środa, 27 kwietnia 2016

22. Nie wierzę w życie po miłości

||Justin||
 Wyjeżdżam z autostrady i chwilę później mijam znak Ontario. Zauważam, że czym bliżej celu, w który jedziemy tym bardziej Sam się denerwuje. Zgaduję, że perspektywa poznawania mojej rodziny jest dla niej co najmniej dziwna. W sumie czuję to samo. Jeżeli mam być szczery, to moja babcia już od jakiegoś czasu truje mi, że chce poznać moją dziewczynę. Nigdy nie miałem żadnej poza Sam, więc nawet nie miałem kogo im przedstawiać. 
- Będzie dobrze - mówię chichocząc. 
Przykrywam jej dłoń swoją i delikatnie głaszczę, aby dodać jej otuchy. 
Nie wiem jak mam rozumieć to co jest między nami, ale jej zgodę na wyjazd biorę jako drugą szansę. Gdyby przekreśliła nasz związek całkowicie pewnie nawet by się już do mnie nie odzywała. Znam ją na tyle dobrze, że wiem jak się zachowuje, gdy przestaje jej zależeć. Kocham ją jak cholera i nie oszukujmy się, nigdy nie pozwoliłbym jej odejść. 
Blondynka wzdycha i spogląda na mnie niepewnie. 
- A jak mnie nie polubią? - pyta zachowując się jak zagubiona mała dziewczynka.
Śmieszy mnie to i znowu nie mogę powstrzymać chichotu.
- Uspokój się - sprowadzam ją na ziemię. - Pokochają cię.
Kątem oka widzę jak chce coś dodać, ale w tym samym momencie słyszy muzykę w radio i wytrzeszcza oczy.
- Uwielbiaam to! - piszczy wymachując rękami. 
Wyciąga dłoń i pogłaśnia muzykę. 
Jest to akustyczna wersja piosenki Believe Cher i już po pierwszych słowach stwierdzam, że jest beznadziejna. Krzywię się lekko. Po pierwsze, nie ma w niej nic pozytywnego, a po drugie brzmi jak niedana parodia naszej sytuacji sprzed roku.
Humor poprawia mi się dopiero wtedy, gdy Sam próbuję śpiewać razem z dziewczyną, która cover'uje tę piosenkę.
- Do you believe in life after love*?! - wydziera się, a ja wybucham śmiechem na jej brak talentu wokalnego. 
Próbuję skupić się na drodze, ale to tak cholernie trudne. Zielonooka jest rozkosznie urocza i nie da się na nią nie patrzeć, gdy śpiewa i wymachuje rękami z rumieńcami na twarzy. Mimo, że słowa piosenki są do dupy, cieszę się, że chociaż na chwilę przestała się przejmować poznaniem mojej rodziny. Jadę patrząc się raz na drogę, a raz na nią.
Piosenka się kończy, a ona popada ciężko na oparcie fotela.
- Kuurde - przeciąga wyjmując telefon z kieszeni. - Podłączę telefon i włączymy to jeszcze raz! - mówi zadowolona, a ja szybko kręcę głową.
- Nie, nie, nie - odpowiadam wkładając pierwszą lepszą płytę do odtwarzacza. 
Tym razem padło na Drake'a - One Dance. 
Sam robi niezadowoloną minę, a ja cmokam do niej w powietrzu. 
- Jesteś wredny - sapie i wystawia mi język. 
- Wybierz piosenkę, która nie opowiada o "życiu po miłości" -  odpowiadam cytując refren, a ona tylko wzrusza ramionami.
Nastaje między nami cisza i można by pomyśleć, że jest na mnie obrażona, ale oboje wiemy, że to nie prawda. Po prostu nie ma nic więcej do powiedzenia. Spoglądam na nią, a gdy nasze oczy się spotykają widzę jak próbuje powstrzymać uśmiech, który chce pojawić się na jej twarzy. Wiem, że uwielbia się ze mną sprzeczać. 
- Nie - mówię po jakimś czasie, a w odpowiedzi napotykam jej pytające spojrzenie.
- Co "nie"? 
- Nie wierzę w życie po miłości - odpowiadam uśmiechając się lekko. 
Sam go odwzajemnia i zaczyna chichotać.  
- Dlaczego? - pyta marszcząc śmiesznie nosek.
- Nie da się żyć po stracie kogoś kto jest twoim życiem.
Czuję na sobie jej przeszywający wzrok, ale nie odwracam głowy od jezdni. Nie wiem czemu nagle wzięło mnie na jakieś ckliwe słówka, ale zajebiście jest mówić to co się myśli. 
  

