||Sam||
Gdy wracamy do szkoły wszystko wraca do prawie normy. Matt ciągle jest w szpitalu, a ja odwiedzam go tak często jak tylko mogę, jednak nie zawsze to jest możliwe. San Francisco jest prawie dwie godziny drogi stąd. Justin zaczął spędzać ze mną coraz więcej czasu, a Emma jak na razie nie wchodzi nam w drogę. Nie czuję się dobrze z tym co robię, ale nie potrafię odmówić Justin'owi. To i tak tylko dwa miesiące. Później wyjadę i już nic nie będzie stało mi na drodze. Wszystko wydaje się proste.
- Przyszłaś ze mną porozmawiać, a ciągle siedzisz w swoim świecie - z zamyśleń wyrywa mnie głos Dylan'a. - O czym myślisz, Sam?
Podnoszę głowę i patrzę na chłopaka, który siedzi na swoim łóżku i obserwuje mnie. Zajęłam miejsce na jego parapecie, czyli tam gdzie siadam zawsze, gdy do niego przychodzę.
Jeszcze nigdy nie widziałam jego współlokatora. A wiem, że go ma.
- Zastanawiam się - mamroczę cicho.
Mój przyjaciel posyła mi zatroskany wzrok i wstaje, aby za chwilę znaleźć się obok mnie.
- Coś się stało na tym wyjeździe? - dopytuje. - Jesteś ostatnio jakaś dziwna.
Nie powiedziałam mu.
Nie wie, że przespałam się z Justin'em. Dylan jest moim najlepszym przyjacielem, ale po prostu boję się, że kiedy powiem mu, że zdradziłam, znowu w dodatku, to będzie inaczej na mnie patrzył. Ja naprawdę mam z tym pierdolony problem. Czy ja muszę zdradzać każdego chłopaka, z którym jestem? Fakt. To co zdarzyło się pomiędzy mną, a Chris'em było spowodowane tylko i wyłącznie intrygą tych głupich suk, ale to nadal zdrada.
- Co jeśli popełniłam błąd, którego wcale nie żałuję? - pytam cicho.
Z tego co wiem, to Matt dzisiaj wychodzi ze szpitala. Będę musiała ograniczyć moje spotkania z Justin'em. Zresztą mam wrażenie, że i tak ludzie już coś podejrzewają.
- Jeżeli go nie żałujesz, to może wcale nie był błędem? - odpowiada pytaniem.
Milknę. To był błąd. Na pewno. Nie ma słów, które opiszą jak źle się z tym czuję, ale nadal nie zrobiłabym nic, żeby to cofnąć.
- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć o co chodzi? Przecież wiesz, że nie będę cię oceniał - mówi. - Możesz powiedzieć mi wszystko. Nawet to, że masz hiv, albo, że wstąpiłaś do klubu czystości czy inne gówno - zaczyna chichotać, a ja nie mogąc się powstrzymać zawtórowuje mu.
- Nie to nie hiv - odpowiadam. - Ani nie klub czystości.
Dylan wzrusza ramionami i śmiesznie gestykuluje rękami.
- Nie ma zbyt wiele gorszych rzeczy niż to, więc powinnaś być spokojna.
Wzdycham i opieram głowę o ścianę obok mnie. Posyłam chłopakowi wzrok i zastanawiam się jak najlepiej ująć to w słowa. Jako, że ostatnio stałam się dosyć bezpośrednia stawiam na szczerość.
- Spałam z Justin'em.
Dylan wytrzeszcza na mnie oczy i wyrzuca ręce w powietrze.
- Wooo, wooo, wooo! - krzyczy. - To jest większa sprawa niż klub czystości!
Przysuwam się do niego i kładę rękę na jego usta.
- Zamknij się. Jeszcze ktoś cię usłyszy - warczę na niego.
Czuję jak jego kąciki ust unoszą się w górę i po chwili coś śliskiego i mokrego ląduje na mojej dłoni.
- O fu, ty cwelu - jęczę zabierając oślinioną przez niego rękę.
Wycieram ją o koszulkę chłopaka, który zadowolony obserwuje moje czyny. Zaczynam chichotać. Nie wiem jak mogłam się bać tego co zrobi jak się wszystkiego dowie. To Dylan. Nigdy by się ode mnie nie odwrócił.
- Więc Matt czy Justin? - pyta nagle.
Wzruszam ramionami.
- Nie wiem. Dlatego właśnie tutaj przyszłam. Powiedz mi co mam robić - wzdycham.
Dylan oblizuje usta i przygląda mi się w skupieniu.
- Zawsze byłem i będę team Justin - mówi z uśmiechem. - Och i mam dosyć tego, że Justin ciągle mi się żali i mi o tobie opowiada. ,,Sam zrobiła to, Sam zrobiła tam to", ,,A czy Sam to, a czy Sam tam to" - przewraca oczami i uśmiecha się lekko. - To z jednej strony śmieszne, a z drugiej imponujące. Minęły dwa lata, a wy się jeszcze sobą nie nudzicie. Niedługo stuknie trzeci rok, a on ciągle za tobą gania, nawet jak sam odszedł.
