||Sam||
Siadam przy ognisku i zaczynam obserwować jaskrawe płomienie. Szłam tutaj z Justin'em, ale Mike powiedział, że musi z nim porozmawiać, więc stwierdziłam, że nie będę im przeszkadzać.
Nadal nie wierzę, że naprawdę to zrobiłam. Czy ja potrafię chociaż raz być konsekwentna w tym co robię? Uległam mu. Przespałam się z nim w tym pieprzonym samochodzie. Kiedy zaczął mówić o seksie, moją pierwszą myślą była chęć zastrzelenia go, ale później przestałam się tym przejmować. Nawet nie wiem czy on traktuje to na tyle poważnie co ja. Może to dla niego zwykły i nic nie znaczący seks? Cholernie chciałabym tak wszystko postrzegać. Ale nie potrafię. Dla mnie to nigdy nie będzie nic zwyczajnego. Każde nasze zbliżenie, nawet zwykły pocałunek jest dla mnie czymś więcej.
Justin siada obok mnie i przygląda mi się badawczo.
- Czemu odeszłaś jak gadałem z Mike'iem?
Wzruszam ramionami.
- Chciałam dać wam trochę prywatności - mówię cicho.
To nie jest do końca kłamstwo. Skoro chciał z nim pogadać, to pewnie nie chciał żebym się wtrącała. Pomińmy fakt, że odeszłam też trochę dlatego, że teraz nie wiem nawet jak mam się zachować.
Nie wybaczyłam mu.
Chyba.
- To Mike - odpowiada ze śmiechem. - Jego rozmowy zawsze tyczą się alkoholu i trawki.
Uśmiecham się lekko i kątem oka obserwuję Alice i Kendre, które z rozbawieniem o czymś rozmawiają. Nie zamieniłam z nimi ani słowa. Kendra mnie zignorowała, a Alice chyba nawet mnie jeszcze nie widziała. Nie czuję, że jest mi potrzebna jakakolwiek rozmowa z nimi. Ciągle pamiętam co stało się ponad rok temu i nie zamierzam tego zapominać. Nawet przeprosiny Megan nie są wstanie naprawić tego, że po całej tej sprawie mój świat po prostu runął w gruzach.
Chcę wstać z małej drewnianej ławki przy ognisku, ale dłoń Justin'a na moim nadgarstku mnie zatrzymuje.
- Gdzie idziesz? - pyta patrząc się na mnie.
- Po bluzę do samochodu.
Blondyn automatycznie zaczyna zdejmować z siebie swoją czarną bluzę z białymi nadrukami z tyłu. Chcę zaprzeczyć, ale tak bardzo uwielbiam nosić jego ciuchy i czuć przy tym jego zapach, że mimowolnie przyjmuję od niego bluzę i narzucam ją na siebie. W tym czasie Liam przynosi nam po kubku, w którym jest piwo. Justin bierze jeden, a ja odmawiam.
- Jesteś teraz abstynencką czy jak? - pyta Liam nabijając się ze mnie.
Przewracam oczami i wystawiam mu język.
- Wal się. Ktoś musi być trzeźwy, żebyście mogli wrócić normalnie do domu - wytykam mu, a on unosi dłonie w obronnym geście.
- Dobra zbawco - odpowiada. - Wygrałaś.
Z moich ust wydobywa się chichot.
Naprawdę tęskniłam za tym chłopakiem. Teraz kiedy jest sławny nie widuję się z nim wcale. Brakuje mi go, bo on z naszej paczki był tym, który zawsze się o każdego troszczył i starał się pomóc. Mam jeszcze Dylan'a i Ritę, ale to wciąż nie to samo.
- Liam! Jakieś trzy piękne kobiety chcą z tobą zdjęcie! - krzyczy Mike z drugiego końca posesji, zadowolony, że udało mu się wyrwać jakieś dziewczyny.
Rozbawiony Liam przewraca oczami i mówiąc krótkie ,,Zaraz przyjdę" odchodzi do swoich fanek.
- Nie wierzę, że naprawdę mu się udało - mówi Justin patrząc jak Liam robi sobie zdjęcia z tymi dziewczynami. - Pamiętam jak grali w jakimś durnym garażu, a teraz to?
Przytakuję mu.
Ma racje. To się wydaje być niemożliwe.
Patrzę się na blondyna, który po wypiciu trunku odkłada kubek obok siebie. Przesuwa głowę tak, aby złapać ze mną kontakt wzrokowy.
- Więc nadal jesteś zła? - pyta badając mnie wzrokiem.
Przytakuję delikatnie.
- Jeżeli mam być szczery, to miałem nadzieję, że po seksie w moim samochodzie trochę ci przejdzie - mówi chichocząc, a ja w tym samym czasie się krzywię tak jakby jego słowa naprawdę mnie zraniły.
- Przestań - przerywam mu i opuszczam głowę.
Uśmiech z jego twarzy automatycznie znika.
- Co mam przestać?
Wzdycham i przegryzam wnętrze swojego policzka. Ostatnio jestem bardzo podatna na płacz, więc tym razem w takiej sytuacji jak ta nie jest odwrotnie. Słone łzy pieką mnie pod powiekami i cisnął się do wydostania na zewnątrz. Zamykam je i staram się zrobić wszystko, aby nie wypłynęły.
- Przestań mówić o tym jak o tylko seksie - odpowiadam podkreślając swoje słowa.
Justin wypuszcza powietrze z ust i patrzy się na mnie niedowierzając.
- Żartujesz sobie? - pyta głośno. - Jechałem do ciebie ponad siedemset pieprzonych kilometrów mimo, że nawet wcześniej nie miałem zamiaru tutaj przyjeżdżać - wyznaje.
- Co?
- Moja rodzina jest w Kanadzie. Tam spędzają święta - mówi. - Ale ja jestem tutaj. Od rana staram się zrobić wszystko żebyś mi wybaczyła, a kiedy w końcu coś się między nami dzieje, ty myślisz, że biorę to jako tylko seks?
Nagle czuję się głupio.
Patrząc na to z tej perspektywy, wszystko wygląda inaczej.
- Myślałam...
- Przestań myśleć. Już ci to kiedyś powiedziałem - przerywa mi. - Zawsze nad wszystkim myślisz. Za dużo. Myślisz nad słowami, które dla mnie wypowiedziane mimochodem nic nie znaczą. Nie chciałem żeby to tak zabrzmiało.
Wzdycham i unoszę otwartą dłoń.
- Dobra, zrozumiałam - mamroczę.
Nastaje między nami chwilowa cisza. Wtulam się w jego bluzę i znowu zaczynam obserwować płomienie. Rita zniknęła mi gdzieś godzinę temu i nie mogę jej znaleźć, a Dylan jako gospodarz imprezy ciągle jest zajęty.
- Chodź tutaj - mruczy mi do ucha i ciągnie mnie w stronę swoich kolan.
Siadam tyłem do niego, a jego ręce oplatają mnie w talii. Kładzie głowę na moim ramieniu całując delikatnie odkrytą skórę.
- Więc z kim spędzisz święta? - pytam, gdy dopiero docierają do mnie jego słowa.
- Jutro wieczorem mam lot do kanady - mówi, a mnie automatycznie kuje w sercu. - Chciałem tylko wszystko sobie z tobą wyjaśnić - mamrocze.
Przekręcam się w bok tak, aby być bardziej twarzą do niego.
- I kiedy tutaj wracasz?
Jego czekoladowe tęczówki wpatrzone są w moje zielone oczy. Zawsze patrzy się na mnie tak intensywnie, że nie umiem długo utrzymywać kontaktu wzrokowego. Po prostu się nie da. Jego spojrzenie pali.
