odejść. Siada na krześle, więc ja robię to samo.
- Chciałam się przyznać, ale nikt nie pozwala mi tego zrobić, Justin. Nie możesz siedzieć tutaj za mnie. To niesprawiedliwe. Nie tak powinno być - zaczynam mówić na jednym wydechu.
- Przestań - ucisza mnie kładąc swoje dłonie na moje. - To ja spowodowałem wypadek i tak ma zostać.
Otwieram usta i za chwile je zamykam.
Biorę głęboki oddech. Patrzę się w jego brązowe tęczówki, a jedna łza wydostaje się na zewnątrz. Ścieram ją szybkim ruchem dłoni.
- Dlaczego? - pytam.
Justin oblizuje usta i przygląda mi się jakimś dziwnie zamyślonym wzrokiem.
- Bo cię kocham, okej? Wolę siedzieć tutaj do końca życia niż pozwolić na to, żeby to stało się tobie.
- Pomyślałeś o tym jak ja się z tym czuję? To niesprawiedliwe. Ta sprawa może się ciągnąć kilka miesięcy. Nie chcę żebyś się dla mnie poświęcał.
- Dasz sobie radę - odpowiada. - Nie obwiniaj się za jego śmierć. To był wypadek. To on się wychylił żeby nas uratować, rozumiesz? - patrzy się prosto w moje oczy.
- Justin co ty...
- Koniec czasu - odzywa się strażnik i rusza w moją stronę.
Patrzę się na niego w panice. Nie podobają mi się słowa, które do mnie mów. Nie podoba mi się ton jakiego używa.
- Jesteś silna, pamiętaj Sam.
- Wiem co robisz - przerywam mu. - Ani mi się waż, Justin - łzy ponownie zbierają się w moich oczach. - Nie żegnaj się ze mną.
W następnej chwili czuję silny uścisk na ramieniu. Strażnik głosem bez emocji powtarza, że mój czas się skończył. To niesprawiedliwe. Przecież dopiero co tutaj weszłam.
- Kocham cię - słyszę jego głos, ale nawet nie zdążam odpowiedzieć.
***
Nie idę na pogrzeb.
Nie mogę iść na pogrzeb osoby, do której śmierci się przyczyniłam.
Czekam aż każdy opuści cmentarz i dopiero wtedy tam wchodzę. Idę pomiędzy nagrobkami, a gdy docieram do tego jednego przez kilka pierwszych chwil nie mogę się zmusić żeby tam spojrzeć. Wszędzie leży dużo kwiatów i wiązanek.
Siadam na ziemi i wzdycham.
- Twoja mama pewnie uparła się na pogrzeb z księdzem, co? - zaczynam mówić słabym głosem. - Przecież ty nawet nie byłeś wierzący.
Uśmiecham się lekko. Wyobrażam sobie irytację Dylan'a gdzieś tam w górze na swoją mamę. Nie chciałby żebym płakała i użalała się nad sobą. Na pewno powiedziałby coś w stylu: ,,Rusz ten swój zgrabny tyłek i zrób wszystko żeby pomóc Justin'owi!"
- Byłoby o wiele łatwiej gdybyś tutaj był. Wiem, że to ja powinnam leżeć tam zamiast ciebie, Dylan - zaciskam powieki żeby się nie rozpłakać. - Przepraszam.
Słyszę za sobą kroki, ale nie podnoszę głowy. Modlę się tylko, żeby to nie była jego mama.
- Cześć - słyszę zachrypnięty znajomy głos przy sobie.
Zaskoczona podnoszę głowę i spoglądam prosto w tęczówki Matt'a.
No tak, na pewno większość ludzi z uniwersytetu przyjechało na pogrzeb.
- Co ty tu jeszcze robisz? - pytam nawet się nie witając.
Wzrusza ramionami i przenosi wzrok na nagrobek.
- Chyba to samo co ty. Było dużo ludzi. Chciałem zostać i pożegnać się z nim bez tego tłumu wokoło - odpowiada cicho.
Wyrywa źdźbło trawy i rzuca gdzieś przed siebie. Ma na sobie garnitur, a włosy ułożone i wysoko postawione.
- Jest Tracy?
Przytakuje głową.
- Nie wytrzymała całego pogrzebu. Byłem przy niej kiedy dowiedzieliśmy się, że Dylan nie żyje. Nigdy nie rozumiałem ich relacji, ale musiała bardzo go kochać.
Biorę wdech i zaczynam bawić się dłońmi.
- On też ją kochał. Może nie w ten sposób, ale na pewno ją kochał.