***

  Moja babcia i dziadek są tak zachwyceni Sam, że prawie nie zauważają mojej obecności. Gdy dopadają się do niej moi rodzice z udawaną ironią przewracam oczami.
Tak, Sam. Masz rację. Na pewno cię nie polubią.
Mój ojciec jest strasznie zdystansowany do nowych ludzi, a o dziwo kiedy pierwszy raz przedstawiłem mu Sam od razu zaczęli się dogadywać. Pamiętam jaki byłem zszokowany, gdy po tym jak odwiozłem ją do domu, mój ojciec przyszedł do mnie i powiedział mi, że mam tego nie zmarnować. 
- Udusicie mi dziewczynę - mamroczę nie panując nad swoimi słowami. 
Chcę cofnąć swoje słowa, ale jest za późno. Wszyscy wyglądają tak jakbym nie powiedział nic nie odpowiedniego, ale ja szukam wzrokiem oczu Sam. Nie mam pierdolonego pojęcia jak mam ją nazywać. Kiedy nasze oczy się spotykają spodziewam się jakiejś negatywnej emocji bijącej od niej, ale zaskakuje mnie, gdy uśmiecha się do mnie delikatnie. 
- Ty masz ją cały czas - odpowiada z wyrzutem moja mama. - Daj się nam nią nacieszyć. 
- Tak, bo wasz syn nie jest nikim ważnym - wytykam im śmiejąc się.
Babcia chyba zaczyna mieć wyrzuty sumienia, bo podchodzi do mnie i zaczyna ściskać mój policzek. Dosłownie tak jak robi się to małym bachorom.
Chyba jednak wolałem jak wszyscy byli zajęci Sam.
- Spokojnie słoneczko. Schudłeś ostatnio. Ty jesz coś w ogóle czy tylko na tych swoich hamburgerach się żywisz? 
Przewracam oczami na jej tradycyjną gadkę.
- Babciu...
Słyszę chichot Sam i po chwili staje przy mnie. 
- Spokojnie, ja go dokarmiam - mówi tylko po to żeby mi pomóc. 
W myślach jej za to dziękuję. Przez te słowa jeszcze bardziej wkupuje się  w łaski mojej babci.
- Mój wnuczek z tobą nie zginie - klepie ją po ramieniu, a ona uśmiecha się szeroko.
Jej wcześniejsze skrępowanie gdzieś już zniknęło. 
Wyciągam rękę w poszukiwaniu jej dłoni, a gdy udaje mi się ją znaleźć splatam nasze palce.
- Ile jesteście razem? - pyta dziadek, a ja czuję jak dziewczyna lekko się napręża.
Nie była przygotowana na takie pytanie. 
- Dwa lata - odpowiadam bez zastanowienia.
Byłyby dwa, gdyby nie nasze zerwanie.
- Z krótką przerwą - dodaje Sam chichocząc.
Babcia zaczyna coś mówić o obiedzie i idzie do kuchni, a nas wszystkich wysyła do salonu. 
Po chwili wraca do salonu i uśmiecha się do mnie i do mojej dziewczyny. Chyba mogę już ta do niej mówić, prawda?
- Zaraz pokażę wam wasze sypialnie - mówi.
Staram się nie westchnąć. Nie oczekiwałem, że babcia da nam jeden wspólny pokój. Jest dosyć tradycyjną kobietą. 
Nachylam się nad Sam i szepczę jej do ucha:
- Seks dopiero po ślubie - czuję jak uderza mnie lekko w brzuch, a ja uśmiecham się szeroko.
Zauważam rumieńce wpływające na jej policzka, a mój uśmiech staje się jeszcze szerszy.
Ona wie, że prędzej czy później wyląduje z nią w jednym pokoju robiąc nieprzyzwoite rzeczy. To tylko kwestia czasu.

