||Sam||
Parkuję samochód przed domem, w którym spędziłam praktycznie całe swoje życie. Słońce świeci od samego rana, przez co jazda tutaj była strasznie męcząca. Ten biały, duży dom z pewnością niesie ze sobą wiele złych wspomnień. Wchodzę do holu i czuję się nieswojo. Jak to możliwie, że wytrzymałam tutaj tyle lat?
W Stanford nie czuję się jak w domu. U ojca też i tutaj także nie jest inaczej. Jeżeli mam być szczera to mam wrażenie, że takowego domu nie posiadam.
Wnoszę swoje walizki i idę do kuchni, aby nalać sobie czegoś do picia. Mama i jej chłopak Ryan wyjechali na Ibizę i wrócą dopiero dzień przed świętami, więc do tego czasu mam wolny dom. Dylan i Rita przyjeżdżają jutro. Wychodzi na to, że ten czas będę musiała spędzić sama. Jest jeszcze Justin, ale on nawet nie wie, że mnie już nie ma na kampusie. To tylko kwestia czasu zanim to zauważy, więc nawet nie zastanawiam się czy do mnie przyjedzie. Wiem, że to zrobi. Więc raczej powinnam się zastanawiać kiedy to zrobi, a nie czy to zrobi. Znam go jak nikogo innego. Nie odpuści dopóki wszystkiego sobie ze mną nie wyjaśni, ale rzecz w tym, że jak na razie nie mam ochoty nawet na niego patrzeć. Przed oczami wciąż mam zawiedzioną twarz Matt'a i nie mogę podarować sobie tego jak został potraktowany. Jak tylko wrócę na kampus muszę z nim o tym porozmawiać.
Jeżeli w ogóle wrócę...
Przed Sylwestrem mam wysłać papiery do Yale.
Wydaje mi się, że nie powinnam czekać, tylko już to zrobić.
Wkładam szklankę do zmywarki i biorąc pierwszą lepszą walizkę z ciuchami idę do swojego pokoju na górę. Nic się w nim nie zmieniło. Nawet książka, którą odłożyłam na biurko i której zapomniałam zabrać ciągle jest na swoim miejscu. Kładę walizkę na łóżko i wybieram jasne jeansy przecięte na kolanach i biały top. W końcu jestem w swoim mieście. Nie muszę się stroić. Na nogi nakładam pierwsze lepsze czarne conversy i wychodzę z domu. Nie mam co robić, więc spacer wydaje się jedną z najlepszych opcji.
Chodzę pomiędzy uliczkami i przyglądam się na to co się zmieniło. Minęło dopiero pół roku, więc zmiany są tak naprawdę niewielkie. Nagle zauważam znajomą osobę wychodzącą z jednej z posiadłości.
Chris.
W pierwszej chwili chcę się wycofać, ale gdy robię krok w tył, on mnie zauważa.
- Sam? - pyta unosząc brwi.
Jego usta wykrzywiają się w szerokim uśmiechu. Podchodzi do mnie, a ja posyłam mu delikatny uśmiech. Czuję się niezręcznie.
Po tym jak Justin mnie zostawił i trochę udało mi się dojść do siebie, postanowiłam dać szansę Chris'owi. To chyba nie zaskoczenie, że nam nie wyszło. Totalnie do siebie nie pasujemy. Nasz związek, jeżeli w ogóle można to tak nazwać, trwał zaledwie kilka miesięcy. Ja nie mogłam przestać myśleć o Justin'ie, a on nie mógł się z tym pogodzić.
- Przyjechałaś na święta? - pyta wyrywając mnie z zamyśleń.
Zakładam włosy za ucho i przytakuje głową.
- Ta, przyjechałam trochę wcześniej niż planowałam - odpowiadam. - Co u ciebie?
Ciemnowłosy wzrusza ramionami i rozgląda się.
- W sumie to nic ciekawego. Studiuję, po szkole pracuję w firmie ojca - krzywi się, gdy wypowiada te słowa, a ja delikatnie chichoczę. - Ale to raczej ty powinnaś opowiadać co u ciebie. W końcu chodzisz do Stanford, prawda?
- U mnie wszystko... - robię pauzę zastanawiając się nad odpowiednim przymiotnikiem - dobrze.
- I tyle?
Wzruszam ramionami.
- Wiesz, życie w Stanford, to przede wszystkim nauka - mówię. - Nie ma bardzo czasu na życie towarzyskie - uśmiecham się.
Chłopak przytakuje głową.
- Rozumiem - patrzy się na zegarek na swojej dłoni. - Ja muszę już lecieć, bo spóźnię się do pracy - mamrocze. - Do kiedy zostajesz? Może się jeszcze spotkamy?
- Po Sylwestrze wracam na uniwersytet - mówię. - Jasne. Dzwoń, jakoś się zgadamy.
Ostatni raz się do mnie uśmiecha i mamrocząc pod nosem pożegnanie odchodzi.
Biorę głęboki oddech i odwracam się, aby wrócić do domu. Spacer to zły pomysł.
Zbyt dużo znajomych twarzy. W tym mieście mieszkają ludzie, których już nigdy nie chciałabym zobaczyć. Gdy przekraczam próg mojego podwórka dźwięk dzwonka mojego telefonu wypełnia przestrzeń wokół mnie.
Patrzę na wyświetlacz i zauważam imię Justin'a. Przegryzam wnętrze policzka i bijąc się z myślami odrzucam połączenie. W ciągu następnych kilku minut dzwoni jeszcze cztery razy, ale za każdym razem robię to samo co zrobiłam za pierwszym. Dylan mu powie gdzie jestem, więc nie muszę się martwić, że zrobi coś głupiego żeby mnie znaleźć.
Wyłączam telefon i zostawiam go na blacie w kuchni, po czym jadę do sklepu, aby kupić coś do jedzenia. Lodówka w domu jest pusta, co nie powinno mnie dziwić. Od kiedy mama jest z Ryan'em zapewne cały swój czas spędza u niego w domu i w pracy.
Muszę zastanowić się co z moim mieszkaniem w bractwie Emmy. Jeżeli zostanę w Stanford będę musiała przenieść się albo do jakiegoś akademika, albo wynająć mieszkanie blisko kampusu. Już nie mam siły na ratowanie swojego życia, które ciągle się sypie. Zawsze coś musi być nie tak, zawsze muszę mieć jakieś przeszkody na swojej drodze.
Gdy wracam z powrotem do domu z zakupami włączam znowu telefon. Nie mogę się przed tym powstrzymać. Muszę wiedzieć czy próbował do mnie dzwonić lub jakkolwiek inaczej się kontaktować.
Mam jedną nową wiadomość.
Gdy zauważam, że nie jest ona od Justin'a czuję jakiś rodzaj zawiedzenia, ale gdy na wyświetlaczu czytam imię Megan moja ciekawość tłumi inne uczucia.
Od: Megan
Słyszałam, że jesteś w mieście. Możemy się spotkać?
Wiem, że wieści zazwyczaj szybko się rozchodzą, ale nigdy bym nie pomyślała, że to aż tak ekspresowe tępo. Jestem w San Diego od rana, a praktycznie każdy już wie.
Do: Megan
W porządku. Gdzie?
Pamiętam jaką suką była Megan, ale nie widziałam jej całe wakacje i cały pierwszy semestr jaki spędziłam w Stanford. Nie pisała by do mnie, gdyby nie miała konkretnego powodu. Może to coś ważnego, a ja i tak nie mam nic do roboty, więc równie dobrze mogę się z nią spotkać.
Od: Megan
Pamiętasz tę kawiarnię w centrum?
