Wzdycham wkurzona.
Wszystko miało być inaczej. Nie oczekiwałam, że mój były chłopak od razu rzuci mi się w ramiona, ale też nie miałam na celu zrobić tego co zrobiłam. Wręcz przyśpieszyłam ich "związek". Udawanie, że mnie to wszystko nie obchodzi jest proste, ale to nie jestem ja.
- Już idziesz? - słyszę zachrypnięty głos za swoimi plecami.
Ostrożnie się odwracam i zauważam Matt'a. Stoi trzymając ręce w kieszeniach. Przytakuje powoli głową.
- Nie mam nastroju na imprezę - wymamrotałam cicho.
Chłopak pokiwał w zrozumieniu głową.
- A ty gdzie byłeś? Nie widziałam cię na imprezie - pytam, gdy dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że go tam nie było.
Matt unosi do góry średniej wielkości, czarną torbę.
- Byłem na siłowni - odpowiada z uśmiechem.
- Na siłowni? - powtarzam.
- Yea, często tam bywam - informuje mnie. - Justin też... - dodaje po chwili zastanowienia.
Patrzy się na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Jestem zaskoczona jego słowami. Zanim cokolwiek powiem kilka razy otwieram i zamykam oczy.
- Ja nie...To wcale nie... - wzdycham. - Czemu mi o tym mówisz?
Chłopak uśmiecha się delikatnie.
- Przecież widzę... Dzisiaj na kampusie nie dało się tego nie zauważyć. Patrzyliście się na siebie tak, że poczułem się niepotrzebny - chichocze, ale ja tylko słabo się uśmiecham.
- To wcale nie tak - mówię cicho. - On ma kogoś i...
Przez chwilę przygląda mi się badawczo i po chwili przerywa:
- To dlatego wyszłaś?
Nastaje cisza. Jego pytanie wisi w powietrzu, a ja nie chce nawet na nie odpowiadać, bo to jest oczywiste. Zaciskam usta w wąską linię i lekko przytakuje. Muszę zmierzyć się z pieprzoną rzeczywistością. Z prawdą, która dopadła by mnie prędzej czy później.
Nigdy nie przestałam go kochać.
Chłopak zdejmuje z siebie kurtkę i podchodząc do mnie delikatnie narzuca mi ją na ramiona.
- Chodź - mamrocze. - Odprowadzę cię.
***
Razem z Ritą i Tracy idę pod salę angielskiego.
- Zrobiłaś tą pracę, o której nam mówiłaś?
Przytakuje.
Zrobiłam ją, ale nie jestem pewna czy chce ją oddać. A jeżeli mu się spodoba i przeniesie mnie do klasy rozszerzonej na angielskim? Tracy mi powiedziała, że chodzi tam Justin.
Typowe.
Z moim szczęściem ten człowiek zawsze mi musi stanąć na drodze. No ale z drugiej strony czy powinnam rezygnować z tego ze względu na niego? Powinnam się raczej pogodzić z tym wszystkim i żyć dalej. Justin jest szczęśliwy, a ja nie mogę nic z tym zrobić.
Na razie.
Nigdy nie powiedziałam, że się poddałam.
||Justin||
Smith gada o jakimś projekcie zaliczeniowym, ale ja nawet nie mam ochoty go słuchać. Jestem rozkojarzony, wszystko dzisiaj wyprowadza mnie z równowagi i jedyne co potrafię robić to patrzeć się tępo w przestrzeń. W głowie non stop powtarzam mój pocałunek z Emmą. Przyjaźnimy się, albo raczej teraz już przyjaźniliśmy. Chcąc nie chcąc wkroczyłem z nią na coś w rodzaju związku. Czy tego chce? Nie wiem.
Wiem tyle, że kiedy ją pocałowałem poczułem silne i niezaprzeczalne nic.
Pustka.
Tak jakbym pocałował pieprzonego ducha.