||Sam||

 Babcia Justin'a zostawia mnie w pokoju, który na te kilka dni ma być mój. Siadam na łóżku i zaczynam uśmiechać się sama do siebie. Nie wiem czego się bałam. Wszyscy są tutaj przemili. Nie mogę nadziwić się zachowaniem Justin'a. Jest taki troskliwy i tak bardzo się stara. Jeszcze kilka dni temu w czasie tylu godzinnej drogi pokłócilibyśmy się milion razy. Ma zadziwiająco dobry humor. Może to przez to, że w końcu spotkał się ze swoją rodziną?
 Nagle drzwi do mojego pokoju się otwierają. Wchodzi przez nie Justin. Podnoszę się z łóżka i krzyżuję ręce na piersiach. Unoszę brwi i uśmiecham się rozbawiona.
- Puka się  - upominam go. 
Wzrusza ramionami i zamykając za sobą drzwi zmniejsza między nami odległość. 
- Mogę ciebie - odpowiada ze śmiechem i oplata swoje ręce wokół mojej talii.
- Justin! - upominam go chichocząc. 
Jego dziecinne żarty zaczynają mnie przerażać. 
- Moja babcia dała mi sypialnie w drugim końcu domu i jestem pewny, że zrobiła to specjalnie - żali mi się mamrocząc w moją szyję, a ja znowu chichoczę. 
- Bo się martwi - bronię jej.
To naprawdę niesamowita kobieta. Ma swoje zasady i je szanuję.
Składa pocałunek na mojej szyi i zatrzymuje usta przy moim uchu.
- I tak cię przelecę Sam - mruczy cicho, a ja mimowolnie czuję motylki na dole podbrzusza.
Kręcę głową i kładę dłonie na jego klatce piersiowej.
- Nie ma mowy, Justin - odpowiadam odpychając go delikatnie. - Nie będę się z tobą kochać kiedy za ścianą jest twoja rodzina.
Wzdrygam się na samą myśl o tym, że mogliby coś usłyszeć. Byłoby mi cholernie wstyd. 
Justin wzdycha i patrzy się na mnie oczami pełnymi pożądania. Wygląda w tym momencie jak napalony nastolatek i z jakiegoś powodu wydaje mi się to zabawne. 
- Nikt nas nie usłyszy - mówi, a ja znowu kręcę głową.
- Nie namówisz mnie - odpowiadam.
Przez chwilę tylko się na mnie patrzy, ale gdy mija kilka sekund znowu wzdycha i kładąc dłonie na moich policzkach całuje mnie delikatnie w usta. Chyba dał za wygraną.
- Kocham cię - mruczę w jego usta, a mu już całkowicie przechodzi. 
Pogłębia pocałunek ciągle zachowując przy tym delikatność. 
- Też cię kocham - odpowiada cicho. - Zawsze.
Do czasu, aż nie pojawiłam się przed jego domem gotowa jechać z nim do Kanady, nie byłam pewna czy w ogóle cokolwiek mu wybaczyłam. Ta cała sprawa z Matt'em i jeszcze wcześniej z Emmą. Za każdym razem pojawiało się coś co przerastało nas obojga. Nigdy nie potrafiliśmy sobie z tym poradzić, ale nie tym razem. Nie potrafiłabym mu nie wybaczyć. 
Ja też nie wierzę w życie po miłości.