Matt przysuwa się do mnie i przygląda mi się badawczo. Nie widziałam go kilka tygodni, ale nie zmienił się ani trochę.
- A ty jak się z tym czujesz? - pyta delikatnym głosem.
Wzruszam ramionami.
- Jestem zagubiona... - szepczę.
Znowu zaczynam płakać, a gdy chłopak to zauważa od razu bierze mnie w swoje ramiona. Obejmuje mnie i zaczyna pocieszająco pocierać moje plecy.
- Spokojnie - mamrocze w moje włosy.
- Przepraszam, za to jak cię wtedy potraktowałam - szlocham w jego koszulę.
Czuję jak potrząsa głową.
- Przestań, to nic takiego. Oboje wtedy namieszaliśmy, a ja nie mam ci niczego za złe - odpowiada. - W życiu dzieją się na prawdę gówniane rzeczy. Ale nie możesz się za wszystko obwiniać, Sam. To co się stało między nami nie jest twoją winą. Kochasz Justin'a. Zrozumiałem to. Nie mogę zmusić cię do miłości do mnie. Tak samo jak śmierć Dylan'a nie jest twoją winą - mówiąc ostatnie zdanie patrzy mi się prosto w oczy, aby nadać wiarygodności swoim słowom.
***
Cały miesiąc musiałam czekać na rozprawę w sądzie. Kiedy w końcu ten dzień nadszedł czuję się tak bardzo zestresowana. Nie mogłam spać.
- Musisz to wygrać mamo - mówię patrząc się na nią błagalnie.
Odwiedzam Justin'a tak często jak tylko mogę. Ale czasami to jest zbyt ciężkie. Za każdym razem widzę jak się zmienia. Z wyglądu, z charakteru. Mama powtarza mi, że nie mogę tak się tym martwić. Że więzienie zmienia ludzi i my nie mamy na to wpływu.
Ale nie potrafię się tym nie przejmować. Jestem odpowiedzialna za to co teraz dzieje się w jego życiu. To moja wina.
Wywalili go ze Stanford, gdy tylko dowiedzieli się o tym co się dzieje. Nie mogłam tam zostać. Nie mogłam chodzić na zajęcia z myślą, że mój chłopak siedzi w więzieniu. Rzuciłam studia. Gdy Justin wyjdzie z więzienia od nowego roku pójdziemy gdzieś razem.
Czuję się cholernie samotna, kiedy moje jedyne towarzystwo to moja mama i Ryan. Czasami przychodzi Megan i Chris, ale robią to naprawdę rzadko. Mają obowiązki i pracę. Moje życie stanęło w miejscu, ale ja nie chcę ruszać dalej dopóki nie ma go przy mnie. Nie mogę tak.
Już prawie nie płaczę kiedy przypominam sobie o Dylan'ie. Mówię prawie, bo gdy tylko kładę się do łóżka za każdym razem śni mi się ta okropna noc. Wypadek, śmierć Dylan'a. Wtedy budzę się z płaczem. Czasami gdy mama mnie słyszy przychodzi żeby mnie pocieszyć, ale to sprawia, że czuję się jeszcze gorzej. Gdy mnie przytula myślę o tym, że chciałabym żeby to był Justin.
Na początku rozprawa przebiega normalnie. Justin opowiada jak było, czyli mówi wszystko to co ja powinnam powiedzieć. Przed rozprawą kilka razy musiałam mu opowiedzieć całą sytuację ze szczegółami tak żeby wiedział co mówić. Opowiada na pytania prokuratora. Wydaje się być spokojny. Moja mama robi wszystko żeby postawić go w jak najlepszym świetle. Po jakimś czasie dzieje się coś co szokuje wszystkich.
Na salę wchodzi Emma.
To nie będzie nic dobrego i jestem tego pewna. Po cholerę tu przyszła?
Justin łapie ze mną kontakt wzrokowy i już wszystko rozumiem. Panika ogrania całą jego twarz.
Mogłam się tego spodziewać. Mogłam spodziewać się tego, że Emma jeszcze nie skończyła swojej zemsty. Podaje sędziemu sfałszowane papiery i opowiada o rzekomo sprzedawanych narkotykach. Kłamie i ani razu przy tym się nie waha. To nie ma nic wspólnego e sprawą, a jednak i tak sędzia jej nie przerywa. Mam wrażenie, że te informacje znacząco wpłyną na wyrok.
Gdy widzę wyraz twarzy mojej mamy płomyk nadziei o dzisiejszym wygraniu rozprawy zaczyna gasnąć. żeby udowodnić, że Emma kłamie i że papiery nie są prawdziwe potrzeba dużo czasu. Ta sprawa może się ciągnąć i ciągnąć... Czy Justin o tym wiedział? Czy właśnie dlatego się ze mną wtedy pożegnał?