Sam wyglądała wczoraj tak niesamowicie dobrze i idealnie. Pomyślałem sobie... Pomyślałem, że jak pocałuję Emmę to poczuje to samo co czułem kiedy pierwszy raz całowałem swoją byłą dziewczynę. Przeliczyłem się. Zależy mi na Emmie i to jest pewne, ale to jest silne uczucie. Może na to prawdziwe po prostu potrzeba czasu?
||Sam||
Przy samej sali Rita i Tracy mnie zostawiają. Mówią, że mam nie rezygnować z takiej szansy i posyłają mi groźny wzrok, gdy niepewnie wchodzę do sali. Poprzednia klasa już prawie stamtąd wyszła. Zostało jeszcze jedynie kilka osób, które rozmawiały z profesorem Smith'em. Kątem oka widzę jak kilka znajomych twarzy mija mnie i wychodzi. Wśród nich jest Justin. Czuję jak moje serce przyśpiesza na sam jego widok. Przegryzam wnętrze policzka, gdy na przywitanie częstuje mnie szerokim uśmiechem.
Cholera, zaczyna mi się robić słabo.
Odwzajemniam uśmiech starając się to zrobić jak najatrakcyjniej, ale chyba mi nie wychodzi.
Wzdycham kiedy mnie mija i odchodzi. Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że to ja będę za będę za nim biegać. Pamiętam jak na każdym kroku to on się starał, abym mu zaufała. Pamiętam jak biegał za mną kiedy wyszło na jaw, że przespał się ze mną kiedy byłam pijana.
Właśnie...
Minęło trochę czasu zanim mu pozwoliłam wszystko wyjaśnić, ale w końcu to zrobiłam.
A kiedy to ja popełniłam błąd on nawet nie dał mi szansy wytłumaczenia wszystkiego. Tak po prostu skreślił nas i wszystko co było z nami związane. To niesprawiedliwe.
Ale czy jest sens po roku się o to wszystko kłócić?
***
Leżąc na łóżku w swoim nowym pokoju zastanawiam się nad oddaniem swojego wypracowania profesorowi. Czy aby na pewno dobrze zrobiłam? A może to był błąd? Może wspólnymi zajęciami wszystko pogorszę?
- Jaki jest nasz kolejny ruch? - pyta Tracy wchodząc do pokoju.
Podnoszę głowę i posyłam jej pytający wzrok.
- Próbowaliśmy ją skompromitować, nie wyszło. Więc co teraz? - sprostowuje.
Wzruszam ramionami.
- On kocha Emmę - mamroczę niewyraźnie.
Tracy siada przy mnie i prycha.
- Tak mu się tylko wydaje...
- Nie - zaprzeczam gwałtownie. - Minął rok. Ułożył sobie życie beze mnie. Nie chce udawać jakieś wredniej suki żeby mu sie przypodobać, nie chce wchodzić z butami coś co możliwe że budował pieprzony rok - mówię podnosząc się z łóżka. - Nie chce być dla niego przeszkodą...
Tracy patrzy się na mnie tak jakby nie mogła się zdecydować czy jest jej mnie żal, czy raczej chce mi skopać tyłek.
- Zależy ci na nim? - pyta, a ja delikatnie przytakuje.
Dziewczyna już chce mówić dalej, gdy nagle drzwi od pokoju się otwierają i wchodzi przez nie Dylan.
- Istnieje coś takiego jak pukanie - zauważa kąśliwie Tracy.
Dylan uśmiecha się cwanie i cmoka do niej w powietrzu.
- Ciebie, czy drzwi? - odpowiada pytaniem.
Na mojej twarzy pojawia się grymas. Ich wymiana zdań jest co najmniej obrzydliwa. Po pierwsze on jest gejem, po drugie on jest gejem i po trzecie on jest gejem.
- Twojego chłopaka - jej głos ocieka sarkazmem, ale na ustach ma uśmiech.
Okej, to się robi niepokojące. Od kiedy Dylan posługuje się żartami hetero i od kiedy Tracy się uśmiecha? Jeżeli już to robi to tylko przy mnie i przy Ricie. Dla innych jest strasznie wredna.
Kręcę głową i znowu opadam na łóżko.
- Coś się stało? - pyta chłopak i marszczy brwi.
- Chce się poddać - odpowiada za mnie dziewczyna.
- Dasz Emmie wygrać? - słyszę nad sobą jego pełen niedowierzania głos.
- Nie jesteśmy już w liceum - mamroczę cicho.