***

  Kilka godzin później każdy był czymś zajęty. Babcia Justin'a cały dzień siedzi w ogródku. Jego dziadek, Jeremy i Justin są non stop w garażu, a tylko ja i Pattie nie robimy nic pożytecznego pijąc tylko herbatę. 
- Nikt nie chce naszej pomocy - zauważa ze śmiechem kobieta w średnim wieku. 
-  Okropnie się czuję nic nie robiąc - wyznaje jej uśmiechając się nieśmiało.
Pattie kręci tylko głową.
- Nie ma co, kochanie. Faceci to po prostu faceci i nigdy nie chcą pomocy kobiet w garażu, a ogród to osobisty azyl spokoju mojej matki - wyjaśnia. - Nic na to nie poradzimy. Lepiej opowiadaj co u ciebie. Tak dawno się nie widziałyśmy.
Uśmiecham się obejmując dłonią kubek.
- Moje życie to aktualnie studia i Justin - odpowiadam szczerze. - Na nic nie mam czasu.
Pattie uśmiecha się współczująco.
- Wiem jak to jest. Pamiętam swój college. Nienawidziłam go - chichocze delikatnie. Spogląda mi w oczy i wyciąga rękę, aby poklepać mnie delikatnie po zewnętrznej stronie mojej dłoni. - Naprawdę jestem szczęśliwa, że daliście sobie jeszcze jedną szansę - mówi, a z jej oczu bije szczerość.
Przegryzam wnętrze policzka i przytakuję lekko głową.
- Nie było łatwo - mamroczę. - Ale teraz jesteśmy na dobrej drodze - przyznaję.
- Kiedy się rozstaliście, byłam naprawdę przerażona. Dzięki tobie odzyskałam syna, ale po waszym zerwaniu znowu go straciłam. Zachowywał się tak jakby nigdy cię nie poznał. Wiem, że to był sposób w jaki sobie z tym wszystkim radził, ale nie mogłam się z tym pogodzić - wzdycha obserwując kłęby pary ulatującej z kubka. - Pewnie zauważyłaś, że Justin kiedy sobie z czymś nie radzi zamyka się w sobie i włącza autodestrukcję - szepcze i za chwilę kręci głową. - Przepraszam. Nie wyspałam się i gadam głupoty.
- Nie - zaprzeczam. - Masz rację.
Lepiej bym tego nie ujęła. To jest jego sposób na to, żeby nie zostać zranionym. Dlatego przed tym jak zaczęliśmy się spotykać spędzał czas na sypianiu z przypadkowymi kobietami. Wyłączył uczucia i w jakimś stopniu go rozumiem.
Bo zrobiłam to samo kiedy on mnie zostawił.
- Obgadujecie mnie, prawda? - pyta Justin wchodząc do kuchni. 
Nie mógł nie zauważyć naszych grobowych min, więc ja tylko uśmiecham się przepraszająco. Ma na sobie jasne jeansy, w których przyjechał i białą, już teraz pogniecioną i umazaną smarem koszulkę. Moją pierwszą myślą jest to, że jej już nie odpierze. Jego włosy sterczą w nieładzie w każdą stronę, ale on zdaje się tym nie przejmować. Uśmiecha się do mnie i wyciąga dłoń w moją stronę. 
- Mamo muszę porwać ci twoją najlepszą przyjaciółkę - mówi, a gdy chwytam jego rękę ciągnie mnie w stronę schodów.
Pattie uśmiecha się wesoło i macha ręką na znak, że jakoś sobie z tym poradzi.
- Gdzie idziemy? - pytam, gdy wchodzimy na poddasze. - Powinieneś się przebrać. Zaprałabym ci tę bluzkę, bo później się nie...
- Nie mamy czasu - odpowiada, a ja unoszę brwi.
- Na co? 
- Zaraz zobaczysz - mówi z tajemniczym.
Wchodzimy na sobą górę. Na poddaszu znajduje się mały pokój z różnymi starymi skrzyniami i pamiątkami. Bardzo mi się podoba, ale nawet nie mogę się wszystkiemu przyjrzeć, bo Justin ciągnie mnie dalej. Otwiera okno, które prowadzi prosto na dach domu.
- Nie wejdę tam - kręcę automatycznie głową i robię krok w tył.