W Stanford nie czuję się jak w domu. U ojca też i tutaj także nie jest inaczej. Jeżeli mam być szczera to mam wrażenie, że takowego domu nie posiadam.
Wnoszę swoje walizki i idę do kuchni, aby nalać sobie czegoś do picia. Mama i jej chłopak Ryan wyjechali na Ibizę i wrócą dopiero dzień przed świętami, więc do tego czasu mam wolny dom. Dylan i Rita przyjeżdżają jutro. Wychodzi na to, że ten czas będę musiała spędzić sama. Jest jeszcze Justin, ale on nawet nie wie, że mnie już nie ma na kampusie. To tylko kwestia czasu zanim to zauważy, więc nawet nie zastanawiam się czy do mnie przyjedzie. Wiem, że to zrobi. Więc raczej powinnam się zastanawiać kiedy to zrobi, a nie czy to zrobi. Znam go jak nikogo innego. Nie odpuści dopóki wszystkiego sobie ze mną nie wyjaśni, ale rzecz w tym, że jak na razie nie mam ochoty nawet na niego patrzeć. Przed oczami wciąż mam zawiedzioną twarz Matt'a i nie mogę podarować sobie tego jak został potraktowany. Jak tylko wrócę na kampus muszę z nim o tym porozmawiać.
Jeżeli w ogóle wrócę...
Przed Sylwestrem mam wysłać papiery do Yale.
Wydaje mi się, że nie powinnam czekać, tylko już to zrobić.
Wkładam szklankę do zmywarki i biorąc pierwszą lepszą walizkę z ciuchami idę do swojego pokoju na górę. Nic się w nim nie zmieniło. Nawet książka, którą odłożyłam na biurko i której zapomniałam zabrać ciągle jest na swoim miejscu. Kładę walizkę na łóżko i wybieram jasne jeansy przecięte na kolanach i biały top. W końcu jestem w swoim mieście. Nie muszę się stroić. Na nogi nakładam pierwsze lepsze czarne conversy i wychodzę z domu. Nie mam co robić, więc spacer wydaje się jedną z najlepszych opcji.
Chodzę pomiędzy uliczkami i przyglądam się na to co się zmieniło. Minęło dopiero pół roku, więc zmiany są tak naprawdę niewielkie. Nagle zauważam znajomą osobę wychodzącą z jednej z posiadłości.
Chris.
W pierwszej chwili chcę się wycofać, ale gdy robię krok w tył, on mnie zauważa.
- Sam? - pyta unosząc brwi.
Jego usta wykrzywiają się w szerokim uśmiechu. Podchodzi do mnie, a ja posyłam mu delikatny uśmiech. Czuję się niezręcznie.
Po tym jak Justin mnie zostawił i trochę udało mi się dojść do siebie, postanowiłam dać szansę Chris'owi. To chyba nie zaskoczenie, że nam nie wyszło. Totalnie do siebie nie pasujemy. Nasz związek, jeżeli w ogóle można to tak nazwać, trwał zaledwie kilka miesięcy. Ja nie mogłam przestać myśleć o Justin'ie, a on nie mógł się z tym pogodzić.
- Przyjechałaś na święta? - pyta wyrywając mnie z zamyśleń.
Zakładam włosy za ucho i przytakuje głową.
- Ta, przyjechałam trochę wcześniej niż planowałam - odpowiadam. - Co u ciebie?
Ciemnowłosy wzrusza ramionami i rozgląda się.
- W sumie to nic ciekawego. Studiuję, po szkole pracuję w firmie ojca - krzywi się, gdy wypowiada te słowa, a ja delikatnie chichoczę. - Ale to raczej ty powinnaś opowiadać co u ciebie. W końcu chodzisz do Stanford, prawda?
- U mnie wszystko... - robię pauzę zastanawiając się nad odpowiednim przymiotnikiem - dobrze.
- I tyle?
Wzruszam ramionami.
- Wiesz, życie w Stanford, to przede wszystkim nauka - mówię. - Nie ma bardzo czasu na życie towarzyskie - uśmiecham się.
Chłopak przytakuje głową.
- Rozumiem - patrzy się na zegarek na swojej dłoni. - Ja muszę już lecieć, bo spóźnię się do pracy - mamrocze. - Do kiedy zostajesz? Może się jeszcze spotkamy?
- Po Sylwestrze wracam na uniwersytet - mówię. - Jasne. Dzwoń, jakoś się zgadamy.
Ostatni raz się do mnie uśmiecha i mamrocząc pod nosem pożegnanie odchodzi.
Biorę głęboki oddech i odwracam się, aby wrócić do domu. Spacer to zły pomysł.
Zbyt dużo znajomych twarzy. W tym mieście mieszkają ludzie, których już nigdy nie chciałabym zobaczyć. Gdy przekraczam próg mojego podwórka dźwięk dzwonka mojego telefonu wypełnia przestrzeń wokół mnie.
Patrzę na wyświetlacz i zauważam imię Justin'a. Przegryzam wnętrze policzka i bijąc się z myślami odrzucam połączenie. W ciągu następnych kilku minut dzwoni jeszcze cztery razy, ale za każdym razem robię to samo co zrobiłam za pierwszym. Dylan mu powie gdzie jestem, więc nie muszę się martwić, że zrobi coś głupiego żeby mnie znaleźć.
Wyłączam telefon i zostawiam go na blacie w kuchni, po czym jadę do sklepu, aby kupić coś do jedzenia. Lodówka w domu jest pusta, co nie powinno mnie dziwić. Od kiedy mama jest z Ryan'em zapewne cały swój czas spędza u niego w domu i w pracy.
Muszę zastanowić się co z moim mieszkaniem w bractwie Emmy. Jeżeli zostanę w Stanford będę musiała przenieść się albo do jakiegoś akademika, albo wynająć mieszkanie blisko kampusu. Już nie mam siły na ratowanie swojego życia, które ciągle się sypie. Zawsze coś musi być nie tak, zawsze muszę mieć jakieś przeszkody na swojej drodze.
Gdy wracam z powrotem do domu z zakupami włączam znowu telefon. Nie mogę się przed tym powstrzymać. Muszę wiedzieć czy próbował do mnie dzwonić lub jakkolwiek inaczej się kontaktować.
Mam jedną nową wiadomość.
Gdy zauważam, że nie jest ona od Justin'a czuję jakiś rodzaj zawiedzenia, ale gdy na wyświetlaczu czytam imię Megan moja ciekawość tłumi inne uczucia.
Od: Megan
Słyszałam, że jesteś w mieście. Możemy się spotkać?
Wiem, że wieści zazwyczaj szybko się rozchodzą, ale nigdy bym nie pomyślała, że to aż tak ekspresowe tępo. Jestem w San Diego od rana, a praktycznie każdy już wie.
Do: Megan
W porządku. Gdzie?
Pamiętam jaką suką była Megan, ale nie widziałam jej całe wakacje i cały pierwszy semestr jaki spędziłam w Stanford. Nie pisała by do mnie, gdyby nie miała konkretnego powodu. Może to coś ważnego, a ja i tak nie mam nic do roboty, więc równie dobrze mogę się z nią spotkać.
Od: Megan
Pamiętasz tę kawiarnię w centrum?
***
- Dzięki, że zgodziłaś się na to spotkanie - mówi dziewczyna wstając od stolika przy oknie.
Nic się nie zmieniła.
Wygląda dosłownie tak samo jak w dniu zakończenia roku szkolnego. Jej rude loki swobodnie opadają na ramiona, ma na sobie przewiewną zieloną bluzkę i białe spodnie. No i oczywiście jak zawsze perfekcyjny makijaż. Cała Megan.