Uśmiecham się smutno.
Tyle lat minęło, a my wciąż nie potrafimy się ze sobą dogadać. A jeżeli nigdy nam się nie uda?
- Nadal mi nie powiedziałeś, co powinnam zrobić - zauważam.
- Spałaś z Justin'em. Nie cofniesz tego. Teraz tylko pytanie, czy twoje uczucie do niego jest na tyle mocne, żeby z nim zostać.
- No właśnie w tym rzecz - wcinam mu się. - On zaczął spotykać się z Emmą, ja z Matt'em. To wszystko wydaje się jakąś pomyłką. Jeszcze do tego Justin mówi, że zależy mu na Emmie - wzdycham.
- Bo ona go oszukuje - mówi Dylan. - Ty i Matt to jeszcze nie jest nic poważnego i sama dobrze o tym wiesz - informuje mnie. - Tak szczerze, Sam. Czy zrobiłaś z nim cokolwiek oprócz buziaków pomiędzy zajęciami? - pyta i przewraca oczami.
Uśmiecham się i kręcę głową.
W sumie jest w tym trochę racji. Nie robiłam z Matt'em nic innego. Nasz "związek" jest niewinny. Ale to nadal osoba, która wyciągnęła do mnie rękę w momencie, kiedy najbardziej potrzebowałam pomocy. Wtedy miałam wrażenie, że wszyscy są po stronie Justin'a. Wszyscy oprócz niego.
- Nie lubisz go - bardziej stwierdzam niż pytam.
Dylan od razu kręci głową.
- Nie, wcale nie. Nie znam go bardzo i w sumie nic do niego nie mam. Wiem tyle, że kiedyś przyjaźnił się z Harry'm i Justin'em. Ale to co powiedziałem, to prawda i sama bardzo dobrze o tym wiesz.
Przytakuje delikatnie głową.
- Tak, w sumie racja...
Nagle drzwi do pokoju Dylan'a otwierają się i staje w nich Harry. Z uśmiechem zamyka za sobą drzwi i od razu rzuca się na łóżko Dylan'a.
- Mógłbyś zapukać - zauważam, gdy najwyraźniej nie ma zamiaru przepraszać za brzydkie wepchanie się do pokoju.
- Nie wydaje mi się - odpowiada ze śmiechem.
PRzewracam na niego oczami. Harry to cholernie irytujący człowiek, ale naprawdę nie da się go nie lubić.
- Czemu darliście gęby na pół domu? - pyta ciemnowłosy.
Wzruszam ramionami.
- To Dylan. Nie moja wina, że jest takim idiotą - mówię, a mój przyjaciel wytyka mi język.
- Po co przyszedłeś? - zadaje pytanie Dylan.
Harry podnosi się na łokciach.
- Chciałem porozmawiać o urodzinach Justin'a. Są już niedługo, a skoro to jego dwudzieste pierwsze urodziny chce zrobić coś zajebistego. Wiecie, striptizerki, dużo wódki, fajny klub.
Przewracam oczami i unoszę ręce.
- Ja wychodzę - mówię i zaczynam iść do drzwi.
To nie moje klimaty.
Wiem o urodzinach Justin'a. Jeszcze nie wiem co zrobię z tym faktem. Mam mu normalnie dać jakiś prezent, czy udawać, że zapomniałam?
Nie, nie mogę udawać, że zapomniałam. To by było chamskie.
Otwieram drzwi i już chce wyjść, gdy nagle zatrzymuje mnie głos Harry'ego.
- Eee, Sam? - mówi niepewnie i posyła mi nieodgadniony wzrok.
- Co?
- Jeżeli chcesz teraz iść do Justin'a, to lepiej tego nie rób - ostrzega mnie.
Cóż... miałam zamiar tam iść.
Posyłam mu pytający wzrok.
- Emma tam jest - informuje mnie cicho. - Przed chwilą tam weszli i...
Biorę oddech i przegryzam wnętrze policzka.
- Och, okej - odpowiadam siląc się na lekki ton. - Będę omijać ten pokój szerokim łukiem.
Zmuszam się do uśmiechu i wychodzę.
- Co jeśli popełniłam błąd, którego wcale nie żałuję? - pytam cicho.
Z tego co wiem, to Matt dzisiaj wychodzi ze szpitala. Będę musiała ograniczyć moje spotkania z Justin'em. Zresztą mam wrażenie, że i tak ludzie już coś podejrzewają.
- Jeżeli go nie żałujesz, to może wcale nie był błędem? - odpowiada pytaniem.
Milknę. To był błąd. Na pewno. Nie ma słów, które opiszą jak źle się z tym czuję, ale nadal nie zrobiłabym nic, żeby to cofnąć.
- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć o co chodzi? Przecież wiesz, że nie będę cię oceniał - mówi. - Możesz powiedzieć mi wszystko. Nawet to, że masz hiv, albo, że wstąpiłaś do klubu czystości czy inne gówno - zaczyna chichotać, a ja nie mogąc się powstrzymać zawtórowuje mu.
- Nie to nie hiv - odpowiadam. - Ani nie klub czystości.