Nie chce zachowywać się jak głupie dziecko, które musi mieć wszystko czego chce.
- No i co z tego? - pyta.
Czuję jak łapie mnie za ramiona i unosi do pozycji siedzącej.
- Nigdy nie widziałem lepszej pary niż wasza dwójka Sam. Po tym jak przyłapał cię z Chris'em wsiadł do samochodu i po prostu zaczął płakać - wzdycha. - Mów sobie co chcesz. Ale to co jest między wami nie mogło zniknąć. Nawet jeżeli minął rok. Poddaj się, a ja autentycznie przestane wierzyć w miłość - prycha. - I tak, mówi to pełnoprawny gej.
Po jego ostatnich słowach widzę jak Tracy zaciska usta w wąską linię.
Udaje, że tego nie widziałam i uśmiecham się do Dylan'a.
- Co mogłabym jeszcze zrobić? Oprócz głupich żartów na poziomie podstawówki?
Dylan zastanawia się chwilę.
- Masz ochotę pójść na siłownie?
Z moich ust wydobywa się śmiech. Ja i siłownia?
Ale kiedy patrzę się na jego twarz dopiero wtedy zaczynam rozumieć. Na siłowni jest Justin.
***
Wchodzę i niepewnie patrzę się na Dylana, który w przeciwieństwie do mnie ma pewną siebie minę. Nie wiem czy to był dobry pomysł. Nienawidzę sportu, ani siłowni. Nienawidzę niczego co jest związane z dłuższym wysiłkiem. Wszędzie stoją bieżnie i ciężary do podnoszenia. Na siłowni jest tylko kilka osób i są to sami chłopcy.
No zajebiście.
- Dylan ja wracam - mówię i odwracam się na pięcie.
- Nie, nie, nie, nie - Przytrzymuje mnie i ciągnie za sobą - Idziesz ze mną.
Wzdycham i pozwalam się mu ciągnąć.
Wchodzimy głębiej i dopiero wtedy każdy nas zauważa. Harry od razu się z nami wita, a Justin siedzi w drugim końcu i podnosi przy lustrze dwa ciężarki, które na moje oko są bardzo ciężkie. Nie używa do tego zbytnej siły, bo nawet nie jest czerwony na twarzy. Chłopaki zaczynają o czymś zawzięcie rozmawiać, a ja rozglądam się po tym miejscu.
Co ja mam robić?
Idę trochę dalej i kiedy patrzę w lustro, przy którym ćwiczył Justin nasze oczy się krzyżują. Widzę jak patrzy się na mnie z góry na dół zawieszając wzrok na górnej części ciała. Ostatnio kupiłam sobie sportowy, czarny top. Nie wiem po co. Po prostu mi się podobał, ale jak widać było warto. Plus mimo, że te leginsy były tak obcisłe, że prawie zabierały mi krążenie krwi w nogach, to wyglądałam w nich zarąbiście.
Po chwili odrywa ode mnie wzrok i znowu skupia się na ćwiczeniach. Przez chwilę obserwuje jak napinają się jego mięśnie za każdym razem, gdy wykonuje ruch.
W moim brzuchu dzieją się dziwne rzeczy. Dlaczego on jest taki gorący?
Nie chcąc być gorsza podchodzę do bieżni i staję rozkrokiem po obu stronach. Nachylam się żeby ją włączyć i mimo, że mam pretekst robię to świadomie. Sama powiedziałam, żeby nie bawić się w głupie gierki jak w liceum, ale cóż... to moje nawyki.
Kiedy się prostuje kątem oka zauważam jak Justin cały czas się na mnie patrzy. Uśmiecham się nieznacznie i zaczynam biec.
Staram się nie zwracać uwagi na spojrzenia innych chłopaków, które strasznie mnie dekoncentrują.
Po dziesięciu minutach czuję przy sobie czyjąś obecność.
- Zwiększ prędkość - mówi Justin tuż przy moim ramieniu. - Szybciej dokończysz cykl.
- Poradzę sobie - mamroczę.
Nie chce tego robić, bo jeżeli zacznę biec szybko to się spocę i będę śmierdzieć.
Tak, właśnie to są moje problemy.
- Cykasz się? - śmieje się ze mnie.