- Pewnie zobaczymy się dopiero w Stanford - odpowiada, a uczucie tęsknoty nagle wypełnia całe moje ciało.
- To aż dwa tygodnie - mówię mając gdzieś to, że brzmię jak desperatka.
- Nie widziałem dziadków ponad dwa lata. Obiecałem im to - mamrocze.
Kładzie dłoń na moim policzku i przysuwa się do mnie tak, że nasze nosy prawie się stykają.
- Ale może uda mi się wrócić na Sylwestra - dodaje cicho krążąc opuszkami palców po moim policzku.
- Na Sylwestra jadę do Nowego Jorku - wzdycham.
To aż śmieszne, że zawsze coś musi nam przeszkodzić. Jak nie moje obrażanie się, to po prostu inne plany. Trochę tak jakby wszechświat nie chciał, abyśmy byli razem.
- Och... - mruczy przymykając oczy.
- Nie wiem czy zobaczymy się w Stanford - mówię cicho, a on od razu otwiera oczy.
- Wiem, że mam wynieść się z unwersytetu, ale może uda nam się to jakoś załatwić. To nie jest stracona spawa i --
- Nie o to mi chodzi - przerywam mu. W sumie o to też, ale nie tylko. - Mam przenieść się do Yale pamiętasz?
Chłopak wzdycha i odsuwa się ode mnie lekko.
- Nie zmieniłaś zdania?
Zaprzeczam delikatnym ruchem głowy.
- To nie takie proste - mamroczę.
- Oczywiście. Jeżeli chcesz wyjechać to i tak to zrobisz... - mówi.
Nastaje między nami chwilowa cisza. Nic nie odpowiadam i jedynie składam pocałunek na jego policzku. Kątem oka mimowolnie zauważam Kendre i Alice, które nawet nie ukrywają tego, że się na nas patrzą. Czuję się trochę nieswojo, więc wtulam się w niego jeszcze bardziej.
- Jedź ze mną - proponuje nagle, a ja aż się napinam.
Odsuwam się od niego i spoglądam zaskoczona w jego tęczówki.
- Co?
- Pojedź ze mną na święta do Kanady - wyjaśnia.
Automatycznie kręcę głową.
Wstaję z jego kolan i powoli zaczynam iść. Nie wiem gdzie, po prostu nie mogę rozmawiać z nim o takich rzeczach przy światkach takich jak Alice i Kendra. Słyszę jego kroki za sobą, więc mam pewność, że ciągle za mną podąża.
- Nie mogę. Te święta mam spędzić z mamą i Ryan'em - mówię, gdy jesteśmy wystarczająco daleko od reszty ludzi. - Zresztą... - zaczynam patrząc się na niego niepewnie. - Pojadę tam i co? Przedstawisz mnie jako swoją przyjaciółkę od seksu? - pytam opuszczając głowę.
Sama dobijam się takimi słowami, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że taka jest prawda. Nieważne, co Justin ma do powiedzenia na ten temat, po prostu wiem swoje i tyle.
- Czemu ciągle próbujesz bronić się przed tym? - pyta Justin patrząc się na mnie krytycznie. Oczywiście ma na myśli to co dzieje się między nami. - Nie zauważyłaś, że za każdym razem jak próbujemy ułożyć swoje życia na nowo i tak się spotykamy? To tylko kwestia czasu, kiedy znowu będziemy razem - mówi, a mnie przechodzi dreszcz. Robi krok w moją stronę i obejmuje dłońmi moją twarz. - Nie wiem jak ty rozumiesz to wszystko co dzieje się między nami, ale dla mnie wszystko jest jasne. Kocham cię. Zawsze kochałem i zawsze będę kochał - zniża głos do szeptu. - Możesz mnie odrzucać do woli, możesz przede mną uciekać. Wyjedź do Yale. Rób co chcesz. Ale ja i tak pojadę za tobą. Zawsze i wdzędzie, Sam.
Zamieram.
Otwieram usta, aby powiedzieć cokolwiek, ale żadne słowa, ani dźwięki się z nich nie wydobywają, Mam wrażenie, że zapomniałam jak się oddycha. Powiedział, że mnie kocha. Przez ostatni rok zasypiając za każdym razem zastanawiałam się co robi, z kim, czy już o mnie zapomniał, czy jeszcze coś do mnie czuje. Idąc do Stanford pogodziłam się z tym, że już nigdy nie będziemy razem. Kiedy znowu go zobaczyłam, zaczęłam mieć nadzieje, ale wtedy pojawił się Matt. Dzięki niemu udało mi się stłumić uczucia jakie żywiłam i żywię do Justin'a.
Półtora roku.
Nigdy bym nie pomyślała, że jeszcze kiedykolwiek usłyszę od niego te słowa.
A teraz stoi przede mną, wyznając mi miłość na posiadłości, w której kilka lat temu spędziliśmy kilka dobrych chwil.
Kocha mnie.
Po tym wszystkim co działo się między nami, po tym jak ze sobą zerwaliśmy i zraniliśmy się tyle pieprzonych razy, on mnie kocha.
- Ja... - zaczynam słabym głosem patrząc się w jego brązowe tęczówki.
- Sam! Mówiłaś, że będziesz naszym kierowcą! Zawieziesz mnie do domu? - Naszą chwilę przerywa Liam, które ni stąd ni zowąd pojawia się obok nas. Odskakuję od Justin'a, ale Liam na sto procent wszystko widział, bo mimo, że prosi mnie o przysługę cały czas spogląda na Justin'a i uśmiecha się cwanie. - Zadzwonili do mnie, że mam im przesłać jakieś dokumenty, a wszystko zostawiłem w domu. To jak?
Poprawiam fryzurę i opuszczam niżej bluzę Justin'a, tak aby przykrywała bardziej moje uda. Modlę się o to, żeby nie mieć czerwonych policzków, bo wtedy już całkowicie się wydam.
- Em... okej - mamroczę cicho idąc w stronę samochodu.
Justin rusza za nami.
- Poczekajcie, jadę z wami. I tak mi się tutaj nudzi - mamrocze pod nosem.
Kiedy patrzę się na te wszystkie samochody, już wiem, że i jutro nie będę miała spokoju. Moi przyjaciele będą musieli jakoś się tutaj dostać, żeby zabrać je rano, a najłatwiejszą opcją jestem ja. No super.
Po dziesięciu minutach zatrzymuję się pod swoim domem. Liam jest już u siebie, a Justin uparł się żeby już nie wracać na imprezę.
- Więc myślisz, że pozwolę ci u mnie zostać? - pytam z szerokim uśmiechem.
Justin chichocze i przytakuje lekko głową.
- I tak zostanę, księżniczko - mruczy. - Nie będziesz spała sama.
Wzruszam ramionami wychodząc z samochodu. Chce mu powiedzieć, że przez ostatnie pół roku jakoś się tym nie przejmował, ale powstrzymuje się. Zamiast tego postanawiam dalej żartować.
- Skąd wiesz, że będę spała sama? Może w domu czeka na mnie jakiś seksowny mulat? - unoszę brwi patrząc się na niego.
Blondyn przystaje przy samochodzie i patrzy się na mnie tak jakby nie wiedział czy żartuje.
Zaciska dłonie w pięści, a ja zaczyna się głośno śmiać.
- No chyba nie bierzesz tego na poważnie, głupku? - pytam ciągle się śmiejąc.
Justin próbuje ukryć uśmiech, który wkrada mu się na usta i wzrusza ramionami.
- Czy ja wiem... Wolę być przygotowany na każdą opcję - mówi i idzie za mną w stronę drzwi.
Wzdycham.
Otwieram drzwi i wchodząc do środka od razu kieruję się w stronę swojego pokoju.