Dylan wzrusza ramionami i śmiesznie gestykuluje rękami.
- Nie ma zbyt wiele gorszych rzeczy niż to, więc powinnaś być spokojna.
Wzdycham i opieram głowę o ścianę obok mnie. Posyłam chłopakowi wzrok i zastanawiam się jak najlepiej ująć to w słowa. Jako, że ostatnio stałam się dosyć bezpośrednia stawiam na szczerość.
- Spałam z Justin'em.
Dylan wytrzeszcza na mnie oczy i wyrzuca ręce w powietrze.
- Wooo, wooo, wooo! - krzyczy. - To jest większa sprawa niż klub czystości!
Przysuwam się do niego i kładę rękę na jego usta.
- Zamknij się. Jeszcze ktoś cię usłyszy - warczę na niego.
Czuję jak jego kąciki ust unoszą się w górę i po chwili coś śliskiego i mokrego ląduje na mojej dłoni.
- O fu, ty cwelu - jęczę zabierając oślinioną przez niego rękę.
Wycieram ją o koszulkę chłopaka, który zadowolony obserwuje moje czyny. Zaczynam chichotać. Nie wiem jak mogłam się bać tego co zrobi jak się wszystkiego dowie. To Dylan. Nigdy by się ode mnie nie odwrócił.
- Więc Matt czy Justin? - pyta nagle.
Wzruszam ramionami.
- Nie wiem. Dlatego właśnie tutaj przyszłam. Powiedz mi co mam robić - wzdycham.
Dylan oblizuje usta i przygląda mi się w skupieniu.
- Zawsze byłem i będę team Justin - mówi z uśmiechem. - Och i mam dosyć tego, że Justin ciągle mi się żali i mi o tobie opowiada. ,,Sam zrobiła to, Sam zrobiła tam to", ,,A czy Sam to, a czy Sam tam to" - przewraca oczami i uśmiecha się lekko. - To z jednej strony śmieszne, a z drugiej imponujące. Minęły dwa lata, a wy się jeszcze sobą nie nudzicie. Niedługo stuknie trzeci rok, a on ciągle za tobą gania, nawet jak sam odszedł.
Uśmiecham się smutno.
Tyle lat minęło, a my wciąż nie potrafimy się ze sobą dogadać. A jeżeli nigdy nam się nie uda?
- Nadal mi nie powiedziałeś, co powinnam zrobić - zauważam.
- Spałaś z Justin'em. Nie cofniesz tego. Teraz tylko pytanie, czy twoje uczucie do niego jest na tyle mocne, żeby z nim zostać.
- No właśnie w tym rzecz - wcinam mu się. - On zaczął spotykać się z Emmą, ja z Matt'em. To wszystko wydaje się jakąś pomyłką. Jeszcze do tego Justin mówi, że zależy mu na Emmie - wzdycham.
- Bo ona go oszukuje - mówi Dylan. - Ty i Matt to jeszcze nie jest nic poważnego i sama dobrze o tym wiesz - informuje mnie. - Tak szczerze, Sam. Czy zrobiłaś z nim cokolwiek oprócz buziaków pomiędzy zajęciami? - pyta i przewraca oczami.
Uśmiecham się i kręcę głową.
W sumie jest w tym trochę racji. Nie robiłam z Matt'em nic innego. Nasz "związek" jest niewinny. Ale to nadal osoba, która wyciągnęła do mnie rękę w momencie, kiedy najbardziej potrzebowałam pomocy. Wtedy miałam wrażenie, że wszyscy są po stronie Justin'a. Wszyscy oprócz niego.
- Nie lubisz go - bardziej stwierdzam niż pytam.
Dylan od razu kręci głową.
- Nie, wcale nie. Nie znam go bardzo i w sumie nic do niego nie mam. Wiem tyle, że kiedyś przyjaźnił się z Harry'm i Justin'em. Ale to co powiedziałem, to prawda i sama bardzo dobrze o tym wiesz.
Przytakuje delikatnie głową.
- Tak, w sumie racja...
Nagle drzwi do pokoju Dylan'a otwierają się i staje w nich Harry. Z uśmiechem zamyka za sobą drzwi i od razu rzuca się na łóżko Dylan'a.
- Mógłbyś zapukać - zauważam, gdy najwyraźniej nie ma zamiaru przepraszać za brzydkie wepchanie się do pokoju.
- Nie wydaje mi się - odpowiada ze śmiechem.
PRzewracam na niego oczami. Harry to cholernie irytujący człowiek, ale naprawdę nie da się go nie lubić.
- Czemu darliście gęby na pół domu? - pyta ciemnowłosy.
Wzruszam ramionami.
- To Dylan. Nie moja wina, że jest takim idiotą - mówię, a mój przyjaciel wytyka mi język.
- Po co przyszedłeś? - zadaje pytanie Dylan.
Harry podnosi się na łokciach.
- Chciałem porozmawiać o urodzinach Justin'a. Są już niedługo, a skoro to jego dwudzieste pierwsze urodziny chce zrobić coś zajebistego. Wiecie, striptizerki, dużo wódki, fajny klub.
Przewracam oczami i unoszę ręce.