- Mam trochę wolnego czasu - odpowiadam wzruszając ramionami.
Siadamy przy stoliku. Megan patrzy się na mnie niepewnie i bierze oddech.
- Pewnie zastanawiasz się czemu w ogóle do ciebie napisałam... - zaczyna, a gdy nic nie odpowiadam kontynuuje. - Wiesz... Kiedy wychodzisz z liceum i zaczynasz żyć jak każdy dorosły człowiek pomiędzy pracą i tym wszystkim masz czas na zastanowienie się nad tym jak postępowałaś kiedyś i...
- Do rzeczy - przerywam jej.
Nie obchodzi mnie jak bardzo wrednie się teraz zachowuję. Nie mam ochoty słuchać o jej idealnym życiu i o tym jak świetnie je sobie ułożyła.
- Przepraszam - mówi patrząc się w moje oczy. - Przepraszam, że odwróciłam się od ciebie w momencie, kiedy najbardziej potrzebowałaś wsparcia. Zawsze byłam o ciebie zazdrosna, nie mogłam pogodzić się z tym, że jesteś ode mnie lepsza. Ale teraz, kiedy już nie jesteśmy w liceum, to wszystko wydaje się być nic nie warte.
Powiedziałam jej to kiedyś. Powiedziałam, że liceum kiedyś się skończy i że zostanie sama, ale ona nawet nie chciała mnie słuchać. Zamiast tego robiła te wszystkie beznadziejne rzeczy. Wydała Dylan'a i robiła wszystko, żeby uprzykrzyć mi życie.
- To ja wymyślałam ten pomysł z tą zdradą Justin'a - dodaje cicho. - Kendra i Alice mi pomogły, ale... to była moja wina.
Opuszczam wzrok i opadam na oparcie krzesła na którym siedzę. Ani razu wtedy nie pomyślałam, że to był jej pomysł. Z góry założyłam, że to wszystko wina Kendry i Alice.
- Czego ode mnie oczekujesz? - pytam po chwili.
Zaczynam żałować, że zgodziłam się na to spotkanie.
- Niczego - odpowiada szybko. - Chciałam żebyś znała prawdę. Wiem, że minęło już dużo czasu, ale to mi po prostu nie dawało spokoju. No i przeze mnie Justin zamiast być z tobą siedzi w Brown.
Ona nie wie.
Podnoszę głowę i mówię:
- Tak właściwie, to Justin jest w Stanford. Ale to długa historia.
Rudowłosa unosi brwi i patrzy się na mnie zaskoczona.
- Jesteście na tym samym uniwersytecie?
Przytakuję głową.
Chce jeszcze o coś zapytać, ale w tym samym czasie przychodzi do nas kelnerka pytająca o zamówienie.
- Tak właściwie, to ja zaraz idę - mówię nie składając zamówienia.
- Ja poproszę karmelowe latte - mówi uśmiechając się do kelnerki. - Na wynos.
- Ciągle siedzisz w San Diego, czy przyjechałaś na święta? - pytam z czystej ciekawości.
- Mieszkam tutaj - mówi obdarzając mnie spojrzeniem. - Tak właściwie, to mam tutaj obok mieszkanie. Miałam wyprowadzić się do Nowego Jorku, ale zrezygnowałam z tych planów.
- Czemu?
Megan uśmiecha się niewinnie.
- Zaczęłam znowu spotykać się z Chris'em - wyjawia mi.
Nawet nie staram się ukryć zdziwienia, a gdy ona zauważa mój wyraz twarzy chichocze.
- Tak, wiem. To dosyć szokujące. Chris zaczął tutaj studia, a ja mam całkiem nieźle płatny staż, więc stwierdziłam, że przeprowadzka nie jest mi potrzebna. Tym bardziej, że jakoś nie jestem miłośniczką studiów - mówi chichocząc, a ja uśmiecham się delikatnie.
- To niewiarygodne - mamroczę pod nosem zdumiona tym jak wiele się zmieniło.
- Tak - odpowiada w zamyśleniu. - To niesamowite jak człowiek potrafi się zmienić, prawda?
***
Cały kolejny dzień spędzam na ogarnianiu swojego pokoju i doprowadzaniu go do jako takiego porządku. W końcu będę tutaj prawie dwa tygodnie. Muszę zadbać o to miejsce.
Nim zdążę się obejrzeć nastaje wieczór. Umówiłam się dzisiaj z Dylan'em i Ritą na jakiejś działce na obrzeżach miasta. Dylan robi ognisko dla wszystkich naszych znajomych, więc szykuje się dobra zabawa.
Próbuję nie myśleć o tym, że Justin już nie próbował się ze mną kontaktować i że do tej pory jeszcze nie przyjechał. Czy nie planuje wrócić do domu na święta?
Kilka razy złapałam się na myśleniu o tym żeby do niego zadzwonić, ale za każdym razem się powstrzymywałam. Potrzebuję przestrzeni.
Ubrana w obcisłe czarne spodenki i czarną skórzaną kurtkę chodzę na dół. Akurat w tym samym momencie dzwoni dzwonek do drzwi. To zapewne Rita.
Otwieram je i w mój pierwszy odruch to zamknięcie ich z powrotem. Niestety Justin jest szybszy i zwinnym ruchem dłoni przytrzymuje je.
- Posłuchaj mnie - mówi, a ja robię krok w tył.
Chłopak wprasza mi się do domu. Wszystko dzieje się tak szybko, że nim zdążę zarejestrować co się dzieje on stoi obok mnie. Dosłownie pięć minut temu narzekałam, że jeszcze go tutaj nie ma, a teraz kiedy patrzę się w jego czekoladowe tęczówki chcę żeby stąd wyszedł.
- Nie chcę z tobą rozmawiać - odpowiadam posyłając mu twardy wzrok.
- Przestań zachowywać się jak dziecko - warczy ciągnąc za końce swoich włosów.
Oblizuje usta, a ja kręcę gwałtownie głową.
- Zdecydowałeś za mnie Justin. To nie ja się tutaj zachowuje jak dziecko, tylko ty - spluwam na niego. - Nie miałeś prawa tego zrobić.
Gdy blondyn się do mnie przysuwa robię krok w tył, później jeszcze kolejny, a gdy moje plecy zderzają się ze ścianą, nie wiem co jeszcze mogę zrobić. Czuję niesamowitą złość samym patrzeniem na niego.
- Jesteś cholernym, egoistycznym du--
Nie udaje mi się do kończyć, bo w tym samym czasie on bez ostrzeżenia łączy nasze usta. Przez jedną sekundę zapominam o całym świecie, ale oczywiście wszystko mija tak szybko jak się pojawia. Kładę ręce na jego klatce piersiowej i chcę go od siebie odepchnąć, ale przynosi to odwrotny efekt. Dłońmi przytrzymuje moje policzki i pogłębia pocałunek.
Co ja mówiłam o przestrzeni?
To znowu się dzieje. Ulegam mu, tak jak zawsze i daję się zranić. To jak błędne koło. Nigdy się nie kończy i zawsze jest tak samo. Przekręcam głowę w bok i używam całej swojej siły fizycznej i psychicznej, aby go od siebie odepchnąć. Tym razem wychodzi mi to dosyć skutecznie, bo chłopak nagle przestaje. Ma przyśpieszony oddech i zrezygnowany wyraz twarzy.
- Co mogę jeszcze zrobić? - pyta i w tym samym momencie dzwoni dzwonek do drzwi.
To już na pewno Rita.
Dziewczyna nawet nie czeka na to aż jej otworzę tylko wchodzi do domu.