Słyszę jak Justin zamyka drzwi wejściowe na klucz i uśmiecham się pod nosem. Nie czekając na jego przyjście rzucam się na łóżko. Nawet nie zaświeciłam światła, więc pokój oświetlają tylko uliczne latarnie. Słyszę jego koki na schodach i po chwili jest w pokoju. Łóżko po drugiej stronie się ugina, co daje mi znak, że położył się obok mnie. Odwracam się twarzą do niego.
- Mówiłem poważnie z tą Kanadą - zaczyna znowu temat pomijając fakt, że zaraz po tym wyznał mi miłość. - Twoja mama zrozumie.
Przegryzam wnętrze policzka i zaczynam zastanawiać się nad jego propozycją. Ja też długo nie widziałam swojej mamy. Miałam z nią porozmawiać o Stanford i o tym czy może coś zrobić z wydaleniem Justin'a. Jest tyle rzeczy, które chce jej powiedzieć.
Z drugiej strony fakt poznawania rodziny Justin'a jest conajmniej niezręczny.
- Będziesz mogła wrócić na Sylwestra do Nowego Jorku - kontynuuje. - Przecież to nie jest żaden problem...
Wzdycham i podnoszę się na łokciach. Potrząsam lekko głową tak jakbym chciała wyzbyć się z niej natłoku myśli.
- Muszę się zastanowić - mamroczę idąc w stronę łazienki. Kątem oka zauważam jak Justin wstaje, więc wskazuje na niego palcem i mówię ze śmiechem: - Nie, ty zostajesz.
Blondyn robi niezadowoloną minę, ale nie naciska i zostawia mnie samą.
Prysznic okazuje się najgorszą z możliwych opcji. W tym czasie mam chwilę żeby pomyśleć nad wszystkim i znowu dopadają mnie wyrzuty sumienia z powodu Matt'a. Czy wrócił do domu? Czy bardzo go tym wszystkim zraniłam? Chciałabym znać odpowiedzi na te pytania. Chciałabym wiedzieć jak się czuje, bo może wtedy moje sumienie trochę zamilknie. Jestem najbardziej winną osobą w tym wszystkim i na każdym kroku coś mi o tym przypomina.
Wychodzę z łazienki w piżamie, którą wyjęłam wcześniej z garderoby i zauważam, że Justin'a nie ma w moim pokoju. Pewnie poszedł wziąć prysznic do drugiej łazienki, jak to zawsze miał w zwyczaju. Kładę się na łóżko i biorę do ręki telefon, aby przejrzeć portale społecznościowe. Nagle w mojej głowie pojawia się myśl, która nie daje mi spokoju do momentu, w którym nie wchodzę w "Nową Wiadomość" i adresuję ją do Matt'a.
Do: Matt
Wiem, że to nic nie zmienia, ale przepraszam.
Zatrzymuje się w momencie, kiedy chce wysłać wiadomość. Czy powinnam to robić?
Justin gdyby się dowiedział, byłby wkurzony. Ale z drugiej strony, gdyby pozwolił mi zrobić to inaczej nie musiałabym przepraszać Matt'a. Może powinnam do niego zadzwonić, ale nie mam odwagi. Wyłączając wszystkie niechciane myśli wysyłam wiadomość i odkładam telefon dokładnie w momencie, w którym do mojego pokoju wchodzi Justin w samych bokserkach. Ma wilgotne włosy, które zwinnym ruchem dłoni zaczesuje je do tyłu. Kładzie się obok mnie i obejmuje ramieniem moją talię.
Odwracam się twarzą do niego i powoli studiuję zarys jego szczęki, kolor oczu i wszystko co możliwe.
- Mam dwa bilety... - mamrocze nagle. - Wiesz... na wypadek gdybyś się zgodziła...
Jestem zaskoczona, że po tym wszystkim w ogóle o mnie pomyślał. Nie chce już myśleć o Kanadzie i o tym co powinnam zrobić.
- Zmieńmy temat - proszę cicho, a on tylko przytakuje głową.
- Okej - mówi podnosząc się trochę.
Kładę głowę na jego klatce piersiowej i zaczynam znowu myśleć o tym sms'ie. Może nie powinnam go wysyłać? Nagle przypominam sobie reakcję Justin'a, gdy w tym hotelu dowiedział się, że nie miałam po nim żadnego chłopaka. Był zaskoczony, ale widziałam ulgę na jego twarzy.
- Justin... - zaczynam niepewnie. - Po tym jak zerwaliśmy... - robię pauzę zastanawiając się jak najdelikatniej to powiedzieć. - Z iloma dziewczynami, no wiesz... spałeś? - wyrzucam z siebie i zaczynam mieć wątpliwości czy chce to wiedzieć. On na pewno nie był mi wierny.
Słyszę jak wypuszcza powietrze z ust. Podnoszę głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Na twarzy ma wypisane poczucie winy, a ja zaczynam się obawiać, że jest aż tak tragicznie.
- Z trzema - odpowiada po chwili, a ja zamykam oczy czując niemiły uścisk w brzuchu.
No chyba nie oczekiwałam, że będzie inaczej...
- Ale hej - mówi biorąc moją twarz w dłonie. Zmusza mnie do tego żebym na niego spojrzała. - Nie czułem nic. Przy żadnej z nich. Po prostu myślałem, że między nami koniec. Gdybym wiedział... Gdybym wiedział, że będzie się działo to co dzieje się teraz... Nigdy bym nawet na nie nie spojrzał - wyznaje patrząc się twardo w moje zielone oczy.
- A Emma?
- Z Emmą pieprzyłem się raz i to jak byłem zjarany i pijany. Nawet tego nie pamiętam i cholernie się z tego cieszę - mówi kręcąc głową.
Przytakuje głową nie wiedząc co jeszcze mogę powiedzieć. Kładę głowę na poduszkę obok i zastanawiam się po co w ogóle zaczęłam temat. Są rzeczy, o których mogłabym nie wiedzieć i tyle.
Ręka blondyna sunie po moim ramieniu, aż w końcu zatrzymuje się przy łokciu. Zaczynam czuć się nieswojo, bo wiem, że patrzy się na moje blizny. Tak dawno nie poruszaliśmy tego temat, że prawie zapomniałam o tym, że on nada nie wie z czego je mam. Zabieram rękę z jego widoku i odchrząkuje cicho starając się na niego nie patrzeć.
- Nie powiesz mi... prawda? - stwierdza obserwując moją minę.
Kręcę głową odwracając się plecami do niego.
- Nie dziś - mówię cicho.
Słyszę jego westchnięcie.
Wiem, że chce się o to ze mną kłócić, ale nie robi tego i to tylko ze względu na to, że przed chwilą przyznał mi się z kim spał.
- Wiesz, że nie odpuszczę? - słyszę jego głos, ale zaczynam odpływać, więc nie jestem wstanie mu nawet odpowiedzieć. - Muszę wiedzieć...
Uśmiecham się do niej życzliwie.
- Dziękuję - mówię. - Dylan u siebie? Przyniosłam mu coś na kaca - pokazuję średniej wielkości woreczek i zaczynam chichotać, gdy Hannah kręci pobłażająco głową.
- Tak jest u siebie - odpowiada. - Ale nie zasługuje na łaskę w postaci lekarstw. Niech się męczy dureń. Zarzygał mi wczoraj całą łazienkę! - skarży się wyrzucając ręce w powietrze. - Ja nie wiem co z niego wyrosło - znowu kręci głową, a ja ciągle się śmiejąc dziękuję i idę do jego pokoju.
Nie pukam, tylko wchodzę do środka. Do moich nozdrzy dociera niemiły zapach i od razu się krzywię. Dylan leży na łóżku, przykryty kołdrą.
- Eww, zdechłeś już? - pytam otwierając szybko okno.