- Ja wychodzę - mówię i zaczynam iść do drzwi.
To nie moje klimaty.
Wiem o urodzinach Justin'a. Jeszcze nie wiem co zrobię z tym faktem. Mam mu normalnie dać jakiś prezent, czy udawać, że zapomniałam?
Nie, nie mogę udawać, że zapomniałam. To by było chamskie.
Otwieram drzwi i już chce wyjść, gdy nagle zatrzymuje mnie głos Harry'ego.
- Eee, Sam? - mówi niepewnie i posyła mi nieodgadniony wzrok.
- Co?
- Jeżeli chcesz teraz iść do Justin'a, to lepiej tego nie rób - ostrzega mnie.
Cóż... miałam zamiar tam iść.
Posyłam mu pytający wzrok.
- Emma tam jest - informuje mnie cicho. - Przed chwilą tam weszli i...
Biorę oddech i przegryzam wnętrze policzka.
- Och, okej - odpowiadam siląc się na lekki ton. - Będę omijać ten pokój szerokim łukiem.
Zmuszam się do uśmiechu i wychodzę.
||Justin||
- Dlatego właśnie tutaj jestem. Nie było cię tylko kilka dni, a ja myślałam, że umrę tutaj bez ciebie. Nie możemy tego skończyć tylko przez jeden głupi incydent. Popełniłam błąd, ale chcę drugiej szansy i... - bla, bla, bla.
Pierdol dalej Emma.
I tak mam to gdzieś.
Prawda jest taka, że przez cały swój wyjazd nawet przez chwilę o niej nie pomyślałem. Traktowałem ją jak komuś kogo muszę wspierać do czasu, kiedy ona nie zostawiła mnie w momencie kiedy jej potrzebowałem. Siedząc na tej pierdolonej ławce, w parku w środku nocy myślałem tylko o tym jak bardzo chce, żeby była obok mnie Emma. Ale oczywiście ona wolała spierdolić stamtąd szybciej niż się pojawiła. I wtedy zobaczyłem Sam. To było jak ironia i zbawienie w jednym.
Powoli przestaje żyć z myślą, że jestem jej coś winien. Było mi źle z tym, że przeze mnie umarł mój brat. Jeszcze gorzej się czułem, gdy na pogrzebie widziałem załamaną Emmę, ale ona stała się kimś innym...
- Justin... powiedz coś - prosi podchodząc do łóżka na którym siedzę.
Wyciąga rękę, żeby położyć ją na moim policzku i w tym samym momencie słyszę stłumiony głos, który rozpoznałbym dosłownie wszędzie i zawsze.
- Och, okej. Będę omijać ten pokój szerokim łukiem.
Co?
Sam tutaj jest.
Zabieram rękę Emmy z mojej twarzy i wstaję z łóżka.
- Co robisz? - pyta zaskoczona dziewczyna.
Nie odpowiadając jej wybiegam z pokoju i rozglądam się za drobną, ciemnowłosą blondynką. Nie ma jej w holu. Pewnie już wyszła z domu.
Nie zastanawiając się zbiegam po schodach i wychodzę na dwór. Promienie zachodzącego słońca rażą mnie w oczy. Zastaję ją w momencie, w którym wychodzi z terenu naszego podwórka.
- Sam! - krzyczę za nią.
Odwraca się, a ja w tym samym czasie podchodzę do niej szybkim krokiem.
- Czemu nie przyszłaś się przywitać? - pytam marszcząc brwi.
Zauważam jak dziewczyna przegryza wnętrze policzka i wzrusza ramionami.
- Harry powiedział, że jesteś z Emmą... Nie chciałam wam przeszkadzać, ani nic - odpowiada delikatnym głosem.
Po pierwsze, Harry jest idiotą, a po drugie ona może się wpieprzyć wszędzie, a ja i tak zawsze będę zadowolony, że się pojawiła.
- Przestań - przerywam jej marszcząc brwi. - Przecież wiesz, że ja i Emma, to nic...
- Nie - mówi nagle. - Nie o to chodzi. Chociaż w sumie gdyby o to chodziło, to nie mam prawa być zła... Możesz robić co chcesz, nie jestem kimś kto ma ci mówić z kim masz się spotykać - tłumaczy szybko, tak, że ledwo mogę cokolwiek zrozumieć.
Auć.
Oblizuję usta i przytakuje głową.
No tak, zapomniałem, że skoro ona ma pierdolonego Matt'a, to jej sumienie nie może zakazać mi pieprzenia wszystkich dziewczyn jakie spotkam na swojej drodze. Może i kiedyś by mi to odpowiadało, jednak teraz ani trochę nie jest to mi na rękę. Ona nie oczekuje ode mnie wierności, więc ja też nie mogę oczekiwać tego od niej.
- Muszę iść - mówi cicho i zaczyna odchodzić.
Od razu łapię ją za nadgarstek i nie pozwalam jej się ruszyć.
- Okej, pójdziesz - mamroczę. - Ale ze mną.
- Nie mogę, Justin - nie zgadza się. - Mam trening za trochę więcej niż godzinę.