- Gotowa? - krzyczy z uśmiechem, ale gdy wchodzi do salonu i zastaje tam mnie i Justin'a jej uśmiech gaśnie. - Och, przeszkadzam?
Kręcę szybko głową.
- Nie. Justin właśnie wychodzi - mówię patrząc się na niego wymownie.
Zaciska szczękę i przytakuje powoli głową.
- Ta - mamrocze i nie obdarzając nas już żadnym spojrzeniem wychodzi z mojego domu.
Próbuję ignorować niemiły uścisk w sercu, gdy widzę go w takim stanie. Ale nie mogę pozwolić m na takie traktowanie. Nie może myśleć, że zrobi coś takiego, a ja i tak przyjmę go z otwartymi ramionami. Nie i koniec.
- Dosyć ostro go potraktowałaś... - zauważa moja przyjaciółka krzywiąc się przy tym.
Wzdycham.
- Inaczej by nie odpuścił... - odpowiadam cicho.
Blondynka podchodzi do mnie i kładzie dłoń na moim ramieniu.
- Hej, wcale nie powiedziałam, że źle zrobiłaś - mówi. - Niech się trochę pomęczy, przecież i tak masz zamiar mu wybaczyć, prawda?
Patrzę się na nią i przytakuję głową. To jest oczywiste jak fakt, że oddycham. Chcę tylko żeby nie przyzwyczajał się do tego, że nieważne co zrobię zawsze będę na niego czekała. To tak nie działa.
- Oczywiście, że tak - mówię, a ona uśmiecha się szeroko.
Łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę wyjścia paplając o tym jak świetna to będzie impreza, ale ja myślami jestem daleko od niej.
- Przecież ja nie potrafię bez niego żyć - szepczę do siebie.
Co ja mówiłam o przestrzeni?
To znowu się dzieje. Ulegam mu, tak jak zawsze i daję się zranić. To jak błędne koło. Nigdy się nie kończy i zawsze jest tak samo. Przekręcam głowę w bok i używam całej swojej siły fizycznej i psychicznej, aby go od siebie odepchnąć. Tym razem wychodzi mi to dosyć skutecznie, bo chłopak nagle przestaje. Ma przyśpieszony oddech i zrezygnowany wyraz twarzy.
- Co mogę jeszcze zrobić? - pyta i w tym samym momencie dzwoni dzwonek do drzwi.
To już na pewno Rita.
Dziewczyna nawet nie czeka na to aż jej otworzę tylko wchodzi do domu.
- Gotowa? - krzyczy z uśmiechem, ale gdy wchodzi do salonu i zastaje tam mnie i Justin'a jej uśmiech gaśnie. - Och, przeszkadzam?
Kręcę szybko głową.
- Nie. Justin właśnie wychodzi - mówię patrząc się na niego wymownie.
Zaciska szczękę i przytakuje powoli głową.
- Ta - mamrocze i nie obdarzając nas już żadnym spojrzeniem wychodzi z mojego domu.
Próbuję ignorować niemiły uścisk w sercu, gdy widzę go w takim stanie. Ale nie mogę pozwolić m na takie traktowanie. Nie może myśleć, że zrobi coś takiego, a ja i tak przyjmę go z otwartymi ramionami. Nie i koniec.
- Dosyć ostro go potraktowałaś... - zauważa moja przyjaciółka krzywiąc się przy tym.
Wzdycham.
- Inaczej by nie odpuścił... - odpowiadam cicho.
Blondynka podchodzi do mnie i kładzie dłoń na moim ramieniu.
- Hej, wcale nie powiedziałam, że źle zrobiłaś - mówi. - Niech się trochę pomęczy, przecież i tak masz zamiar mu wybaczyć, prawda?
Patrzę się na nią i przytakuję głową. To jest oczywiste jak fakt, że oddycham. Chcę tylko żeby nie przyzwyczajał się do tego, że nieważne co zrobię zawsze będę na niego czekała. To tak nie działa.
- Oczywiście, że tak - mówię, a ona uśmiecha się szeroko.
Łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę wyjścia paplając o tym jak świetna to będzie impreza, ale ja myślami jestem daleko od niej.
- Przecież ja nie potrafię bez niego żyć - szepczę do siebie.
||Justin||
Kiedy wchodzę na posesję Dylan'a, na której jest impreza każdy kogo mijam wita się ze mną uśmiechem. Jest tutaj cholernie dużo osób z liceum co mnie aż dziwi. Niektórych nie widziałem prawie dwa lata.
- Stary! - krzyczy znajomy głos. - Gdzie twój brąz? - pyta nawiązując do moich włosów.
Rozglądam się, a mój wzrok pada na Liam'a, który z szerokim uśmiechem idzie mnie uścisnąć. Zaczynam się śmiać i otwieram ramiona.
- Ty żyjesz! - krzyczę rozbawiony.
Przybijamy sobie piątki i znowu zaczynamy się śmiać.
Przez cały ten czas miałem kontakt z Liam'em ale to nie to samo co widzieć kogoś dzień w dzień. On koncertuje, ja się uczę. Żadne z nas nie ma zbyt wiele czasu.
- Co tam gwiazdo? - pytam z uśmiechem.
Mój przyjaciel poprawia sobie włosy i udając pewny siebie uśmiech odpowiada:
- Zajebiście. Wiesz, laski, kasa i te sprawy.
Prycham na słowo "laski"
- Ta, ty i laski - kpię z niego, a on uderza mnie w ramię.
- W sumie masz rację - mówi. - Ja czekam na tą jedyną - odpowiada z uśmiechem.
Kiedyś bym go wyśmiał.
Kiedyś.
Kątem oka zauważam Ritę i Sam wchodzącą na imprezę. Moja była dziewczyna stanowi dużą sensację. Wszyscy się z nią witają i chcą z nią porozmawiać. Z uśmiechem wita się z Mike'iem i przytula się do niego. Nawet w takim pierdolonym momencie jestem zazdrosny.
- A skoro już mowa o takich rzeczach... - zaczyna Liam przyglądając mi się badawczo. - Jak tam między tobą, a Sam?
Już dawno go nie informowałem o tym co się u mnie dzieje, więc chłopak jest niedoinformowany.
Oblizuję usta i zmuszam się, aby odwrócić wzrok od ciemnej blondynki.
- To skomplikowane - mamroczę pod nosem.
Biorę czerwony kubek ze stolika obok i wypijam połowę trunku.
- Widzę właśnie - mówi uśmiechając się lekko.
Słyszę jej krzyk i już po chwili ląduje w ramionach Liam'a. Wtula się w niego i zaczyna mówić jak bardzo za nim tęskniła. Przyglądam się wszystkiemu. Podchodzi do nas Rita, która z uśmiechem się wszystkiego przygląda.
Czemu ze mną się nigdy tak nie wita?
- Kiedy przyjechałeś? Czemu nic nie powiedziałeś? Powinnam cię zabić! - mówi ciągle go nie puszczając.
Liam zaczyna się śmiać i wzmacnia uścisk.
- Spokojnie wariatko. Udusisz mnie - mówi rozbawiony, a ona niechętnie wyswobadza się z jego uścisku.
- Opowiadaj co u ciebie! - rozkazuje mu ciągle roztrzęsiona.
Mimo, że ten rodzaj Sam jest cholernie uroczy, nie mam ochoty tego słuchać. Tym bardziej, że ona traktuje mnie jak pierdolone powietrze.
Nic nie mówiąc odwracam się i odchodzę. Po drodze wyrzucam pusty kubek i od razu biorę drugi. Przyszedłem tutaj mniej więcej tylko dlatego, że wiedziałem, że ona też tu będzie. Chciałem, żeby mnie w końcu wysłuchała.