Obserwuję Emmę z nienawiścią. Sąd ogłasza przerwę. Zabierają Justin'a, a ja wychodzę z sali.
- Emma! -krzyczę widząc przed sobą jasnowłosą dziewczynę.
Zatrzymuje się i odwraca do mnie z niewinnym wyrazem twarzy. Podchodzę do niej.
- Czemu to robisz? Czemu tak bardzo chcesz zniszczyć mu życie? - spluwam na nią, ale ona wydaje się być tym niewzruszona.
- On zniszczył moje, Sam - odpowiada spokojnie.
Biorę wdech i patrzę się na nią tak jakby postradała zmysły.
- Minęło już kilka lat. Justin też cierpiał. Gdyby Jake zobaczył co robisz znienawidziłby cię - warczę. - Nie poczujesz się lepiej kiedy się zemścisz, uwierz mi. Wiem co czujesz. Wiem, że ciężko jest sobie poradzić ze stratą bliskiej osoby, ale nieważne czy zniszczysz wszystko czy zaczniesz krzyczeć lub będziesz próbowała zabić wszystkich wokół siebie... Ból nie zniknie. Musisz się w końcu z tym pogodzić, Emma...
Patrzę się na nią i widzę w jej wyrazie twarzy jakaś zmianę. Niewielką. Ledwie niezauważalną. Ale widzę to.
- Co według ciebie powinnam zrobić?
- Zacznij od wybaczenia Justin'owi - proponuję posyłając jej pełen nadziei wzrok. - Wróć tam i powiedz, że to co mówiłaś nie jest prawdą. Błagam.
Dziewczyna uchyla usta. Waha się. Bierze oddech. Kręci delikatnie głową, a w jej oczach zbierają się łzy.
- Nie mogę... Przepraszam. Po prostu... nie mogę - odpowiada cicho i odchodzi.
Kurwa.
Robię krok w tył i chowam twarz w dłonie.
Nie wierzę w to. On nie może siedzieć w więzieniu za mnie. Przecież to jakiś pieprzony żart.
Cholera nic nie jest w stanie opisać jak bardzo nienawidzę i jednocześnie kocham go w tym momencie. Jestem na niego zła, że przyznał się do winy. Nie powinien tego robić.
Przerwa się kończy i wracamy na rozprawę.
Nie muszę tam nawet wchodzić, bo wiem jaki będzie wyrok. Po minie Justin'a stwierdzam, że też to wie.
- ...sąd uznaje Justin'a Bieber'a za winnego dokonanego czynu i skazuje go na rok pozbawienia wolności z możliwością warunkowego zwolnienia.
Justin łapie ze mną kontakt wzrokowy i już wszystko rozumiem. Panika ogrania całą jego twarz.
Mogłam się tego spodziewać. Mogłam spodziewać się tego, że Emma jeszcze nie skończyła swojej zemsty. Podaje sędziemu sfałszowane papiery i opowiada o rzekomo sprzedawanych narkotykach. Kłamie i ani razu przy tym się nie waha. To nie ma nic wspólnego e sprawą, a jednak i tak sędzia jej nie przerywa. Mam wrażenie, że te informacje znacząco wpłyną na wyrok.
Gdy widzę wyraz twarzy mojej mamy płomyk nadziei o dzisiejszym wygraniu rozprawy zaczyna gasnąć. żeby udowodnić, że Emma kłamie i że papiery nie są prawdziwe potrzeba dużo czasu. Ta sprawa może się ciągnąć i ciągnąć... Czy Justin o tym wiedział? Czy właśnie dlatego się ze mną wtedy pożegnał?
Obserwuję Emmę z nienawiścią. Sąd ogłasza przerwę. Zabierają Justin'a, a ja wychodzę z sali.
- Emma! -krzyczę widząc przed sobą jasnowłosą dziewczynę.
Zatrzymuje się i odwraca do mnie z niewinnym wyrazem twarzy. Podchodzę do niej.
- Czemu to robisz? Czemu tak bardzo chcesz zniszczyć mu życie? - spluwam na nią, ale ona wydaje się być tym niewzruszona.
- On zniszczył moje, Sam - odpowiada spokojnie.
Biorę wdech i patrzę się na nią tak jakby postradała zmysły.