Słyszę jego jęk stłumiony przez poduszkę i uśmiecham się złośliwie.
- Czyli jeszcze żyjesz? - Rzucam mu na łóżko woreczek, a on od razu się podnosi.
Jego ciemne włosy są poprzewracane na różne strony i ogólnie wygląda jak Frankenstein. Patrzy się na tabletki w woreczku jakby były najlepszą rzeczą na świecie.
- Kupiłam ci też butelkę wody - mówię, a on od razu wyjmuje dwie tabletki i połyka.
Wzdycha z ulgą i kładzie głowę na poduszkę.
- Ratujesz mi życie - mówi, a ja podnoszę dłoń.
- Daruj sobie i tak musisz mi oddać za to kasę - odpowiadam śmiejąc się.
Chłopak wywraca oczami i wystawia mi środkowy palec.
- Też byś dzisiaj była w takim stanie, gdybyś nie uciekła z Justin'em - wytyka mi. - Tak w ogóle, myślałem, że przyjdzie z tobą. Ostatnio cały czas za tobą łazi.
Wzruszam ramionami i opuszczam głowę.
- Jest zajęty pakowaniem się.
Dylan unosi brwi i przygląda mi się badawczo.
- Wyjeżdża?
Przytakuję.
- Tak, na święta do Kanady.
- I nie zabiera cię ze sobą?
Nastaje między nami chwila ciszy.
- Chciał żebym jechała z nim - wyznaje.
- Więc czemu nie jedziesz? - pyta patrząc się na mnie tak jakbym zwariowała.
Wzruszam ramionami.
- Wiesz co? - zaczyna, gdy podnoszę głowę. - Kocham cię. Naprawdę cię kocham, ale czasami jesteś tak cholernie głupia - wytyka mi.
- Ej!- sapię krzywiąc się na jego słowa.
- To prawda, Sam! Jeszcze na początku roku gadałaś jak bardzo chcesz do niego wrócić, a teraz kiedy macie szansę znowu być razem ty się próbujesz od tego wymigać, czemu?
Powoli wypuszczam powietrze z płuc i znowu nic nie odpowiadam.
- Masz jechać.
- Już pewnie za późno... - mamroczę zgodnie z prawdą.
- Oszalałaś? To Justin. Będzie czekał do ostatniej chwili. Rusz dupę, Sam, albo zaraz do niego zadzwonię i to załatwię - grozi mi, a ja się podnoszę i mimowolnie chichoczę.
- Dobra, już dobra - mówię poddając się.
Dobrze, że nie zdążyłam się rozpakować.
Wstaję z miejsca i mimo, że nie jestem pewna tego co robię decyduję się posłuchać Dylan'a. Przytulam się do niego z wdzięcznością.
- Śmierdzisz rzygami - mamroczę w jego ramie.
Chłopak zaczyna się śmiać.
- Dziękuję kochanie - odpowiada. - A teraz spieprzaj, bo naprawdę nie zdążysz.
Justin siada obok mnie i przygląda mi się badawczo.
- Czemu odeszłaś jak gadałem z Mike'iem?
Wzruszam ramionami.
- Chciałam dać wam trochę prywatności - mówię cicho.
To nie jest do końca kłamstwo. Skoro chciał z nim pogadać, to pewnie nie chciał żebym się wtrącała. Pomińmy fakt, że odeszłam też trochę dlatego, że teraz nie wiem nawet jak mam się zachować.
Nie wybaczyłam mu.
Chyba.
- To Mike - odpowiada ze śmiechem. - Jego rozmowy zawsze tyczą się alkoholu i trawki.
Uśmiecham się lekko i kątem oka obserwuję Alice i Kendre, które z rozbawieniem o czymś rozmawiają. Nie zamieniłam z nimi ani słowa. Kendra mnie zignorowała, a Alice chyba nawet mnie jeszcze nie widziała. Nie czuję, że jest mi potrzebna jakakolwiek rozmowa z nimi. Ciągle pamiętam co stało się ponad rok temu i nie zamierzam tego zapominać. Nawet przeprosiny Megan nie są wstanie naprawić tego, że po całej tej sprawie mój świat po prostu runął w gruzach.
Chcę wstać z małej drewnianej ławki przy ognisku, ale dłoń Justin'a na moim nadgarstku mnie zatrzymuje.
- Gdzie idziesz? - pyta patrząc się na mnie.
- Po bluzę do samochodu.
Blondyn automatycznie zaczyna zdejmować z siebie swoją czarną bluzę z białymi nadrukami z tyłu. Chcę zaprzeczyć, ale tak bardzo uwielbiam nosić jego ciuchy i czuć przy tym jego zapach, że mimowolnie przyjmuję od niego bluzę i narzucam ją na siebie. W tym czasie Liam przynosi nam po kubku, w którym jest piwo. Justin bierze jeden, a ja odmawiam.
- Jesteś teraz abstynencką czy jak? - pyta Liam nabijając się ze mnie.
Przewracam oczami i wystawiam mu język.
- Wal się. Ktoś musi być trzeźwy, żebyście mogli wrócić normalnie do domu - wytykam mu, a on unosi dłonie w obronnym geście.
- Dobra zbawco - odpowiada. - Wygrałaś.
Z moich ust wydobywa się chichot.
Naprawdę tęskniłam za tym chłopakiem. Teraz kiedy jest sławny nie widuję się z nim wcale. Brakuje mi go, bo on z naszej paczki był tym, który zawsze się o każdego troszczył i starał się pomóc. Mam jeszcze Dylan'a i Ritę, ale to wciąż nie to samo.
- Liam! Jakieś trzy piękne kobiety chcą z tobą zdjęcie! - krzyczy Mike z drugiego końca posesji, zadowolony, że udało mu się wyrwać jakieś dziewczyny.
Rozbawiony Liam przewraca oczami i mówiąc krótkie ,,Zaraz przyjdę" odchodzi do swoich fanek.
- Nie wierzę, że naprawdę mu się udało - mówi Justin patrząc jak Liam robi sobie zdjęcia z tymi dziewczynami. - Pamiętam jak grali w jakimś durnym garażu, a teraz to?
Przytakuję mu.
Ma racje. To się wydaje być niemożliwe.
Patrzę się na blondyna, który po wypiciu trunku odkłada kubek obok siebie. Przesuwa głowę tak, aby złapać ze mną kontakt wzrokowy.
- Więc nadal jesteś zła? - pyta badając mnie wzrokiem.
Przytakuję delikatnie.
- Jeżeli mam być szczery, to miałem nadzieję, że po seksie w moim samochodzie trochę ci przejdzie - mówi chichocząc, a ja w tym samym czasie się krzywię tak jakby jego słowa naprawdę mnie zraniły.
- Przestań - przerywam mu i opuszczam głowę.
Uśmiech z jego twarzy automatycznie znika.
- Co mam przestać?
Wzdycham i przegryzam wnętrze swojego policzka. Ostatnio jestem bardzo podatna na płacz, więc tym razem w takiej sytuacji jak ta nie jest odwrotnie. Słone łzy pieką mnie pod powiekami i cisnął się do wydostania na zewnątrz. Zamykam je i staram się zrobić wszystko, aby nie wypłynęły.
- Przestań mówić o tym jak o tylko seksie - odpowiadam podkreślając swoje słowa.
Justin wypuszcza powietrze z ust i patrzy się na mnie niedowierzając.
- Żartujesz sobie? - pyta głośno. - Jechałem do ciebie ponad siedemset pieprzonych kilometrów mimo, że nawet wcześniej nie miałem zamiaru tutaj przyjeżdżać - wyznaje.
- Co?