Posyłam mu mordercze spojrzenie.
- Wcale nie.
- Więc zrób to.
- Nie.
- Bo się boisz.
Patrzę się na niego i sapię:
- Wcale się nie...
Nagle moja noga zahacza o drugą i nim się obejrzę spadam w dół. Czuję jak moja kostka boleśnie uderza o ziemię. Justin szybko zatrzymuje bieżnie i klęka przy mnie.
- Cholera, cholera, cholera - mówi i patrzy się na mnie spanikowany.
Leżę na ziemi jak długa obok bieżni i czuję się tak jakby ktoś przejechał po mnie walcem.
- To moja wina - mamrocze i pomaga mi się podnieść do pozycji siedzącej.
- Wcale nie - zaprzeczam. - Nie możesz obwiniać się za moją głupotę.
- Nie jesteś głupia. Nie powinienem cię namawiać - mówi dosadnie i kończy temat.
Pomaga mi wstać i usiąść na czymś co wystaje z tego czegoś do podnoszenia ciężarów. Za cholerę nie wiem co to jest. Nie znam się.
Patrzy się na mnie tak jakby czekał na pozwolenie, a kiedy nic nie mówię chwyta moją lewą nogę i delikatnie naciska na kostkę. Kiedy mnie dotyka całe moje ciało przechodzi dreszcz.
Z moich ust mimowolnie wydobywa się cichy syk. Czuję ból rozchodzący się w mojej stopie.
- Nie jest skręcona - mówi po dłuższym czasie.
Wzdycham i wycieram ręką czoło, na którym już zdążyły osiąść kropelki potu. A miałam się nie męczyć. Mój oddech nadal jest lekko przyśpieszony.
- Nienawidzę sportu - powtarzam po raz już chyba setny.
Widzę jak Justin nie może powstrzymać się przed rozbawionym uśmiechem.
- Właśnie wiem - chichocze. - Dlatego zastanawiałem się co tutaj robisz.
Wzruszam ramionami.
- Chyba oszalałam - odpowiadam, a on znowu się śmieje.
Nagle czuję jak w kieszeni mojej bluzy mój telefon wibruje. Biorę go do ręki i odczytuje wiadomość.
Od: Dylan
Poradzicie sobie bez nas. Razem z Harry'm wróciliśmy do bractwa.
Znowu wzdycham.
- Co jest? - pyta chłopak i niechcący kładzie rękę na moim udzie.
Ten dotyk jest niewinny. Tak jakby kucając chciał się bardziej przytrzymać niż mnie dotknąć, ale nadal wzbudza we mnie wiele emocji. Najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z tego co robi bo ma nonszalancki wyraz twarzy.
- Dylan i Harry nas zostawili - mamroczę i patrzę się wymownie na jego rękę.
Dopiero po chwili łapie o co mi chodzi i mówiąc niewyraźnie "Sorry" zabiera dłoń.
- Uh można się tego było spodziewać - mówi i uśmiecha się. - Harry zawsze ucieka z siłowni. Ma takie podejście do sportu jak ty.
Śmieję się.
- Dobrze, że nie jestem jedyna.
Justin wstaje i patrzy się na mnie przez chwilę.
- No i co ja mam teraz z tobą zrobić?
Przegryzam wargę i wzruszam niewinnie ramionami.
- Mógłbyś zabrać mnie do domu - proponuje, a on uśmiecha się rozbawiony.
Podchodzi do mnie i wkłada mi jedną rękę pod kolana, a drugą za plecy, po czym unosi mnie do góry.
- Co robisz? - piszczę speszona.
Kładę ręce na jego karku.
- Nie możesz chodzić, a jakoś musisz dostać się do mojego samochodu, księżniczko - mruczy ciągle mając na ustach słodki uśmiech.
Po sposobie w jaki mnie nazwał robi mi się ciepło na sercu, ale jestem też zdziwiona. Chłopak gdy zdaje sobie sprawę z tego jak do mnie powiedział robi zakłopotaną minę.
Cały czas nazywał mnie księżniczką, ale to było wtedy kiedy byliśmy razem.
- Chyba najpierw powinniśmy pojechać z tym na pogotowie - odchrząkuje chcąc zmienić temat.