Justin chichocze i znowu wyciąga do mnie dłoń.
- Uciekłem dziadkowi, żeby ci to pokazać. Proszę. Nie pożałujesz - obiecuje patrząc się na mnie brązowymi tęczówkami.
Pod naciskiem jego spojrzenia nie mogę się nie zgodzić, więc po chwili chwytam jego dłoń i z jego pomocą wchodzę na okno. Nim się obejrzę moje nogi stoją na chropowatym, ciemnym dachu. Czuję jak trzęsą mi się nogi, ale gdy Justin pojawia się obok mnie, jestem bezpieczniejsza.
Dom dziadków Justin'a jest położony na spokojniejszej części miasta. To już nawet w sumie nie jest miasto, tylko jego obrzeża. Dużo drzew i łąk. Podoba mi się ten spokój. 
- W każde wakacje, które spędzałem tutaj dzień w dzień wchodziłem na dach tylko po to, żeby obejrzeć zachód słońca. Babcia zawsze się pytała czemu znikam zawsze wieczorem, ale nigdy nic nie powiedziałem. Uważałem, że oglądanie zachodu przez chłopaka jest pedalskie, dlatego milczałem  - śmieje się, a ja mu zawtórowuje. 
Dach jest na tyle pochyły, że bez problemu mogę położyć się pod skosem. Justin robi to samo. Zaczynam obserwować słońce powoli znikające za dużą ilością drzew iglastych. 
- Miałam wypadek - wyrzucam z siebie.
Justin przekręca głowę i patrzy się na mnie przez chwilę nic nie rozumiejąc. Kiedy jego wzrok ląduje na moich bliznach jego mina się zmienia.
- Pojechałam do ciebie z samego rana. Twoja mama powiedziała, że wyjechałeś - mówię trzęsącym się głosem. - Byłam tak... przerażona tym, że mnie zostawiłeś. Gdy wracałam nie zauważyłam dziewczynki przebiegającej przez ulicę - wzdycham zamykając oczy. Czuję łzy zbierające się pod powiekami, gdy tylko przypomnę sobie ten dzień. - Ona pojawiła się tak nagle... Czułam się tak, jakby moje życie stanęło w miejscu. Była taka malutka i niewinna... Nie mogła umrzeć - kręcę głową, a moje policzki stają się mokre. - Skręciłam z nadzieją, że uda mi się ją uratować... - Uśmiecham się smutno. - I wtedy uderzyłam w autobus. Pieprzony autobus szkolny, pełen małych dzieci... Uderzyłam na tyle mocno, że przednia część samochodu po prostu mnie przygniotła. Szkło poraniło całe moje ciało - mamroczę spoglądając na swoje ręce. - Ale miałam to gdzieś, bo przed oczami miałam tylko dachujący autobus. Zabiłam cztery osoby. Chciałam uratować jedną dziewczynkę, a w zamian za to zabiłam cztery niewinne osoby - powtarzam chowając twarz w dłonie. 
Zanoszę się szlochem, którego nie mogę już powstrzymać. Czuję dłonie Justin'a, który przyciąga mnie do siebie.
- Dzięki mojej mamie dostałam tylko wyrok w zawieszeniu, ale co z tego? Nic nie przywróci im życia. Zabiłam ich.
- Przestań - Justin w końcu się odzywa. - Chciałaś ją uratować. Myślałaś, że postępujesz słusznie. To był wypadek. Wypadek nie sprawia, że jesteś mordercą i nigdy tak nie myśl - mówi wtulając mnie w swoją klatkę piersiową. Czuję jego dłoń z tyłu swojej głowy.
Właśnie dlatego nie chce nikomu o tym opowiadać. Wtedy jestem słaba. Zbyt słaba.
- Oni przeze mnie nie żyją - mamroczę szlochając. 
Boli mnie serce na samo wspomnienie. Ból wciąż jest tak mocny, że czasami nie potrafię oddychać. 
- Powinienem być wtedy przy tobie - odpowiada nagle. - Powinienem był cię wspierać, a ja uciekłem. Gdybym tylko wiedział...
- Nie chciałam żebyś wracał do mnie z litości - szepczę.