- Minęło już kilka lat. Justin też cierpiał. Gdyby Jake zobaczył co robisz znienawidziłby cię - warczę. - Nie poczujesz się lepiej kiedy się zemścisz, uwierz mi. Wiem co czujesz. Wiem, że ciężko jest sobie poradzić ze stratą bliskiej osoby, ale nieważne czy zniszczysz wszystko czy zaczniesz krzyczeć lub będziesz próbowała zabić wszystkich wokół siebie... Ból nie zniknie. Musisz się w końcu z tym pogodzić, Emma...
Patrzę się na nią i widzę w jej wyrazie twarzy jakaś zmianę. Niewielką. Ledwie niezauważalną. Ale widzę to.
- Co według ciebie powinnam zrobić?
- Zacznij od wybaczenia Justin'owi - proponuję posyłając jej pełen nadziei wzrok. - Wróć tam i powiedz, że to co mówiłaś nie jest prawdą. Błagam.
Dziewczyna uchyla usta. Waha się. Bierze oddech. Kręci delikatnie głową, a w jej oczach zbierają się łzy.
- Nie mogę... Przepraszam. Po prostu... nie mogę - odpowiada cicho i odchodzi.
Kurwa.
Robię krok w tył i chowam twarz w dłonie.
Nie wierzę w to. On nie może siedzieć w więzieniu za mnie. Przecież to jakiś pieprzony żart.
Cholera nic nie jest w stanie opisać jak bardzo nienawidzę i jednocześnie kocham go w tym momencie. Jestem na niego zła, że przyznał się do winy. Nie powinien tego robić.
Przerwa się kończy i wracamy na rozprawę.
Nie muszę tam nawet wchodzić, bo wiem jaki będzie wyrok. Po minie Justin'a stwierdzam, że też to wie.
- ...sąd uznaje Justin'a Bieber'a za winnego dokonanego czynu i skazuje go na rok pozbawienia wolności z możliwością warunkowego zwolnienia.
****
Myślę, że wątek z więzieniem Justin'a był do przewidzenia. Mam nadzieję, że nikt mnie nie pobije za to co teraz robię :") :D
Hm, właśnie wpadłam na pomysł zrobieniu 31 rozdziałów zamiast 30 tak aby trzydziesty poświęcony Justin'owi tzt. wszystko co się dzieje od czasu wypadku, do przebywania w więzieniu z jego perspektywy. Myślę, że to byłoby ciekawe. Jak uważacie? Chcecie coś takiego?
Dajcie mi znać w komentarzach. Jeżeli będzie dużo chętnych to tak zrobię :*
Tak jak się umawialiśmy za dobrą aktywność nexta wstawię nawet jutro xx
Taaaak zrób rozdział z perspektywy Justina :v Dlaczego Emma musi zawsze wszystko popsuć? :c
OdpowiedzUsuńNawet nie wiem, co napisać. Jestem tak potwornie rozczarowana, że brak mi słów. Pierwsza część była super, druga zaczęła się świetnie, ale koniec to jedna, wielka porażka dla mnie. Co się z tego nagle zrobiło? Kryminał? Co mogę napisać... nie podoba mi się i nie ma sensu ściemniać. Szkoda, zapowiadało się naprawdę świetnie, ale to by było na tyle.
OdpowiedzUsuńDodam, że to moje zdanie, więc proszę bez hejtów i żalów.
Dlaczego dla Ciebie wątek z wiezieniem jest od razu kryminałem? Nie rozumiem. Czyli w normalnym życiu coś takiego nigdy się nie zdarza? To twoje zdanie i szanuję je. Nikt nie będzie Cię za to hejtował spokojnie :))
UsuńOwszem, zdarza się. Nie napisałam, że nie :P
UsuńAle nie oszczędziłaś głównej bohaterki, bo z tego, co dobrze pamiętam, już kiedyś kogoś zabiła.
Po prostu sądziłam, że to pójdzie w zupełnie inną stronę, a tu nagle on bierze na siebie całą winę, a ona nic z tym nie robi. Aż głupio, że mu na to pozwoliła. To nie jest jednak błaha sprawa, a bardzo poważna.
Rozumiem. Możesz mieć inne zdanie na ten temat. Ale to jest moja koncepcja i moja historia. Wymyśliłam sobie to w ten sposób, tak to widzę i tego się trzymam. Nigdy nie uda mi się wymyśleć opowiadania idealnego, które spodoba się każdemu. Nawet nie probuje. Po prostu robię tak jak ja uważam. Jeżeli jesteś zawiedziona, w porządku. Nikt nie każe ci tego czytać. Napisz coś swojego i bądź zadowolona. Wszystko leży w gustach, a o gustach się nie dyskutuje :)
UsuńPozdrawiam xx
Wyraziłam tylko swoje zdanie. Fakt, nie podoba mi się, napisałam to i tyle. Po sprawie :)
UsuńTasak! Ta perspektywa Justina może sie udac😍 Jestem za!!!