Pomogłem jej.
Nie kochała Matt'a i go nie kocha. Nie rozumiem jaki jest jej problem.
Gdy przy ognisku zauważam Alice i Kendre chcę się cofnąć, ale kiedy przypominam sobie, że Sam i tak ma mnie gdzieś zmuszam się żeby do nich podejść. Dylan rozmawia obok z Megan, a Mike zabawia te dwie suki. Podchodzę do nich, a one od razu się uśmiechają.
- Justin Bieber! - krzyczy Alice z uśmiechem.
- Wow! To naprawdę ty! - dodaje Kendra, a Mike zaczyna się śmiać.
Z nim się widziałem dzisiaj po południu.
- Tak, to ja - mówię uśmiechając się cynicznie.
Biorę jeszcze jeden duży łyk i przybieram obojętny wyraz twarzy.
Alice parska śmiechem.
- Może i zmieniłeś się z wyglądu, ale charakter wciąż masz taki sam - zauważa.
Chyba ma rację.
Siadam obok niej i przytakuję głową.
- Jak tam w Brown? - pyta Kendra, a ja wzruszam ramionami.
- Nie wiem, zapytaj kogoś kto tam chodzi - odpowiadam z kpiącym uśmiechem, a oni posyłają mi zdziwiony wzrok.
- Nie chodzisz do Brown? - pyta Mike.
Kręcę głową.
- Przeniosłem się do Stanford.
Chłopak zaczyna się śmiać.
- Stary, aż tak ci odwaliło na punkcie twojej byłej dziewczyny, że aż poszedłeś za nią na uczelnie?
- Przeniosłem się tam przed tym jak ona tam przyszła, więc nie - odpowiada sucho.
Nie mam ochoty im się tłumaczyć.
- Ciągle spotykasz się z Sam? - pyta Kednra nie kryjąc zdziwienia.
- Niech zgadnę! Wasza relacja polega na seksie byłych? - Mike jest zadowolony ze swoich słów, Kendra chichocze, ale mi nie jest do śmiechu.
- Idioci - warczy na nich Alice. - Dajcie mu spokój. Ty Mike, zamknij pysk, a ty Justin rozchmurz się - patrzy się na mnie i wywraca oczami. - Bo zaraz twój zły humor mi się udzieli.
Unoszę dłonie i chcąc nie chcąc zaczynam chichotać.
- Boże, dobra - mówię. - Tylko nie zabij mnie wzrokiem.
- To hormony - odpowiada Kendra chichocząc, a Alice posyła jej ostrzegawczy wzrok.
Unoszę brwi i patrzę się na nie.
- Co?
Alice wzdycha i uderza swoją przyjaciółkę lekko w tył głowy.
- Nie chcę mówić o tym wszystkim, ale oczywiście ona musi wszystko każdemu wypaplać - patrzy się na nią karcąco, a ja nadal nie rozumiem. - Jestem w ciąży - mówi wzdychając.
Mam wrażenie, że moja szczęka dotyka ziemi.
- I jest zaręczona! - krzyczy zadowolona Kendra i za to znowu dostaje po głowie.
- Co? Jak? Z kim? - pytam.
- Mieszkam w Londynie. Poznałam tam kogoś. Przyjechał ze mną, ale nie przyszedł tutaj, bo mówi, że takie imprezy nie są dla niego. Jest pięć lat starszy, ale to tylko liczba - mówi uśmiechając się. - No co? Czemu tak na mnie patrzysz? Mam dwadzieścia lat, nie piętnaście. Kobiety w tym wieku zachodzą w ciążę, to normalne - mówi ze śmiechem.
Kręcę głową.
- Nie o to mi chodzi. Jestem po prostu zaskoczony. Nigdy bym nie pomyślał, że...
- Że ułożę sobie życie i będę miała rodzinę? - kończy za mnie z lekkim uśmiechem. - Ja też nie. Uwierz mi.
- Stary! - krzyczy znajomy głos. - Gdzie twój brąz? - pyta nawiązując do moich włosów.
Rozglądam się, a mój wzrok pada na Liam'a, który z szerokim uśmiechem idzie mnie uścisnąć. Zaczynam się śmiać i otwieram ramiona.
- Ty żyjesz! - krzyczę rozbawiony.
Przybijamy sobie piątki i znowu zaczynamy się śmiać.
Przez cały ten czas miałem kontakt z Liam'em ale to nie to samo co widzieć kogoś dzień w dzień. On koncertuje, ja się uczę. Żadne z nas nie ma zbyt wiele czasu.
- Co tam gwiazdo? - pytam z uśmiechem.
Mój przyjaciel poprawia sobie włosy i udając pewny siebie uśmiech odpowiada:
- Zajebiście. Wiesz, laski, kasa i te sprawy.
Prycham na słowo "laski"
- Ta, ty i laski - kpię z niego, a on uderza mnie w ramię.
- W sumie masz rację - mówi. - Ja czekam na tą jedyną - odpowiada z uśmiechem.
Kiedyś bym go wyśmiał.
Kiedyś.
Kątem oka zauważam Ritę i Sam wchodzącą na imprezę. Moja była dziewczyna stanowi dużą sensację. Wszyscy się z nią witają i chcą z nią porozmawiać. Z uśmiechem wita się z Mike'iem i przytula się do niego. Nawet w takim pierdolonym momencie jestem zazdrosny.
- A skoro już mowa o takich rzeczach... - zaczyna Liam przyglądając mi się badawczo. - Jak tam między tobą, a Sam?
Już dawno go nie informowałem o tym co się u mnie dzieje, więc chłopak jest niedoinformowany.
Oblizuję usta i zmuszam się, aby odwrócić wzrok od ciemnej blondynki.
- To skomplikowane - mamroczę pod nosem.
Biorę czerwony kubek ze stolika obok i wypijam połowę trunku.
- Widzę właśnie - mówi uśmiechając się lekko.
Słyszę jej krzyk i już po chwili ląduje w ramionach Liam'a. Wtula się w niego i zaczyna mówić jak bardzo za nim tęskniła. Przyglądam się wszystkiemu. Podchodzi do nas Rita, która z uśmiechem się wszystkiego przygląda.
Czemu ze mną się nigdy tak nie wita?
- Kiedy przyjechałeś? Czemu nic nie powiedziałeś? Powinnam cię zabić! - mówi ciągle go nie puszczając.
Liam zaczyna się śmiać i wzmacnia uścisk.
- Spokojnie wariatko. Udusisz mnie - mówi rozbawiony, a ona niechętnie wyswobadza się z jego uścisku.
- Opowiadaj co u ciebie! - rozkazuje mu ciągle roztrzęsiona.
Mimo, że ten rodzaj Sam jest cholernie uroczy, nie mam ochoty tego słuchać. Tym bardziej, że ona traktuje mnie jak pierdolone powietrze.
Nic nie mówiąc odwracam się i odchodzę. Po drodze wyrzucam pusty kubek i od razu biorę drugi. Przyszedłem tutaj mniej więcej tylko dlatego, że wiedziałem, że ona też tu będzie. Chciałem, żeby mnie w końcu wysłuchała.
Pomogłem jej.
Nie kochała Matt'a i go nie kocha. Nie rozumiem jaki jest jej problem.
Gdy przy ognisku zauważam Alice i Kendre chcę się cofnąć, ale kiedy przypominam sobie, że Sam i tak ma mnie gdzieś zmuszam się żeby do nich podejść. Dylan rozmawia obok z Megan, a Mike zabawia te dwie suki. Podchodzę do nich, a one od razu się uśmiechają.