Przytakuje głową, ale i tak nie puszczam jej ręki.
- Okej. Odprowadzę cię pod salę nawet kilka minut przed rozpoczęciem - obiecuję jej.
Widzę w jej oczach jak zaczyna mięknąć.Po chwili wzdycha i przytakuje głową.
Uśmiecham się do niej i łącząc nasze dłonie ciągnę ją w drugą stronę.
Jeżeli mam być szczery, to za chuja nie wiem gdzie ją zabrać. Muszę szybko coś wymyślić.
No tak, zapomniałem, że skoro ona ma pierdolonego Matt'a, to jej sumienie nie może zakazać mi pieprzenia wszystkich dziewczyn jakie spotkam na swojej drodze. Może i kiedyś by mi to odpowiadało, jednak teraz ani trochę nie jest to mi na rękę. Ona nie oczekuje ode mnie wierności, więc ja też nie mogę oczekiwać tego od niej.
- Muszę iść - mówi cicho i zaczyna odchodzić.
Od razu łapię ją za nadgarstek i nie pozwalam jej się ruszyć.
- Okej, pójdziesz - mamroczę. - Ale ze mną.
- Nie mogę, Justin - nie zgadza się. - Mam trening za trochę więcej niż godzinę.
Przytakuje głową, ale i tak nie puszczam jej ręki.
- Okej. Odprowadzę cię pod salę nawet kilka minut przed rozpoczęciem - obiecuję jej.
Widzę w jej oczach jak zaczyna mięknąć.Po chwili wzdycha i przytakuje głową.
Uśmiecham się do niej i łącząc nasze dłonie ciągnę ją w drugą stronę.
Jeżeli mam być szczery, to za chuja nie wiem gdzie ją zabrać. Muszę szybko coś wymyślić.
***
- Dlaczego zawsze wybierasz miejsca, do których nie mam odpowiedniego stroju? - sapie próbując iść tak, aby nie pobrudzić swoich wysokich butów.
Chichoczę i przytrzymuję ją w pasie, aby lepiej ją pokierować.
- Lubię takie miejsca - zauważam,
- Wiem to - odpowiada. - Chyba muszę się nauczyć, że przy tobie nie nosi się wysokich butów - mamrocze pod nosem.
Coś się w niej zmieniło.
To znaczy cała się zmieniła, ale dzisiaj wydaje się inna. Bardziej wesoła. Dawno taka nie była. Dla mnie praktycznie nigdy. Chociaż ja w sumie nie byłem lepszy. W końcu jestem samolubnym chujem, który myśli tylko o sobie.
Tak już bywa.
Gdy dochodzimy na miejsce, siadam opierając się o jedno z drzew i czekam aż dziewczyna zrobi to samo.
- Jak znajdujesz takie miejsca? - pyta niedowierzająco.
Stoi i przygląda się panoramie całego Stanford. Wiem, że to dosyć imponujący widok mimo, że miasteczko nie jest wcale takie duże. Nie potrafię odpowiedzieć na jej pytanie. Przez ten rok, kiedy nie było Sam i nie miał kto opanować mojej złości zaraz po rozpierdoleniu wszystkiego wokół siebie wychodziłem żeby ochłonąć. Tak samo znalazłem ten pagórek w San Diego.
- No chodź tutaj - mruczę cicho, a kiedy dziewczyna posyła mi wzrok wyciągam do niej ręce.
To jeden z niewielu momentów, kiedy mogę tak po prostu jej dotknąć. Nie pozwoliła mi na to przez ostatnie dwa tygodnie od powrotu. Zbyt dużo ludzi.
Dziewczyna powoli podchodzi do mnie i schyla się aby usiąść obok mnie.
- Nie - mówię z uśmiechem, a ona się zatrzymuje. - Tu - pokazuje jej miejsce na swoich kolanach.
Rozbawiona przewraca oczami, ale robi tak jak mówię. Siada na mnie okrakiem, a moje ręce od razu lądują na jej tyłku.
- Justin... - zaczyna ostrzegającym tonem, a ja wybucham śmiechem.
- Okej, okej - odpowiadam i zabierając ręce z jej tyłka przenoszę je na jej dłonie.
Nastaje między nami chwilowa cisza. Ja jestem zajęty bawieniem się naszymi złączonymi dłońmi, a ona obserwowaniem tego.
- Matt wychodzi dzisiaj ze szpitala - informuje mnie cicho.
W moim brzuchu pojawia się rodzaj jakiejś pieprzonej złości. Ściskam mocniej jej dłonie i nic nie mówię. Jak wróci, będzie ciągle siedział przy niej, a ona zapewne nawet już nie będzie ze mną gadać.
- Nie chce tego robić - wzdycha chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi.
Czuję na sobie jej oddech i muszę się powstrzymywać przed kurewsko zajebistymi scenariuszami, które przechodzą mi w tym momencie przez głowę.
- Czego nie chcesz robić? - dopytuję nie rozumiejąc jej słów.
- Nie chcę cię zwodzić... Nie chcę was zwodzić - mamrocze i podnosi się tak, aby na mnie spojrzeć. - Naprawdę chciałabym wiedzieć co czuję, ale...