OdpowiedzUsuńcudowny
OdpowiedzUsuń0rzepraszam ale w tym mom3ncie zjebalas tak bardzo ze az mi sie nie chce wierzyc ani czytac uh...
OdpowiedzUsuńJa pierdziele, przepraszam, ale nie rozumiem tego nagłego hejtu na to co wymyśliłam serio xd NIKOGO NIE ZMUSZAM DO CZYTANIA TEGO. Jeżeli ci się nie podoba, zamknij stronę, wyczyść to ff z pamięci i żyj dalej.
UsuńNie przejmuj się Victoria ;) opowiadanie, które nie wzbudza emocji to słabe opowiadanie. Twoje jak widać wzbudza bardzo silne, co dobrze o tobie świadczy, bo oznacza, że tym co piszesz wzruszasz i pobudzasz ludzi. Ja szanuję i bardzo lubię to co piszesz, niezależnie co się dzieje w ff, bo tak jak w prawdziwym życiu w twoich opowiadaniach są dobre momenty i złe. Nikt nie wybiera swojego życia i niewiadomo, czy my nie wyladujemy kiedyś za kratami za nieumyślne spowodowanie śmierci. Ogarnijcie się ludzie i zacznijcie patrzeć głębiej.
UsuńWitaj, dopiero wpadłam na Twoje ff przeleciałam wzrokiem całe i postanowiłam je przeczytać co zrobiłam wczoraj i nie mogę przeżyć że dopiwro co na nie trafiłam a już się zbliża do końca w każdej historii musi być trochę dramaturgii.
UsuńMoże myślałaś o kolejnej części ich historii?
Pozdrawiam i zapraszam do mnie
https://as-long-as-you-are-with-me-baby.blogspot.com/
Shwaty B.
O nie.
OdpowiedzUsuńBiedni... Tak ichmi szkoda... Ledwo się odnaleźli i już muszą się opuścić... To takie smutne... Płacze jak idiotka nad tym ff...
OdpowiedzUsuń😭😭😭Biedny Justin
OdpowiedzUsuńMam dalej nadzieje ze ostatni rozdział będzie tym szczęśliwym.
😭😭😭Biedny Justin
OdpowiedzUsuńMam dalej nadzieje ze ostatni rozdział będzie tym szczęśliwym.
Co rozdział piszesz lepiej ;) ogólnie przykro mi w związku z tą całą sytuacją, ale uważam, że tylko autor ma prawo decydować o losie bohaterów i tylko on wie jak dana sytuacja wpłynie na los reszty. Komentarze typu "zjebałaś" świadczą o braku szacunku do autora, ale całe szczęście myślę, że większość czytających kocha Cię za twoją pracę.
OdpowiedzUsuńPS. Oczywiście, że chcę dodatkowy rozdział
O boże kochany co tu się porobiło ?
OdpowiedzUsuńO matko ...
OdpowiedzUsuńCzemu oni go nie uniewinnili ? :(
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze dziś będzie next :)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńJebana Emma, ja pieprze, czy ona naprawdę nie umie myśleć racjonalnie, tylko o zemście, idę płakać w samotności, żegnajcie.
OdpowiedzUsuńJebana Emma, ja pieprze, czy ona naprawdę nie umie myśleć racjonalnie, tylko o zemście, idę płakać w samotności, żegnajcie.
OdpowiedzUsuńZdawałam sobie sprawę,że coś wymyślisz,ale cholernie mnie zaskoczyłaś.Mam nadzieję,że w epilogu jakoś wszystko wróci do normy,a ta dwójka będzie szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńBo musi być!
To musi się dobrze skończyć!!!
OdpowiedzUsuńNieee :'(
OdpowiedzUsuńJa jestem za rozdziałem z perspektywy Justina
:( płacze!! Biedny Justin 😢
OdpowiedzUsuńZrób rozdział z perspektywy Justina, to będzie genialne! Pozdrawiam i weny życzę ;*
OdpowiedzUsuńSzkoda Justina:( Tak zrob ten rozdzial ;) Pozdrawiam ♥/Wera.
OdpowiedzUsuńJak najbardziej zrób rozdział z perspektywy Jusa a co do rozdziału to jest mi strasznie przykro że Justin siedzi w więzieniu.😜😜😜
OdpowiedzUsuńCzyli będzie siedział rok. Z możliwością wcześniejszego zwolnienia.
OdpowiedzUsuńW sumie to powinni się cieszyć, ze tylko tyle dostał.
A rozdział z jego perspektywy jak najbardziej na tak.