- Justin Bieber! - krzyczy Alice z uśmiechem.
- Wow! To naprawdę ty! - dodaje Kendra, a Mike zaczyna się śmiać.
Z nim się widziałem dzisiaj po południu.
- Tak, to ja - mówię uśmiechając się cynicznie.
Biorę jeszcze jeden duży łyk i przybieram obojętny wyraz twarzy.
Alice parska śmiechem.
- Może i zmieniłeś się z wyglądu, ale charakter wciąż masz taki sam - zauważa.
Chyba ma rację.
Siadam obok niej i przytakuję głową.
- Jak tam w Brown? - pyta Kendra, a ja wzruszam ramionami.
- Nie wiem, zapytaj kogoś kto tam chodzi - odpowiadam z kpiącym uśmiechem, a oni posyłają mi zdziwiony wzrok.
- Nie chodzisz do Brown? - pyta Mike.
Kręcę głową.
- Przeniosłem się do Stanford.
Chłopak zaczyna się śmiać.
- Stary, aż tak ci odwaliło na punkcie twojej byłej dziewczyny, że aż poszedłeś za nią na uczelnie?
- Przeniosłem się tam przed tym jak ona tam przyszła, więc nie - odpowiada sucho.
Nie mam ochoty im się tłumaczyć.
- Ciągle spotykasz się z Sam? - pyta Kednra nie kryjąc zdziwienia.
- Niech zgadnę! Wasza relacja polega na seksie byłych? - Mike jest zadowolony ze swoich słów, Kendra chichocze, ale mi nie jest do śmiechu.
- Idioci - warczy na nich Alice. - Dajcie mu spokój. Ty Mike, zamknij pysk, a ty Justin rozchmurz się - patrzy się na mnie i wywraca oczami. - Bo zaraz twój zły humor mi się udzieli.
Unoszę dłonie i chcąc nie chcąc zaczynam chichotać.
- Boże, dobra - mówię. - Tylko nie zabij mnie wzrokiem.
- To hormony - odpowiada Kendra chichocząc, a Alice posyła jej ostrzegawczy wzrok.
Unoszę brwi i patrzę się na nie.
- Co?
Alice wzdycha i uderza swoją przyjaciółkę lekko w tył głowy.
- Nie chcę mówić o tym wszystkim, ale oczywiście ona musi wszystko każdemu wypaplać - patrzy się na nią karcąco, a ja nadal nie rozumiem. - Jestem w ciąży - mówi wzdychając.
Mam wrażenie, że moja szczęka dotyka ziemi.
- I jest zaręczona! - krzyczy zadowolona Kendra i za to znowu dostaje po głowie.
- Co? Jak? Z kim? - pytam.
- Mieszkam w Londynie. Poznałam tam kogoś. Przyjechał ze mną, ale nie przyszedł tutaj, bo mówi, że takie imprezy nie są dla niego. Jest pięć lat starszy, ale to tylko liczba - mówi uśmiechając się. - No co? Czemu tak na mnie patrzysz? Mam dwadzieścia lat, nie piętnaście. Kobiety w tym wieku zachodzą w ciążę, to normalne - mówi ze śmiechem.
Kręcę głową.
- Nie o to mi chodzi. Jestem po prostu zaskoczony. Nigdy bym nie pomyślał, że...
- Że ułożę sobie życie i będę miała rodzinę? - kończy za mnie z lekkim uśmiechem. - Ja też nie. Uwierz mi.
***
Po rozmowie z Alice idę do samochodu. Zostawiłem tam paczkę papierosów, a naprawdę muszę teraz zapalić.
Wiedziałem, że nie robię się starszy, ale dopiero teraz zaczyna do mnie docierać, że naprawdę jestem dorosły. Kto by pomyślał, że taka Alice będzie miała dziecko?
To niemożliwe.
Można powiedzieć, że jest moją byłą dziewczyną, a wtedy wszystko staje się jeszcze bardziej dziwne. Cholera, ona jest w wieku Sam. Co gdyby to ona była w ciąży?
Kręcę głową, aby wyrzucić z głowy te myśli.
- Em, Justin? - pyta niepewnie głos za moimi plecami.
Odwracam się chociaż i tak dobrze wiem kogo zobaczę.
Sam stoi ze skrzyżowanymi rękami i przygląda mi się.
- Jedziesz? Przecież piłeś... - zaczyna zatroskanym głosem.
- Martwisz się o mnie? - pytam z kpiącym uśmiechem.
Nie rozumiem tej dziewczyny.
Marszczy brwi i podchodzi bliżej mnie.
- To przecież logiczne - mówi jakby to była najoczywistrza rzecz na świecie.
- Przy tobie nic nie jest logiczne - zauważam. - Pamiętasz jak mówiłaś, że nigdy mnie nie zostawisz? Zrobiłaś to, do kurwy - warczę.
Wiem, że gram na jej uczuciach, ale nie wiem co innego jeszcze mogę zrobić. Sam wzdycha i kręci głową.
- Nie zostawiłam cię!
- Zrobiłaś to! - mówię. - Ciągle ode mnie uciekasz. Spierdoliłem sprawę z Matt'em, wiem. Ale nie żałuję tego. Nie kochasz go, a on nie jest dla ciebie dobry.
- Po prostu jestem na ciebie cholernie wkurzona, okej?! - wybucha. - Obiecałeś mi, że nic mu nie powiesz. Złamałeś obietnice i jeszcze oczekiwałeś, że tak po prostu wybiorę ciebie?! Jesteś tak egoistyczny! Nie dbasz o nic innego, niż tylko własne dobro. Nie, ja nie jestem wkurzona. Jestem wkurwiona, Justin!
Ona krzyczy, a moja mina się nie zmienia. Słucham jej w ciszy. Wiem, że ma racje. To wszystko co powiedziała jest prawdą. Czy już wspominałem jak cholernie seksowna jest kiedy się złości? Oblizuję usta i przyglądam jej się. Jest ubrana cholernie nieodpowiednio jak dla mnie. Ma krótki top, mocno wycięte spodenki i skórzaną kurtkę.
Robię krok w jej stronę i przysuwam się do niej.
- Wiesz co jest najlepsze na złość? - pytam zachrypniętym od podniecenia głosem.
W mojej głowie przewija się miliard scenariuszy z tym co mógłbym z nią teraz zrobić, a gdy pomyślę, że mógłbym przelecieć ją teraz w swoim samochodzie muszę się powstrzymywać, żeby się na nią nie rzucić.
Nie odpowiada na moje pytanie, więc nachylam się, aby przysunąć usta do jej ucha.
- Seks, Sam - mruczę, a ona się ode mnie odsuwa.
- Nie wierzę, że w momencie kiedy musimy rozwiązać pieprzony problem, ty mówisz o takich rzeczach! - wyrzuca ręce w powietrze, ale nie da się nie zauważyć jej zaczerwienionych policzków. Ma iskierki w oczach i ciągle zerka na moje usta.
Nic nie mówię. Patrzę się na nią i obserwuję jak jej niepewność znika. Bierze oddech i już nie wygląda tak jakby miała mnie zabić. Nie mam pierdolonego pojęcia czemu zaproponowałem jej seks. To logiczne, że nie będziemy teraz tego robić. Uciekła ode mnie ze Stanford i jestem pewien...