- Moja rodzina jest w Kanadzie. Tam spędzają święta - mówi. - Ale ja jestem tutaj. Od rana staram się zrobić wszystko żebyś mi wybaczyła, a kiedy w końcu coś się między nami dzieje, ty myślisz, że biorę to jako tylko seks?
Nagle czuję się głupio.
Patrząc na to z tej perspektywy, wszystko wygląda inaczej.
- Myślałam...
- Przestań myśleć. Już ci to kiedyś powiedziałem - przerywa mi. - Zawsze nad wszystkim myślisz. Za dużo. Myślisz nad słowami, które dla mnie wypowiedziane mimochodem nic nie znaczą. Nie chciałem żeby to tak zabrzmiało.
Wzdycham i unoszę otwartą dłoń.
- Dobra, zrozumiałam - mamroczę.
Nastaje między nami chwilowa cisza. Wtulam się w jego bluzę i znowu zaczynam obserwować płomienie. Rita zniknęła mi gdzieś godzinę temu i nie mogę jej znaleźć, a Dylan jako gospodarz imprezy ciągle jest zajęty.
- Chodź tutaj - mruczy mi do ucha i ciągnie mnie w stronę swoich kolan.
Siadam tyłem do niego, a jego ręce oplatają mnie w talii. Kładzie głowę na moim ramieniu całując delikatnie odkrytą skórę.
- Więc z kim spędzisz święta? - pytam, gdy dopiero docierają do mnie jego słowa.
- Jutro wieczorem mam lot do kanady - mówi, a mnie automatycznie kuje w sercu. - Chciałem tylko wszystko sobie z tobą wyjaśnić - mamrocze.
Przekręcam się w bok tak, aby być bardziej twarzą do niego.
- I kiedy tutaj wracasz?
Jego czekoladowe tęczówki wpatrzone są w moje zielone oczy. Zawsze patrzy się na mnie tak intensywnie, że nie umiem długo utrzymywać kontaktu wzrokowego. Po prostu się nie da. Jego spojrzenie pali.
- Pewnie zobaczymy się dopiero w Stanford - odpowiada, a uczucie tęsknoty nagle wypełnia całe moje ciało.
- To aż dwa tygodnie - mówię mając gdzieś to, że brzmię jak desperatka.
- Nie widziałem dziadków ponad dwa lata. Obiecałem im to - mamrocze.
Kładzie dłoń na moim policzku i przysuwa się do mnie tak, że nasze nosy prawie się stykają.
- Ale może uda mi się wrócić na Sylwestra - dodaje cicho krążąc opuszkami palców po moim policzku.
- Na Sylwestra jadę do Nowego Jorku - wzdycham.
To aż śmieszne, że zawsze coś musi nam przeszkodzić. Jak nie moje obrażanie się, to po prostu inne plany. Trochę tak jakby wszechświat nie chciał, abyśmy byli razem.
- Och... - mruczy przymykając oczy.
- Nie wiem czy zobaczymy się w Stanford - mówię cicho, a on od razu otwiera oczy.
- Wiem, że mam wynieść się z unwersytetu, ale może uda nam się to jakoś załatwić. To nie jest stracona spawa i --
- Nie o to mi chodzi - przerywam mu. W sumie o to też, ale nie tylko. - Mam przenieść się do Yale pamiętasz?
Chłopak wzdycha i odsuwa się ode mnie lekko.
- Nie zmieniłaś zdania?
Zaprzeczam delikatnym ruchem głowy.
- To nie takie proste - mamroczę.
- Oczywiście. Jeżeli chcesz wyjechać to i tak to zrobisz... - mówi.
Nastaje między nami chwilowa cisza. Nic nie odpowiadam i jedynie składam pocałunek na jego policzku. Kątem oka mimowolnie zauważam Kendre i Alice, które nawet nie ukrywają tego, że się na nas patrzą. Czuję się trochę nieswojo, więc wtulam się w niego jeszcze bardziej.
- Jedź ze mną - proponuje nagle, a ja aż się napinam.
Odsuwam się od niego i spoglądam zaskoczona w jego tęczówki.
- Co?
- Pojedź ze mną na święta do Kanady - wyjaśnia.
Automatycznie kręcę głową.
Wstaję z jego kolan i powoli zaczynam iść. Nie wiem gdzie, po prostu nie mogę rozmawiać z nim o takich rzeczach przy światkach takich jak Alice i Kendra. Słyszę jego kroki za sobą, więc mam pewność, że ciągle za mną podąża.
- Nie mogę. Te święta mam spędzić z mamą i Ryan'em - mówię, gdy jesteśmy wystarczająco daleko od reszty ludzi. - Zresztą... - zaczynam patrząc się na niego niepewnie. - Pojadę tam i co? Przedstawisz mnie jako swoją przyjaciółkę od seksu? - pytam opuszczając głowę.
Sama dobijam się takimi słowami, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że taka jest prawda. Nieważne, co Justin ma do powiedzenia na ten temat, po prostu wiem swoje i tyle.
- Czemu ciągle próbujesz bronić się przed tym? - pyta Justin patrząc się na mnie krytycznie. Oczywiście ma na myśli to co dzieje się między nami. - Nie zauważyłaś, że za każdym razem jak próbujemy ułożyć swoje życia na nowo i tak się spotykamy? To tylko kwestia czasu, kiedy znowu będziemy razem - mówi, a mnie przechodzi dreszcz. Robi krok w moją stronę i obejmuje dłońmi moją twarz. - Nie wiem jak ty rozumiesz to wszystko co dzieje się między nami, ale dla mnie wszystko jest jasne. Kocham cię. Zawsze kochałem i zawsze będę kochał - zniża głos do szeptu. - Możesz mnie odrzucać do woli, możesz przede mną uciekać. Wyjedź do Yale. Rób co chcesz. Ale ja i tak pojadę za tobą. Zawsze i wdzędzie, Sam.
Zamieram.
Otwieram usta, aby powiedzieć cokolwiek, ale żadne słowa, ani dźwięki się z nich nie wydobywają, Mam wrażenie, że zapomniałam jak się oddycha. Powiedział, że mnie kocha. Przez ostatni rok zasypiając za każdym razem zastanawiałam się co robi, z kim, czy już o mnie zapomniał, czy jeszcze coś do mnie czuje. Idąc do Stanford pogodziłam się z tym, że już nigdy nie będziemy razem. Kiedy znowu go zobaczyłam, zaczęłam mieć nadzieje, ale wtedy pojawił się Matt. Dzięki niemu udało mi się stłumić uczucia jakie żywiłam i żywię do Justin'a.
Półtora roku.
Nigdy bym nie pomyślała, że jeszcze kiedykolwiek usłyszę od niego te słowa.
A teraz stoi przede mną, wyznając mi miłość na posiadłości, w której kilka lat temu spędziliśmy kilka dobrych chwil.
Kocha mnie.
Po tym wszystkim co działo się między nami, po tym jak ze sobą zerwaliśmy i zraniliśmy się tyle pieprzonych razy, on mnie kocha.
- Ja... - zaczynam słabym głosem patrząc się w jego brązowe tęczówki.
- Sam! Mówiłaś, że będziesz naszym kierowcą! Zawieziesz mnie do domu? - Naszą chwilę przerywa Liam, które ni stąd ni zowąd pojawia się obok nas. Odskakuję od Justin'a, ale Liam na sto procent wszystko widział, bo mimo, że prosi mnie o przysługę cały czas spogląda na Justin'a i uśmiecha się cwanie. - Zadzwonili do mnie, że mam im przesłać jakieś dokumenty, a wszystko zostawiłem w domu. To jak?
Poprawiam fryzurę i opuszczam niżej bluzę Justin'a, tak aby przykrywała bardziej moje uda. Modlę się o to, żeby nie mieć czerwonych policzków, bo wtedy już całkowicie się wydam.