Marszczę brwi obserwując jej twarz.
- Co się dzieje w twojej głowie, Sam? - szepczę kładąc dłoń na jej policzku.
Z jednej strony jestem wkurwiony tym co się dzieje. Nie chce się nią dzielić i najchętniej zabiłbym Matt'a, żeby mieć ją tylko dla siebie. Mógłbym kazać jej wybierać. Ale nie zrobię tego, bo wiem, że wybierze jego. A nie ma nic gorszego niż pierdolone odrzucenie. Nie zniósł bym tego. Dlatego wolę poczekać. Nie jestem cierpliwy, ale zmuszam się do tego. Muszę jej przypomnieć kogo tak naprawdę kocha. Zapomniała przeze mnie i dlatego to ja muszę jej przypomnieć.
Kładę swoje usta na jej, a ręce kładę na dół jej pleców. Sam delikatnie pogłębia pocałunek jeszcze bardziej się do mnie przysuwając. Gdy wsuwam swoje zimne dłonie pod jej koszulkę, ona wzdycha. Przejeżdżam językiem po jej dolnej wardze i od razu dostaje dostęp do środka. Porusza się przy moim kroczu, co od razu okazuje się błędem.
Z moich ust wydobywa się jęk.
- Kurwa, Sam - mamroczę i pogłębiam pocałunek.
Unoszę jej koszulkę do góry i w tym samym momencie dziewczyna przerywa pocałunek odsuwając głowę w bok.
- Nie - mówi i podciąga koszulkę.
Wzdycham głośno i odsuwam głowę do tyłu.
Przymykam oczy próbując pozbyć się pierdolonego podniecenia, które obudziła we mnie dziewczyna zwykłym otarciem się o mnie.
- Okej - mamroczę cicho, gdy mój oddech się uspokaja.
Nie będę do niczego jej zmuszać. Mam cholerną ochotę ją przelecieć, ale skoro ona tego nie chce.
- Nie będziemy tego robić tutaj - mówi po chwili.
Na dźwięk jej słów uśmiecham się lekko.
To zabrzmiało trochę jak: Nie będziemy się pieprzyć tutaj, ale chętnie zrobię to gdzieś indziej.
- Okej - powtarzam nie wiedząc co innego mogę powiedzieć.
Sam wtula się w moją klatkę piersiową i zaczyna nad czymś myśleć. Chyba nawet wiem nad czym. Znam ją na tyle dobrze, że pewnie teraz męczy się wyrzutami sumienia. Pewnie myśli o Matt'cie i o tym, że nie powinna go tak oszukiwać. Nie wiem co tej frajer jej obiecał, ale nie podoba mi się to, że tak szybko pozwoliła sobie coś do niego poczuć. To nie powinno tak być.
Może gdybym nie był tak zajęty Emmą, wszystko byłoby inaczej.
Nagle w mojej głowie pojawia się myśl.
- Sam - zaczynam uśmiechając się szeroko.
- Huh? - pyta nie podnosząc głowy z mojej klatki piersiowej.
- Nigdy się nie pierzyliśmy w miejscu publicznym - zauważam, a ona wybucha śmiechem.
To prawda.
Nawet jak byliśmy razem nasz seks ograniczał się do łóżka, kuchni i łazienki. Nie żeby mi to szczególnie przeszkadzało.
- I tak nie będziemy się tutaj kochać, Justin - mówi i podnosi się żeby spojrzeć na mnie swoimi rozbawionymi tęczówkami. - Ktoś nas może zobaczyć.
Uśmiecham się szeroko na jej słowa i cicho chichoczę.
- No co? Powiedziałam coś zabawnego?
Kręcę głową i znowu zaczynam bawić się naszymi splecionymi dłońmi. Kocham to robić. Mógłbym dotykać jej cały czas, tylko po to, żeby zobaczyć jak reaguje.
- Po prostu, słowo "kochać" w twoich ustach brzmi zajebiście uroczo - mamroczę i znowu zaczynam chichotać.
- Lepsze to niż tak jak ty na to mówisz - wytyka mi z cwanym uśmiechem.
Przytakuje głową i wolną dłonią głaszczę ją po policzku.
- Okej, więc... - zaczynam zniżając głos do szeptu. Patrzę się w jej zielone tęczówki. Słońce już zaszło i zrobiło się ciemno, więc czy tak czy tak jestem pewien, że nikt by nas nie zauważył. - Kochaj się ze mną, Sam - mruczę w jej usta.
Czuję jak drży pod moim dotykiem. Kładzie drobne dłonie na mojej klatce piersiowej. Nie mogę jej pozwolić na to żeby kiedykolwiek mnie zostawiła. Nie zniosę znowu widoku, w którym Matt ją całuje lub chociaż trzyma za rękę. Sam jest moja. Wszystko w niej jest moje i tylko moje.
- Mam zaraz trening - odpowiada słabym głosem. - Margo mnie zabije.
Kręcę głową i uśmiecham się lekko.
- Nie pozwolę na to.
Mam wrażenie, że żeby się ode mnie odsunąć musi użyć całej siły jaką ma w sobie.