Dziewczyna szybko zmniejsza między nami odległość i już po chwili czuję jej usta na swoich. Przez chwilę nie reaguję, bo jestem zbyt zaskoczony jej nagłym gestem. Próbuję się otrząsnąć i pogłębiam pocałunek. Jedną rękę wyciągam za siebie w poszukiwaniu drzwi od tylnych siedzeń w samochodzie. Przegryza moją dolną wargę, a ja jęczę w jej usta. Nim się obejrzę jesteśmy w moich samochodzie. Dziewczyna siada na mnie okrakiem, a ja wkładam jej ręce pod bluzkę.
Jestem cholernie szczęśliwy, że zaparkowałem dalej od innych samochodów, i że mam przyciemniane szyby. Ociera się o moje krocze. Mój oddech przyśpiesza. Zdejmuję z niej top i składam pocałunek na jej szyi idąc coraz niżej. Zdejmuję z siebie koszulkę i zwinnym ruchem pozbawiam ją stanika.
Nie wierzę, że to robi. Nie wierzę, że chce uprawiać ze mną seks po tym jak niedawno spierdoliłem jej związek. Czuję jej dłonie na swoim rozporku i szybko pozbywam się swoich spodni po czym pomagam jej zrobić to samo. Mój oddech staje się płytki, gdy zasysa się na mojej szyi.
- Kurwa - warczę kładąc dłonie na jej pośladkach.
Pocałunkami schodzi na moją klatkę piersiową i wraca z powrotem do ust. Jedną rękę kładzie na moim kroczu, a ja dosłownie szaleję. Chcę ją w sobie poczuć.
Dwoma palcami zsuwam z niej koronkowe, czarne majtki i robię to samo ze swoimi bokserkami. Podnoszę się, aby być na górze, ale dziewczyna znowu popycha mnie do pozycji leżącej.
- Co ty...
- Zamknij się - przerywa mi z uśmiechem.
Nie zliczę tego ile razy już pieprzyłem się z tą dziewczyną, ale jeszcze nigdy nie chciała być na górze. Kurwa, gdzie jest ta nieśmiała dziewczyna? Wyciąga małe opakowanie z moich spodni i ku mojemu zdziwieniu sama nakłada prezerwatywę na mojego członka. Jak tak dalej pójdzie to dojdę od samego patrzenia na nią.
Znowu siada na mnie okrakiem i łączy nasze usta. Podnoszę się nieznacznie i opieram głowę o drzwi samochodu. Chcę na nią patrzeć. Sam bez ostrzeżenia opada na mojego członka, a z jej ust wydobywa się jęk.
- Ja pierdole - przeklinam czując ją całą.
Dziewczyna opada na mnie i unosi się, a ja łapiąc za jej biodra nadaję nam rytmu. Opiera swoje czoło o moje. Wolną ręką ściskam jej pierś co daje jej jeszcze więcej przyjemności. Blondynka składa pocałunek na zarysie mojej szczęki, a gdy przyśpieszam ruchy zaciska dłoń na moim ramieniu. Zasysam się na jej delkolcie, po czym robię to jeszcze w kilku innych, bardziej widocznych miejscach. Dziewczyna zaczyna kołysać biodrami. Wykonuje koliste ruchy, w najlepszy z możliwych rytmów.
Ta dziewczyna jest moja i niech każdy o tym wie. Nie obchodzi mnie to jak bardzo popieprzeni jesteśmy. Nieważne ile razy jeszcze usunie nam się grunt pod nogami, my zawsze do siebie wracamy. Ona zawsze wraca do mnie. Żadna Emma, ani żaden Matt nie jest w stanie tego zmienić.
Wkłada dłonie w moje włosy ciągnąc za ich końce, a ja zaciskam swoje na jej biodrach. Widok z tej perspektywy na jej nagie ciało to pierdolona perfekcja. Krągłości jej ciała, to wszystko mnie po prostu hipnotyzuje. Unoszę się lekko, aby odwzajemnić jej ruchy i przegryzam płatek jej ucha.
- Jesteś tak cholernie seksowna - warczę.
Wiem, że nie wytrzymam długo. Tak dawno jej nie miałem. Nie pieprzyłem się odkąd przespaliśmy się w tym cholernym hotelu. Poruszam biodrami, żeby mocniej się w nią wbić.
- O Boże... - mruczy jak kotka.
Przedłużam ruchy, aby poczuć ją w sobie lepiej. Przysuwa się do mnie i zaczyna oddychać przy moich ustach.
- Justin!
Jej głowa opada na moje ramię, a z jej ust wydobywa się głośny jęk. To mi wystarczy, żeby dojść. Wychodzę z niej. Oboje tracimy całe swoje siły i już po chwili słychać tylko nasze przyśpieszone oddechy. Może i pieprzenie się nie jest sposobem na radzenie sobie z naszymi problemami, ale jest cholernie skuteczne.
- To nie znaczy, że ci wybaczyłam - mruczy ciągle mając głowę na moim ramieniu.
Chichoczę cicho.
- Oczywiście, że nie - odpowiadam.
Jestem cholernie szczęśliwy, że zaparkowałem dalej od innych samochodów, i że mam przyciemniane szyby. Ociera się o moje krocze. Mój oddech przyśpiesza. Zdejmuję z niej top i składam pocałunek na jej szyi idąc coraz niżej. Zdejmuję z siebie koszulkę i zwinnym ruchem pozbawiam ją stanika.
Nie wierzę, że to robi. Nie wierzę, że chce uprawiać ze mną seks po tym jak niedawno spierdoliłem jej związek. Czuję jej dłonie na swoim rozporku i szybko pozbywam się swoich spodni po czym pomagam jej zrobić to samo. Mój oddech staje się płytki, gdy zasysa się na mojej szyi.
- Kurwa - warczę kładąc dłonie na jej pośladkach.
Pocałunkami schodzi na moją klatkę piersiową i wraca z powrotem do ust. Jedną rękę kładzie na moim kroczu, a ja dosłownie szaleję. Chcę ją w sobie poczuć.
Dwoma palcami zsuwam z niej koronkowe, czarne majtki i robię to samo ze swoimi bokserkami. Podnoszę się, aby być na górze, ale dziewczyna znowu popycha mnie do pozycji leżącej.
- Co ty...
- Zamknij się - przerywa mi z uśmiechem.
Nie zliczę tego ile razy już pieprzyłem się z tą dziewczyną, ale jeszcze nigdy nie chciała być na górze. Kurwa, gdzie jest ta nieśmiała dziewczyna? Wyciąga małe opakowanie z moich spodni i ku mojemu zdziwieniu sama nakłada prezerwatywę na mojego członka. Jak tak dalej pójdzie to dojdę od samego patrzenia na nią.
Znowu siada na mnie okrakiem i łączy nasze usta. Podnoszę się nieznacznie i opieram głowę o drzwi samochodu. Chcę na nią patrzeć. Sam bez ostrzeżenia opada na mojego członka, a z jej ust wydobywa się jęk.
- Ja pierdole - przeklinam czując ją całą.
Dziewczyna opada na mnie i unosi się, a ja łapiąc za jej biodra nadaję nam rytmu. Opiera swoje czoło o moje. Wolną ręką ściskam jej pierś co daje jej jeszcze więcej przyjemności. Blondynka składa pocałunek na zarysie mojej szczęki, a gdy przyśpieszam ruchy zaciska dłoń na moim ramieniu. Zasysam się na jej delkolcie, po czym robię to jeszcze w kilku innych, bardziej widocznych miejscach. Dziewczyna zaczyna kołysać biodrami. Wykonuje koliste ruchy, w najlepszy z możliwych rytmów.