- Em... okej - mamroczę cicho idąc w stronę samochodu.
Justin rusza za nami.
- Poczekajcie, jadę z wami. I tak mi się tutaj nudzi - mamrocze pod nosem.
Kiedy patrzę się na te wszystkie samochody, już wiem, że i jutro nie będę miała spokoju. Moi przyjaciele będą musieli jakoś się tutaj dostać, żeby zabrać je rano, a najłatwiejszą opcją jestem ja. No super.
Po dziesięciu minutach zatrzymuję się pod swoim domem. Liam jest już u siebie, a Justin uparł się żeby już nie wracać na imprezę.
- Więc myślisz, że pozwolę ci u mnie zostać? - pytam z szerokim uśmiechem.
Justin chichocze i przytakuje lekko głową.
- I tak zostanę, księżniczko - mruczy. - Nie będziesz spała sama.
Wzruszam ramionami wychodząc z samochodu. Chce mu powiedzieć, że przez ostatnie pół roku jakoś się tym nie przejmował, ale powstrzymuje się. Zamiast tego postanawiam dalej żartować.
- Skąd wiesz, że będę spała sama? Może w domu czeka na mnie jakiś seksowny mulat? - unoszę brwi patrząc się na niego.
Blondyn przystaje przy samochodzie i patrzy się na mnie tak jakby nie wiedział czy żartuje.
Zaciska dłonie w pięści, a ja zaczyna się głośno śmiać.
- No chyba nie bierzesz tego na poważnie, głupku? - pytam ciągle się śmiejąc.
Justin próbuje ukryć uśmiech, który wkrada mu się na usta i wzrusza ramionami.
- Czy ja wiem... Wolę być przygotowany na każdą opcję - mówi i idzie za mną w stronę drzwi.
Wzdycham.
Otwieram drzwi i wchodząc do środka od razu kieruję się w stronę swojego pokoju.
Słyszę jak Justin zamyka drzwi wejściowe na klucz i uśmiecham się pod nosem. Nie czekając na jego przyjście rzucam się na łóżko. Nawet nie zaświeciłam światła, więc pokój oświetlają tylko uliczne latarnie. Słyszę jego koki na schodach i po chwili jest w pokoju. Łóżko po drugiej stronie się ugina, co daje mi znak, że położył się obok mnie. Odwracam się twarzą do niego.
- Mówiłem poważnie z tą Kanadą - zaczyna znowu temat pomijając fakt, że zaraz po tym wyznał mi miłość. - Twoja mama zrozumie.
Przegryzam wnętrze policzka i zaczynam zastanawiać się nad jego propozycją. Ja też długo nie widziałam swojej mamy. Miałam z nią porozmawiać o Stanford i o tym czy może coś zrobić z wydaleniem Justin'a. Jest tyle rzeczy, które chce jej powiedzieć.
Z drugiej strony fakt poznawania rodziny Justin'a jest conajmniej niezręczny.
- Będziesz mogła wrócić na Sylwestra do Nowego Jorku - kontynuuje. - Przecież to nie jest żaden problem...
Wzdycham i podnoszę się na łokciach. Potrząsam lekko głową tak jakbym chciała wyzbyć się z niej natłoku myśli.
- Muszę się zastanowić - mamroczę idąc w stronę łazienki. Kątem oka zauważam jak Justin wstaje, więc wskazuje na niego palcem i mówię ze śmiechem: - Nie, ty zostajesz.
Blondyn robi niezadowoloną minę, ale nie naciska i zostawia mnie samą.
Prysznic okazuje się najgorszą z możliwych opcji. W tym czasie mam chwilę żeby pomyśleć nad wszystkim i znowu dopadają mnie wyrzuty sumienia z powodu Matt'a. Czy wrócił do domu? Czy bardzo go tym wszystkim zraniłam? Chciałabym znać odpowiedzi na te pytania. Chciałabym wiedzieć jak się czuje, bo może wtedy moje sumienie trochę zamilknie. Jestem najbardziej winną osobą w tym wszystkim i na każdym kroku coś mi o tym przypomina.
Wychodzę z łazienki w piżamie, którą wyjęłam wcześniej z garderoby i zauważam, że Justin'a nie ma w moim pokoju. Pewnie poszedł wziąć prysznic do drugiej łazienki, jak to zawsze miał w zwyczaju. Kładę się na łóżko i biorę do ręki telefon, aby przejrzeć portale społecznościowe. Nagle w mojej głowie pojawia się myśl, która nie daje mi spokoju do momentu, w którym nie wchodzę w "Nową Wiadomość" i adresuję ją do Matt'a.
Do: Matt
Wiem, że to nic nie zmienia, ale przepraszam.
Zatrzymuje się w momencie, kiedy chce wysłać wiadomość. Czy powinnam to robić?
Justin gdyby się dowiedział, byłby wkurzony. Ale z drugiej strony, gdyby pozwolił mi zrobić to inaczej nie musiałabym przepraszać Matt'a. Może powinnam do niego zadzwonić, ale nie mam odwagi. Wyłączając wszystkie niechciane myśli wysyłam wiadomość i odkładam telefon dokładnie w momencie, w którym do mojego pokoju wchodzi Justin w samych bokserkach. Ma wilgotne włosy, które zwinnym ruchem dłoni zaczesuje je do tyłu. Kładzie się obok mnie i obejmuje ramieniem moją talię.
Odwracam się twarzą do niego i powoli studiuję zarys jego szczęki, kolor oczu i wszystko co możliwe.
- Mam dwa bilety... - mamrocze nagle. - Wiesz... na wypadek gdybyś się zgodziła...
Jestem zaskoczona, że po tym wszystkim w ogóle o mnie pomyślał. Nie chce już myśleć o Kanadzie i o tym co powinnam zrobić.
- Zmieńmy temat - proszę cicho, a on tylko przytakuje głową.
- Okej - mówi podnosząc się trochę.
Kładę głowę na jego klatce piersiowej i zaczynam znowu myśleć o tym sms'ie. Może nie powinnam go wysyłać? Nagle przypominam sobie reakcję Justin'a, gdy w tym hotelu dowiedział się, że nie miałam po nim żadnego chłopaka. Był zaskoczony, ale widziałam ulgę na jego twarzy.
- Justin... - zaczynam niepewnie. - Po tym jak zerwaliśmy... - robię pauzę zastanawiając się jak najdelikatniej to powiedzieć. - Z iloma dziewczynami, no wiesz... spałeś? - wyrzucam z siebie i zaczynam mieć wątpliwości czy chce to wiedzieć. On na pewno nie był mi wierny.
Słyszę jak wypuszcza powietrze z ust. Podnoszę głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Na twarzy ma wypisane poczucie winy, a ja zaczynam się obawiać, że jest aż tak tragicznie.
- Z trzema - odpowiada po chwili, a ja zamykam oczy czując niemiły uścisk w brzuchu.
No chyba nie oczekiwałam, że będzie inaczej...
- Ale hej - mówi biorąc moją twarz w dłonie. Zmusza mnie do tego żebym na niego spojrzała. - Nie czułem nic. Przy żadnej z nich. Po prostu myślałem, że między nami koniec. Gdybym wiedział... Gdybym wiedział, że będzie się działo to co dzieje się teraz... Nigdy bym nawet na nie nie spojrzał - wyznaje patrząc się twardo w moje zielone oczy.
- A Emma?
- Z Emmą pieprzyłem się raz i to jak byłem zjarany i pijany. Nawet tego nie pamiętam i cholernie się z tego cieszę - mówi kręcąc głową.
Przytakuje głową nie wiedząc co jeszcze mogę powiedzieć. Kładę głowę na poduszkę obok i zastanawiam się po co w ogóle zaczęłam temat. Są rzeczy, o których mogłabym nie wiedzieć i tyle.