*Z pol.: Czy wierzysz w życie po miłości? (Cher - Believe)


***
Rozdział jest dosyć krótki, ale zawarłam w nim wszystko co chciałam.
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale jak już pisałam na asku mam problemy z blogger'em :") 

Rozdział 23 będzie w sobotę.

Dziękuję za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Jesteście najlepsi <3

Kocham
Victoria x

29 komentarzy:

  1. O matko to straszne co musiała przeżyć Sam ze tez się nie załamała całkowicie. Fajnie ze są ze sobą z powrotem:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurwa bo ja chce komentować i mi anon zaspojlerował ewwwwww

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to no :/ Kocham Justina i Sam *-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! I wyjaśnił się wypadek, chociaż myślałam, że to coś gorszego.
    Mam taką małą uwagę. Czasownik pytać nie jest czasownikiem zwrotnym więc nie dajemy po nim "się" np. "Zapytał się mnie..." - jest błędem, ponieważ albo zapytał "się" czyli sam siebie albo "mnie". Poprawnie będzie "Zapytał mnie"
    Niby nic, ale jednak wpływa na komfort czytania ;)
    E.

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG!!! Tego to sie nie spodiewałam

    OdpowiedzUsuń
  6. Nowa czytelniczka :* pisze nie ze swojego konta bo na moje na telefonie nie mogę się zalogowac haha :')) Blog cudowny rozdział też a ja bym dała im spokój i nie robiła dram bo mogą już żyć szczęśliwie :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Aaa kocham ten rozdzial tak bardzo! Jestes super!! ❤

    OdpowiedzUsuń
  8. Biedna Sam.... kurwa nie spodziewałam sie tego!!
    jesteś dobra!
    Justin musisz sie zaopiekować Sam juz tak na zawsze 💎💞💖💕

    OdpowiedzUsuń
  9. Żal mi Sam Justin musi teraz być przy niej na dobre i złe

    OdpowiedzUsuń
  10. Byłam w Bieszczadach i nie miałam zasięgu, ani wifi, więc żyłam w niepewności, czy jest nowy rozdział. No i jest. Bardzo mnie ciekawiły blizny Sam, ale nie spodziewałam się takiej historii. Bardzo jej współczuję

    OdpowiedzUsuń
  11. Zajebisty rozdział, ale to chyba każdy wie :D
    Swoją drogą sama byłam ciekawa po czym Sam ma te blizny... :/
    / Julie :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Kocham twoje opowiadania ❤️🐻

    OdpowiedzUsuń
  13. Swietny rozdzial ♥. Biedna Sam :(/Wera.

    OdpowiedzUsuń
  14. oooo najlpeszyy ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Aaa świetny! Uwielbiam to, z niecierpliwością czekam na kolejny! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  16. Jezu cudowny rodział *-* Czekam nn ❤

    OdpowiedzUsuń
  17. Omg, co Sam musiała przeżywać po tym wypadku 😭 jestem pewna, że tak jak musiała radzić sobie z tym sama tak teraz Justin jej pomoże 👌
    Miałam nie komentować tego i skomentować następny ale chyba blogger dalej cię nie lubi więc skorzystam i komentuje ^^
    Oczywiście rozdział świetny! Mówię to zawsze i możesz stwierdzić, że z przyzwyczajenia to mówię czy coś ale po prostu rozdział zawsze jest świetny 😍
    Nakrzyczę na bloggera żeby ci nie przeszkadzał dodać rozdziału bo ja tu szału dostaje 😂
    Pozdrawiam, weny życzę i do następnego❤

    OdpowiedzUsuń
  18. Idealny!!❤️❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  19. Kiedy kolejny?
    Chodzilo o sobote ktora juz byla czy chodzi o nastepna z kolejnym rozdzialem?

    OdpowiedzUsuń