- Obiecałeś, że dotrę tam na czas - zauważa cicho.
Oblizuję usta i wzdychając przytakuję powoli głową. Dziewczyna wstaje ze mnie, a ja robię wszystko, żeby powstrzymać się przed niezadowolonym sapnięciem. Nie mogę znowu być dupkiem, bo nigdy jej przy sobie nie zatrzymam.
Podnoszę się zaraz po niej. Zawiewa wiatr, a ona delikatnie drży. Jest już noc, a noce w Stanford nie należą do najcieplejszych.
Zdejmuję z siebie szarą bluzę przez głowę i podaje jej.
- Będzie ci zimno - mówi patrząc się na mnie troskliwie.
Kręcę głową.
- Nie, jest okej - odpowiadam mimo, że mam na sobie już tylko czarną koszulkę z krótkim rękawem. - No chyba, że chcesz, żebym to ja cię ubrał - mówię cwanie.
Ona tylko przewraca oczami i z uśmiechem zabiera ode mnie bluzę. Wygląda w niej zajebiście uroczo.
Ostatnio za dużo używam przymiotnika "uroczo", ale kiedy jest się przy tej dziewczynie, to się inaczej, kurwa, nie da.
Podchodzę do niej i nakładam jej kaptur na głowę. Całuję ją w czoło, później w nos i na koniec w usta. Zaczyna chichotać, a ja aż się uśmiecham. Splatam nasze dłonie i zaczynam iść w stronę z której przyszliśmy.
- Chodź krasnoludku - mruczę, a ona wtula się w moje ramie.
***
Odprowadzam ją aż pod samą salę do ćwiczeń. Chciałbym ją chociaż jeszcze raz pocałować lub pierdolone cokolwiek, ale według Sam na kampusie nie powinniśmy robić cokolwiek co wzbudza podejrzenia. Nawet jeżeli już tutaj nikogo nie ma. Żegnam się z nią, a ona zaczyna odchodzić.
Olałem sobie dla niej dzisiejszy trening, więc mam wolny wieczór. Pierwszy raz od dawna, nie mam ochotę iść na żadną imprezę, ani robić żadnego innego gówna. Wolałbym spędzić czas z nią.
Sam jest moja. Wszystko w niej jest moje i tylko moje.
Przypominam sobie swoje ostatnie myśli i zastanawiam się nad tym, czy to co chcę zrobić jest czymś dobrym.
- Sam... - zaczynam niepewnie, a ona się odwraca.
Ma pytający wyraz twarzy. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak się denerwowałem, ale mam wrażenie, że jeśli teraz tego nie zrobię, to od jutra, kiedy Sam i Matt się spotkają znowu wrócę do punktu wyjścia. Nie chcę tego.
- Coś się stało? - pyta, gdy długo nic nie mówię.
Biorę głęboki oddech. Nie jestem pierdolonym mięczakiem. Przecież to nic wielkiego.
- Ja tylko... Myślę, że jest coś o czym powinnaś wiedzieć. Chcesz wyjechać, masz Matt'a, wiem to - wzdycham. - Pewnie myślisz, że dla mnie to nic poważnego... Oczywiście, że tak myślisz, przez rok kiedy cię nie było miałem więcej lasek na jedną noc niż... - milknę, gdy dziewczyna delikatnie się krzywi. Kurwa, nawet nie potrafię powiedzieć przy niej tego, co chcę. Biorę wdech i w jednej sekundzie stawiam wszystko na jedną kartę - Zakochuję się w tobie, Sam - mówię obserwując jak grymas znika z jej twarzy.
Aż mam ochotę dodać: znowu.
Mam wrażenie, jakbym poznawał nową osobę. Zakochuję się w nowej Sam, kocham starą Sam i zapewne pokocham jeszcze inną o ile się zmieni. Moje zerwanie było pieprzoną pomyłką. Jest dla mnie wszystkim i wiem, że gdzieś w głębi ona myśli to samo o mnie. Po prostu muszę jej przypomnieć co do mnie czuła i co nadal czuję. Nie potrafię funkcjonować, kiedy nie mam jej obok mnie. Ten cały rok był jak życie bez tlenu.
- Że co?
No nie, kurwa.
Odwracam się i widzę Emmę, która przygląda się wszystkiemu z szeroko otwartymi oczami. Obok niej stoi Matt, który ma taką samą minę jak ona.
Zajebiście kurwa. Sam jak zwykle miała rację co do miejsc publicznych.
***
Duuuużo Jam w tym rozdziale! :")
No i prawie wcale Matt'a.
Zbyt słodko i bezproblemowo. Zawsze w takich momentach, wyczuwa się, że zaraz stanie się coś złego :D
Jak myślicie, co stanie się po tym jak Matt i Emma usłyszeli wyznanie "prawie" miłości Justin'a do Sam?
Wiem, że rozdział miał być wczoraj, ale wróciłam późno do domu i najzwyczajniej w świecie byłam śpiąca :")
Rozdział 18 wstawię w niedzielę.