Ręka blondyna sunie po moim ramieniu, aż w końcu zatrzymuje się przy łokciu. Zaczynam czuć się nieswojo, bo wiem, że patrzy się na moje blizny. Tak dawno nie poruszaliśmy tego temat, że prawie zapomniałam o tym, że on nada nie wie z czego je mam. Zabieram rękę z jego widoku i odchrząkuje cicho starając się na niego nie patrzeć.
- Nie powiesz mi... prawda? - stwierdza obserwując moją minę.
Kręcę głową odwracając się plecami do niego.
- Nie dziś - mówię cicho.
Słyszę jego westchnięcie.
Wiem, że chce się o to ze mną kłócić, ale nie robi tego i to tylko ze względu na to, że przed chwilą przyznał mi się z kim spał.
- Wiesz, że nie odpuszczę? - słyszę jego głos, ale zaczynam odpływać, więc nie jestem wstanie mu nawet odpowiedzieć. - Muszę wiedzieć...
***
Kiedy obudziłam się rano, Justin'a już przy mnie nie było. Po południu napisał mi sms'a, że musi się pakować i wrócił do siebie. Rozmawiałam z mamą przez telefon i ona wręcz kazała mi jechać z Justin'em. Powiedziała, że o Stanford porozmawiamy kiedy indziej, ale że jeżeli Justin jest niewinny, to nie jest to stracona sprawa.
Wchodzę do domu Dylan'a nawet nie pukając. Jego dom, jest moim domem. I to działa też na odwrót.
- Hannah? - pytam wchodząc do salonu.
Z kuchni wyłania się kobieta z miłym wyrazem twarzy. Trzyma w ręku ścierkę, którą wyciera sobie dłonie.
- Sam! Jak ja cię dawno nie widziałam! - mówi idąc w moją stronę. Przyciąga mnie do siebie w niedźwiedzim uścisku, a ja go odwzajemniam. Mama Dylan'a, to jedna z najmilszych osób jakie znam. - College cię zmienił! Wyglądasz przecudownie! - chwali mnie z iskierkami w oczach. Uśmiecham się do niej życzliwie.
- Dziękuję - mówię. - Dylan u siebie? Przyniosłam mu coś na kaca - pokazuję średniej wielkości woreczek i zaczynam chichotać, gdy Hannah kręci pobłażająco głową.
- Tak jest u siebie - odpowiada. - Ale nie zasługuje na łaskę w postaci lekarstw. Niech się męczy dureń. Zarzygał mi wczoraj całą łazienkę! - skarży się wyrzucając ręce w powietrze. - Ja nie wiem co z niego wyrosło - znowu kręci głową, a ja ciągle się śmiejąc dziękuję i idę do jego pokoju.
Nie pukam, tylko wchodzę do środka. Do moich nozdrzy dociera niemiły zapach i od razu się krzywię. Dylan leży na łóżku, przykryty kołdrą.
- Eww, zdechłeś już? - pytam otwierając szybko okno.
Słyszę jego jęk stłumiony przez poduszkę i uśmiecham się złośliwie.
- Czyli jeszcze żyjesz? - Rzucam mu na łóżko woreczek, a on od razu się podnosi.
Jego ciemne włosy są poprzewracane na różne strony i ogólnie wygląda jak Frankenstein. Patrzy się na tabletki w woreczku jakby były najlepszą rzeczą na świecie.
- Kupiłam ci też butelkę wody - mówię, a on od razu wyjmuje dwie tabletki i połyka.
Wzdycha z ulgą i kładzie głowę na poduszkę.
- Ratujesz mi życie - mówi, a ja podnoszę dłoń.
- Daruj sobie i tak musisz mi oddać za to kasę - odpowiadam śmiejąc się.
Chłopak wywraca oczami i wystawia mi środkowy palec.
- Też byś dzisiaj była w takim stanie, gdybyś nie uciekła z Justin'em - wytyka mi. - Tak w ogóle, myślałem, że przyjdzie z tobą. Ostatnio cały czas za tobą łazi.
Wzruszam ramionami i opuszczam głowę.
- Jest zajęty pakowaniem się.
Dylan unosi brwi i przygląda mi się badawczo.
- Wyjeżdża?
Przytakuję.
- Tak, na święta do Kanady.
- I nie zabiera cię ze sobą?
Nastaje między nami chwila ciszy.
- Chciał żebym jechała z nim - wyznaje.
- Więc czemu nie jedziesz? - pyta patrząc się na mnie tak jakbym zwariowała.
Wzruszam ramionami.
- Wiesz co? - zaczyna, gdy podnoszę głowę. - Kocham cię. Naprawdę cię kocham, ale czasami jesteś tak cholernie głupia - wytyka mi.
- Ej!- sapię krzywiąc się na jego słowa.
- To prawda, Sam! Jeszcze na początku roku gadałaś jak bardzo chcesz do niego wrócić, a teraz kiedy macie szansę znowu być razem ty się próbujesz od tego wymigać, czemu?
Powoli wypuszczam powietrze z płuc i znowu nic nie odpowiadam.
- Masz jechać.
- Już pewnie za późno... - mamroczę zgodnie z prawdą.
- Oszalałaś? To Justin. Będzie czekał do ostatniej chwili. Rusz dupę, Sam, albo zaraz do niego zadzwonię i to załatwię - grozi mi, a ja się podnoszę i mimowolnie chichoczę.
- Dobra, już dobra - mówię poddając się.
Dobrze, że nie zdążyłam się rozpakować.
Wstaję z miejsca i mimo, że nie jestem pewna tego co robię decyduję się posłuchać Dylan'a. Przytulam się do niego z wdzięcznością.
- Śmierdzisz rzygami - mamroczę w jego ramie.
Chłopak zaczyna się śmiać.
- Dziękuję kochanie - odpowiada. - A teraz spieprzaj, bo naprawdę nie zdążysz.
***
Zatrzymuję samochód przy jego domu i staram się nie myśleć o tym jak bardzo to przypomina dzień, w którym dowiedziałam się, że wyjechał. Jedyne czym się różni, to to, że on wciąż tu jest.
Czuję ulgę, gdy widzę jak pakuje walizki do samochodu. Podchodzę i dopóki nie zatrzymuje się niecałe pół metra od niego, nie zauważa mnie.
Nagle zatrzymuje się i podnosi zaskoczony głowę.
- Jesteś - stwierdza jakby sam próbował siebie przekonać.
Przytakuję głową i przegryzam wnętrze policzka.
- Byłem pewien, że się nie zgodzisz... - mamrocze cicho.
Zakładam włosy za ucho i posyłam mu niepewny wzrok.
- Mam nadzieję, że twoja propozycja jest nadal aktualna - mówię uśmiechając się szeroko.
Justin patrzy się na mnie z iskierkami w oczach.
- Dla ciebie zawsze shawty - mruczy i z uśmiechem przyciąga mnie do siebie i łączy nasze usta.
Kładzie dłoń na moim polickczu, a ja odwzajemniam pocałunek czując stado motyli w brzuchu.
- Em, Justn? - mamroczę odsuwając się od niego delikatnie, ale wciąż nie otwierając oczu. - Też cię kocham.
~~~~
Uff, więc chyba oficjalnie mogę powiedzieć, że wróciłam!