Przytakuje głową cały czas będąc myślami przy tym co stało się przed chwilą.
To niby tylko głupie słowo.
Księżniczko...
A ma w sobie tyle wspomnień.
****
Jestem tak zmęczona, że nawet nie mam siły sprawdzać błędów :')
Kolejny rozdział zaplanowałam na środę, ale nadal wszystko zależy od komentarzy xx
Do następnego!
Victoria xx
Świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńNajlepszy...
OdpowiedzUsuńJejuuuu moje slodziaki 😍
OdpowiedzUsuńKocham ten rozdzial aw
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tego rozdziału ledwo pochamowałam się od wielkiego "jeeeej" i "taaak". Sam i Jus MUSZĄ być razem, bo bo bo muszą i już. Rozdział zaje i byle tak dalej
OdpowiedzUsuńKocham, Jezu
OdpowiedzUsuńTo jest takie super. Gdyby to było książką czytałabym ją dzień w dzień. Wciągająca i uzależniająca! Nic tylko czekać do tej środy. Jakoś wytrzymam. :")
OdpowiedzUsuńWeny!
Cudowny bo bez Emmy!
OdpowiedzUsuńCudny
OdpowiedzUsuńLaaaal! !!! No extra:D
OdpowiedzUsuńJak słodko omg:D
OdpowiedzUsuńO matko, No Justin wciąż ja kocha! niech się do tego przyzna w końcu xd rozdział świetny , czekam na następny ^^
OdpowiedzUsuńOoo ten rozdzial mi sie podoba bardziej haha! I mysli Justina co do Emmy, perf! Sam niezle idzie haha❤
OdpowiedzUsuńMega ! ;*
OdpowiedzUsuńNiech ta cała głupia Emma wypierdala nienawidzę jej !
OdpowiedzUsuńKocham ! ♡
OdpowiedzUsuńKocham ich ♥ !
OdpowiedzUsuńOni są tak idealni dla siebie, że aż nie wierze, że nie chcą się przyznać, że nadal się kochają...rodział jak zawsze cudny, czekam nn ❤
OdpowiedzUsuńSam sam sam a nie Emma i tyle!! (*^﹏^*)
OdpowiedzUsuńNiewinne a potem bd hot: 3
Wspaniały. :*
OdpowiedzUsuńUwielbiam! ♡
OdpowiedzUsuńŚwietny!!! <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą nową Sam, jednak myślę, że wcale nie musi udawać takiej odważnej i wg, ponieważ Justin zakochał się właśnie w tej cichej, skromnej Sam.❤ wystarczy żeby pokazała prawdziwa siebie i to,że nadal bardzo mocno go kocha, a Emma nie ma szans :*
OdpowiedzUsuńNajlepszy! !! Uwielbiam to <3
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jedno z najlepszych fanfiction! Czekam na next ❤
OdpowiedzUsuńTo chyba mój ulubiony rozdział w tej części ((na razie)), tak dużo moich gołąbeczków! 😂
OdpowiedzUsuńJustin kocha Sam, Sam kocha Justina, teraz niech sobie wytłumaczą tamtą sytuacje i happy end! Nie, nie wierze, że tak bedzie, znam Cie troche. 😂❤
Kocham to, to było takie urocze! *-*
Niecierpliwie czekam nn, pozdrawiam i życzę dużo weny. ;*
Super. Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny..
OdpowiedzUsuńUwielbiam ❤❤❤❤❤
cudowny zreszta jak kazdy :** czekam na kolejny *.*
OdpowiedzUsuńCóż mogę napisać... super rozdział i oby tak dalej ❤ z niecierpliwością czekam na następny, równie ciekawy rozdział jak ten :*
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńCudo!
OdpowiedzUsuńI jak będzie dziś rozdział? Myślę że komentarzy jest wystarczająco ❤
OdpowiedzUsuńAch ta Sam... ❤ kombinatorka niezła z niej :D czekam na następny rozdział :*
OdpowiedzUsuńFajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJezu oni muszą być razem są tacy słodcy mimo tego że nie są razem i jeszcze to jak ją nazwał aww
OdpowiedzUsuń