Może uda mi się wcześniej, wszystko zależy od tego ile będę miała czasu xx
Kocham x
Victoria
Justin i Sam ❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńOwww cudowne ❤
OdpowiedzUsuńOhohoho ♥♥♡ I ta koncowka wymiatasz ♡♡♡
OdpowiedzUsuńJa pierdole, ten rozdział to wygryw życia, ale znając sam to coś odpierdoli z Mattem i ehh:(
OdpowiedzUsuńFvhhvtgbhddrghu bij xf xD bhgfgjnbhjjvggggggg jam Ghahaha bo osom Gggv Cgvv cg1 avesome ggcv
OdpowiedzUsuńJezu, końcówka sprawia dreszczyk :D uwielbiam i powodzenia :3
OdpowiedzUsuńO kurka...
OdpowiedzUsuńO matko! Ale w sumie dobrze że Matt i Emma to usłyszeli xd jestem mega ciekawa co będzie dalej! Czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńBoze najlepszy rozdzial ♥♥♥
OdpowiedzUsuńTeam Justin forever kurwa taaaaak!!!!!! Lubie Matta ale po tych myslach i slodkosci Justina mam go gdzies hahahah! Jam❤ weny!!!
OdpowiedzUsuń♡♡♡♡
OdpowiedzUsuńNajlepszy ♥♥
OdpowiedzUsuńZajefajny rozdział,a końcówka mnie rozwaliła😂😂Idealny moment💖
OdpowiedzUsuńBędzie Team Justin?
OdpowiedzUsuńKurcze niech oni z stamtąd sobie idą a ty Justin skończ swoją wypowiedz.
OdpowiedzUsuńOj będzie awantura ale Sam się pewnie wymiga jakoś, chociaż osobiście wole oby Matt zrobił jej awanturę i ja rzucił bo w tedy będzie ona z Justinem, a Emma niech spada jak zawsze coś się dzieje to ona tam jest
Dlaczego mam wrażenie, ze Sam oleje wyznanie Justina i stanie po stronie Matt'a? Mówiłam juz, ze go nie cierpię? Och... Wiec go nie cierpię 😒
OdpowiedzUsuńMatko boska ! ♥♥♥
OdpowiedzUsuńO Jezu te zakochuje się w tobie to aww i te wyobrażenie Justina który zagryza warge i opuszcza nisko głowę plus te ręce w kieszeni. Matko ale mam wyobraźnię. Mamo ja chcę takiego chłopaka.
OdpowiedzUsuńDlaczego mam przeczucie, że Sam powie Mattowi, że ona nic nie czuje do Justina, że to on prawie wyznał jej miłość, a nie ona jemu?
OdpowiedzUsuńMoże Matt nagle zakumpluje się z Emmą i razem zemszczą się na tej wspaniałej dwójce :O
Oby tak nie było
Chcę już niedziele
Love
A.T
Wymiatasz dziewczyno ♡♡
OdpowiedzUsuńAwwww *.* oni są tacy uroczy ♡ cieszę się, że Emma i Matt słyszeli wyznanie Jusa, bo to zapowiada dobrą akcję ♥ tylko żeby Sam nie wybrała Matta, proszę :* więcej, więcej, więcej Jam moments, a pójdę prostą drogą do maca, bo nie zdam matury, ale nie będę żałować xd oni są idealni
OdpowiedzUsuńO kur.. ale się porobiło :D :*
OdpowiedzUsuńBoze cudowny rozdzial ��
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na rozdział ♥
OdpowiedzUsuńO nie ta końcówka hahahah jeju Jam przez cały rozdział>>😍😍😍
OdpowiedzUsuńCudo ❤
OdpowiedzUsuńPowinno byc zabronione kończenie rozdziałów w takim momencie....
OdpowiedzUsuńMega ❤
Tak kurwa ��
OdpowiedzUsuńNajlpeszy <3
OdpowiedzUsuńNa twoim ff znalazlam sie calkiem przypadkiem, i sie bardzo z tego ciesze. Nie moge wyrazic tego w slowach jakie to ff jest cudowne ♡♡ czekam na nastepny rozdzial
OdpowiedzUsuńPowodzenia w pisani
PS. MAM NADZIEJE ZE JAK W DALEKIEJ PRZYSZLOSCI TO FF SIE SKONCZY TO SZCZESLIWIE I BEDZIESZ PISALA DALEJ KOCHAM TO JAK PISZESZ
Kocham ♥♥♥
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ♡
OdpowiedzUsuńAwww... ♥ Moze i lepiej ze Matt i Emma to uslyszeli:)
OdpowiedzUsuńChce juz niedziele ♡
OdpowiedzUsuńJak ktoś mi tu napisze, że kurwa team Mat (czytaj srat) touduszeses :))))))))))) jam.
OdpowiedzUsuńKocham <3 Justin taki uroczy <3 Do następnego :)
OdpowiedzUsuńOmgomgomg ale się porobiło :o
OdpowiedzUsuńWolałabym żeby Sam była z Justinem, ale z drugiej strony szkoda mi Matta. A Emma niech się pierdoli XDXD
/e
Zgadzam się z Anonimowym powyżej a rozdział jak zwykle cudowny.
OdpowiedzUsuń