Brakowało mi tego jak cholera :")
Angielski, Polski i Matematyka to przedmioty, które napisałam chyba najlepiej haha :D Z tym ostatnim, aż sama się dziwię. Ci co też pisali egzamin zachęcam do podzielenia się opinią na jego temat w komentarzach. Lubię to czytać! hah
Między Sam i Justin'em tak dobrze, że aż prosi się o jakąś "big dramę". Ale pozwolę wam się jeszcze trochę nimi nacieszyć :D
Jest sprawa, której naprawdę nie chciałam poruszać, bo pod jednym z rozdziałów napisałam długą notkę o tym dlaczego, ale mam wrażenie, że chyba nie mam wyboru. Odkąd usunęłam "Rozdziały za komentarze" wiedziałam, że już nie będzie ich tyle co wcześniej, ale mimo to miałam nadzieję, że chociaż połowa w Was będzie dalej wiernie komentować. Niestety trochę się zawiodłam... To naprawdę przykre widzieć taką wielką zmianę między tym jak było wtedy, a jak jest teraz. Nie będę Was zmuszać do komentowania, ale naprawdę byłoby mi miło, gdyby frekwencja trochę się poprawiła. Komentarze, to idealna forma "podziękowania" za rozdział. Może być nawet zwykła durna minka, a już samo to naprawdę cieszy.
Dziękuję tym, który mimo wszystko nadal wiernie komentują xx
Mam nadzieję, że chociaż część z Was weźmie sobie moją prośbę do serducha :) x
Kocham xx
Victoria
Pierrwaszaa! ❤ Rozdział the best.! I nie kłam cwelu, że dobrze matmę napisałaś ����
OdpowiedzUsuńW porównaniu z moją Historią i Przyrodą, Matme napisałam zajebiście hahah! 💜✊
UsuńBoze oni sa tacy tacy slodcyyyy, kocham ten rozdzial
OdpowiedzUsuńAle ja za tym tęsknilam 😭 gdyby nie fakt że nie mam obecnie czasu, to bym się rozpisała jak cholera o testach i o rozdziale, ale wybacz:/
OdpowiedzUsuńGratuluję :* Egzaminy juz za nami :* U mnie nie było najgorzej :) Rozdział cudowny czekam na next :****
OdpowiedzUsuńMasz ode mnie durną minkę 😂👌👌👌💜💜💜
OdpowiedzUsuńDziękuję 😂😂💜
UsuńJak ja się cieszę że wróciłaś jeju nareszcie �� kocham twojego bloga i błagam nie kończ go nigdy(wiem że to nierealne ale pomarzyć mogę) btw powinnaś pomyśleć nad tym żeby pisać książki bo masz świetny styl pisania i gwarantuje ze jakbyś kiedyś chiala coś wydać to to kupię i jestem pewna ze bym się nie zawiodła. Przepraszam że pewnie to co pisze nie ma sensu ale mam 1 w nocy i dawno nie pisałam po polsku�� Rozdział cudowny ale to nie nowość i czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńKocham ich aaa
OdpowiedzUsuńMegaaa ♥
OdpowiedzUsuńMega słodcy mam nadzieje ze nic takiego mega złego sie nie stanie 💕💫💪🏻👌🏻
OdpowiedzUsuńTak bardzo kocham ten rozdzial. Jezu, oni sa tacy slodcy razem 💖😭 pls nie rób dramy tak jest dobrze 😂
OdpowiedzUsuńAwww tego mi było trzeba :D
OdpowiedzUsuńrewelacyjny rozdział, bardzo się cieszę, że wróciłaś. Teraz tylko czekam na "i żyli długo i szczęśliwie" przez najbliższe rozdziały
Omg, on ją kocha, ona go kocha, jak walniesz dramę to ja cię wyśledze i zmuszę do napisania najsłodszego rozdziału na ziemi chyba. 😂 a jak taką big dramę to ja nawet się nie zastanawiam nad zabójstwem. x
OdpowiedzUsuńAle oni się kochają, tak, no to już musi być dobrze! 😍
Zakochałam się kurde w tym rozdziale, jeszcze taki dłuuuugaśny, że w ogóle bosko i rozdział też boski oczywiście bo kurde wszystko co napiszesz jest boskie. 👌 tak jak osoba wyżej ja chcę widzieć za kilka lat na mojej półce twoją książkę no bo jasna cholera, talenta masz jak stąd do nieba. 😂
Matematyka ci dobrze poszła, omg, gratuluje, a ta reszta na pewno nie jest źle, ty mądra dziewczyna jesteś, ja przez ten Internet to wyczuwam! 😂
No więc czekam niecierpliwie na kolejny, bo kurde chcę już znać reakcje Justina i w ogóle no. 💪
Pozdrawiam cieplutko, weny życzę, a czasu chyba już nie trzeba ale mimo wszystko czasu też, bo yolo, c'nie! 😂❤
Jesteś najlepsza :** <3
OdpowiedzUsuńSuuper :)
OdpowiedzUsuńPrzyroda to byla masakra :( a rozdzial sztos
OdpowiedzUsuńCudo ���� Mam nadzieję, że on się jej spyta o chodzenie i wgl �������� Jestem dumna, że matematyka Ci dobrze poszła ���� Czekam na następny ��������
OdpowiedzUsuń😵😵❤❤
OdpowiedzUsuńSuper rozdział:)
OdpowiedzUsuńMam nadziej że teraz będzie tylko lepiej miedzy Sam i Justinem proszę nie rób żadnej wielkiej dramy, tak miło się czyta jak oni się pogodzili, 20 rozdział się kłócili wiec teraz niech będzie dobrze:)
Nic się nie martw, komentarze nadrobimy!!
OdpowiedzUsuńA rozdział przecudowny. Daj nam sie jeszcze chwile nacieszyć Justinem i Sam razem.
Niech cos sie dzieje, ale niech beda razem. Plissss
Meeega! No i w końcu Sam powiedziała mu że go kocha! :D oby tak dalej :* / Julie
OdpowiedzUsuńMegaa kocham <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam. Ciesze sie ze dobrze egzaminy napisalas :) ♥Kocham/Wera.
OdpowiedzUsuńKooocham :*
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuń:*
OdpowiedzUsuńTo mi sie podoba i niemoge sie doczekać co wymyśliłaś na następny roździał😊
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńCudny *,*
OdpowiedzUsuńKc
OdpowiedzUsuńAwwwe powiedziała mu Kocham cie a on jej!!! 😍😍😍
OdpowiedzUsuńWooow :*
OdpowiedzUsuńLov , lov, lov ♡
OdpowiedzUsuńKocham twoje opowiadania 💖🙈😌
OdpowiedzUsuńKocham ich razem, nie chce dramy nieee��❤
OdpowiedzUsuńASDGHBHDSUJIKAJWO <3
OdpowiedzUsuńKOCHAM KOCHAM KOCHAM! - K.
Daj nam się nimi nacieszyć, plis!
OdpowiedzUsuńOby juz tak miedzy nimi zostalo ❤
OdpowiedzUsuńPiszesz najlepiej laska i love you haha 😂
O mój boze uzależniłam sie od tego bloga!!😍
OdpowiedzUsuńCzekam na next 💜
Jesteś świetna!
Spróbuj zrobić drame to się chyba zaplecze na śmierć �� oni sa tacy kochani ����
OdpowiedzUsuńBędą seksy
OdpowiedzUsuńSwietny rozdzial ����
OdpowiedzUsuńCuudo ❤️❤️
OdpowiedzUsuńKc też
OdpowiedzUsuńUwielbiam ! *.* oni sa cudowni , oby miedzy nimi jak najdluzej bylo tak <3
OdpowiedzUsuńKocham kocham i jeszcze raz kochał to opowiadanie jest przecudowne już nie moge się doczekać kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńTo teraz czekamy na dramę haha ��
OdpowiedzUsuńSupi rozdział :D:*
/e
Jeju kocham to ff serio! ❤ Tak się cieszę, że Sam zgodziła się z nim pojechać :3 I jeszcze powiedziała mu, że go kocha no idealnie 💘 Czekam nn <3
OdpowiedzUsuń