Ta dziewczyna jest moja i niech każdy o tym wie. Nie obchodzi mnie to jak bardzo popieprzeni jesteśmy. Nieważne ile razy jeszcze usunie nam się grunt pod nogami, my zawsze do siebie wracamy. Ona zawsze wraca do mnie. Żadna Emma, ani żaden Matt nie jest w stanie tego zmienić.
Wkłada dłonie w moje włosy ciągnąc za ich końce, a ja zaciskam swoje na jej biodrach. Widok z tej perspektywy na jej nagie ciało to pierdolona perfekcja. Krągłości jej ciała, to wszystko mnie po prostu hipnotyzuje. Unoszę się lekko, aby odwzajemnić jej ruchy i przegryzam płatek jej ucha.
- Jesteś tak cholernie seksowna - warczę.
Wiem, że nie wytrzymam długo. Tak dawno jej nie miałem. Nie pieprzyłem się odkąd przespaliśmy się w tym cholernym hotelu. Poruszam biodrami, żeby mocniej się w nią wbić.
- O Boże... - mruczy jak kotka.
Przedłużam ruchy, aby poczuć ją w sobie lepiej. Przysuwa się do mnie i zaczyna oddychać przy moich ustach.
- Justin!
Jej głowa opada na moje ramię, a z jej ust wydobywa się głośny jęk. To mi wystarczy, żeby dojść. Wychodzę z niej. Oboje tracimy całe swoje siły i już po chwili słychać tylko nasze przyśpieszone oddechy. Może i pieprzenie się nie jest sposobem na radzenie sobie z naszymi problemami, ale jest cholernie skuteczne.
- To nie znaczy, że ci wybaczyłam - mruczy ciągle mając głowę na moim ramieniu.
Chichoczę cicho.
- Oczywiście, że nie - odpowiadam.
****
To cud!
Znalazłam czas na napisanie rozdziału. Pomijając fakt, że pisałam go od rana pomiędzy układaniem ciuchów, odkurzaniem i zmywaniem podłóg. Ważne, że się udało! :D
Dziękuję za wyrozumiałość i za to, że mimo, że teraz jest duży odstęp pomiędzy rozdziałami wy i tak cierpliwie czekacie. I przede wszystkim wspieracie mnie. To mi naprawdę bardzo pomaga, jestem wdzięczna <3
Rozdział 21 wstawię na tej samej zasadzie. Jeżeli znajdę trochę czasu, to od razu go napiszę xx
Tak dla przypomnienia, jeżeli macie jakieś pytania, lub chcecie pogadać zapraszam tutaj
---> ASK
--> Twitter
Jeżeli chcecie polecić jakieś blogi (swoje, lub nie) to zapraszam tu --> Inne blogi
Tak dla przypomnienia, jeżeli macie jakieś pytania, lub chcecie pogadać zapraszam tutaj
---> ASK
Jeżeli chcecie polecić jakieś blogi (swoje, lub nie) to zapraszam tu --> Inne blogi
Victoria xx
O MÓJ BOŻE CO SIĘ DZIEJE?!
OdpowiedzUsuńNieważny Chris, nieważna Alice ani Megan i w ogóle...Oni się na tych siedzeniach w tym samochodzie, omg.
Nie wierze, czy ja już mówiłam, że kocham cię i to ff? Jak nie to powtórzę, kocham bardzo. 😂😍
Nie masz za co dziękować za wsparcie i wgl, jesteś niesamowita bo znajdujesz czas na pisanie nawet w takich momentach kiedy masz tyle na głowie, a ja nie, naucz mnie tak dysponować czasem. XD
Wracając do rozdziału to ja jestem w szoku, nie mówię już nawet jak bardzo genialny jest bo ty bardzo dobrze wiesz co ja myślę o twoim tworzeniu. ❤
Więc pozostaje mi tylko życzyć ci dużo weny, powodzenia w egzaminach bo to już za tydzień, prawda? Idk czy dam radę ci jeszcze życzyć powodzenia no więc robię to teraz, najwyżej popowodzeniuje ci jeszcze pod następnym rozdziałem. 😂
Chyba jestem pierwsza! Boże ten rozdział to sjxmosmskwosks moje życie, oni będą mieć piękne dzieci w takim tempie. Do kolejnego 😘
OdpowiedzUsuńPowinien zawsze być jakiś problem, jakaś kłótnia bo zawsze lądują w łóżku lub w innych miejscach. :") Lecz ja dalej czekam na pęknięcie albo o zapomnieniu o zabezpieczeniu się. XD Ale by były jaja. o.o
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i pozostaje mi tylko Tobie życzyć weny jak i powodzenia w tym wszystkim. :'>
Chcesz żeby mieli dziecko? Hahaha :D
UsuńWiesz... NO TO BY BYŁO CIEKAWE XD
UsuńAwwww Kurwa! Zajebiste!! " 😍😍
OdpowiedzUsuńCo ja co ale takie rozdziały sa cholernie dobre 😍😁😂.ipppp!!! Byl sexsik w Brum brum!! 😍😍🔥🔥🔥
Chce więcej tego ognia i złości i sexu!!! Hahahha kocham cie 😂😘
❤❤❤
OdpowiedzUsuńCudowny :)
OdpowiedzUsuńRozdział jest BOSKI!!
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze oni ostatecznie do Sb wrócą i juz nigdy sie nie rozejdą!!
Fajnie ze udalo ci sie napisać rozdział. Czekam na kolejny ❤
Kocham kocham kocham 💖💖💖
OdpowiedzUsuńtak się cieszę, że udało Ci się napisać ten rozdział, który oczywiście jest mega awwwww:3 śmieszy mnie tylko to, że tu egzamin do bierzmowania, a tu sex w samochodzie XDD ale nie martw się, Bóg Ci to wybaczy za tak wspaniałego bloga :D w każdym razie dla mnie już jesteś świętą
OdpowiedzUsuńO boże rodział idealny!!!😍😍😍😍więcej takich! 💛
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny, jesteś niesamowita 💗💗
O mój Boże �� Niezależnie od tego jakie ich dzieci były by piękne jeszcze na nie nie czas �� Dopiero po studiach czy coś �� Oni mogą się kłócić,a szczególnie kiedy będą się godzić w ten sposób :D Czy oni robili to już w kuchni? Nie? A powinni ;)))) Nawet na stole �� Matko o czym ja wgl pisze ���� Życzę Ci powodzenia na testach ( ja już na szczescie po,ale matura już niedługo). Jestem pewna,że se poradzisz :D Jak będzie trzeba napisać jakieś wypracowanie czy tam opowiadanie (cokolwiek) możesz napisać właśnie scenę łóżkowa Sam i Justina �� Egzaminatora to się spodoba �������� Cudownie i wgl i mam nadziej,że już niedlugo następny �� Pa kochana i jeszcze raz powiedzenia ;* Chyba, że będzie jeszcze rozdział przed i będę Ci życzyć powodzenia i wgl XD /nixababy
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się ten rozdział podoba!❤ czekam na następny. :*
OdpowiedzUsuńO ja nie wierze... sie dzieje❤
OdpowiedzUsuńOkurwa ach grać f ccc ja kc ykv
OdpowiedzUsuńCzy oni nie potrafią rozwiązywać problemów w inny sposób? XDXDXD
OdpowiedzUsuńA, no i gratulacje dla Alice��
/e
TAK! No i sie dzieje. Alice w ciazy??? Cudowny czekam na next /Wera.
OdpowiedzUsuńCudowny czekam na next
OdpowiedzUsuńW ciągu 3 dni przeczytałam CAŁEGO bloga, zarywałam nocki, każdą wolną chwile poświęcałam na czytanie. Hmmm... I było warto *_* , jest cudowny
OdpowiedzUsuńWeny życzę / P