FlashBack
Gdyby nie promienie słoneczne, które natarczywie święcą mi prosto w twarz spałabym dłużej. Leniwie przekręcam się na drugi bok i wyciągam dłoń w poszukiwaniu ciała Justin'a, ale trafiam w nicość. Unoszę się lekko i ze zdezorientowaniem stwierdzam, że jestem sama w pokoju.
Cholera.
Czy to, że Justin do mnie wrócił, było tylko snem?
Jakaś część mnie zaczyna panikować.
Nie, to nie mogło mi się śnić. Moja poduszka wciąż pachnie jego perfumami, a ja leżę w jego czarnej koszulce. Gdzie go wcięło?
Wstaję, aby sprawdzić czy nie ma go w łazience, ale oczywiście tam go nie znajduję. Może gdzieś wyszedł. Tylko po co miałby to robić?
Ciągle zdezorientowana schodzę na dół i ku mojemu zdziwieniu zauważam w kuchni mamę, w czarnej eleganckiej sukience i Ryan'a ubranego tak jak zawsze czyli luźno. Ona stoi przy kuchni i najwyraźniej coś gotuje, a on pije kawę. Chcę się wrócić, bo nie dosyć, że jestem cała w nieładzie to do tego mam na sobie tylko koszulkę Justin'a. Na dodatek blondyn zostawił mi w nocy sporo sinych pamiątek na szyi i dekolcie.
Odwracam się i stawiam nogę na stopniu. W tym samym momencie słyszę głos mamy.
Cholera.
- Jak się spało? - pyta, a ja nie muszę się odwracać żeby wiedzieć, że ma na ustach rozbawiony uśmiech.
Spoglądam na nią i próbuję udawać, że nic nie widzę. Wzruszam ramionami i podchodzę do nich powoli.
- W porządku - odpowiadam odchrząkując. - Całkiem... w porządku - jąkam się, gdy w wejściu do kuchni zauważam drugą koszulkę, tą którą Justin ze mnie wczoraj zdjął.
Cholera, nie to w ogóle nie jest podejrzliwe Sam...
Korzystam z chwili, w której oni zajęci są innymi sprawami, nachylam się i szybko chowam ją za plecami. W tym samym momencie spogląda na mnie Ryan. Przykłada kubek do ust i zaczyna pić, aby ukryć rozbawiony uśmiech, który wkrada mu się na usta. I tak wszystko widzę.
Jestem zdezorientowana tym jak oni się zachowują. Zakładam, że wiedzą co robiłam większą połowę nocy z Justin'em i najwyraźniej nijak tego nie zmienię. Myślę też, że moja własna matka właśnie dlatego została w domu u Ryan'a na noc. Wszystko wiedziała.
Chcę powiedzieć jej, że jestem na nią zła za to, że nie powiedziała mi o rozprawie i zataiła przede mną tyle ważnych rzeczy, ale czuję, że to nie jest ten moment. Wyciągnęła mojego chłopaka z więzienia. Odzyskałam miłość i w sumie jestem jej wdzięczna.
- Widzieliście Justin'a? - pytam po jakimś czasie głuchej ciszy.
- Mijaliśmy go jak wchodziliśmy do domu jakąś godzinę temu - odpowiada uśmiechając się do mnie delikatnie. - Zjesz z nami?
Kręcę głową i kieruję się z powrotem na schody.
- Nie, dziękuję. Nie jestem głodna - odpowiadam wymigując się.
Coś mi tu nie gra.
Czemu wyszedł?
Wchodzę do swojego pokoju, narzucam na siebie szerokie porwane jeansy, biały krótki top i białe trampki. Twarz ogarniam do jako takiego porządku i wychodzę z domu. Wysyłam Justin'owi sms'a z zapytaniem gdzie jest. Przekraczam teren podwórka i w tym samym momencie dostaję odpowiedź.
Od: Justin
Park na przeciwko x
Wzdycham i idę do parku przy moim domu. Po cholerę on tam polazł?
Idę pomiędzy alejkami szukając wszędzie tej jednej konkretnej osoby. Mogłam się zapytać w jakim miejscu mniej więcej jest. Byłoby łatwiej. Przechodzę przez zielony trawnik i w tym samym momencie czuję jak para silnych rąk oplata mnie w talii i okręca na około. Z moich ust wydobywa się zaskoczony pisk.
- Co ty wyrabiasz? - pytam Justin'a, gdy stawia mnie na ziemię.
Uśmiecha się zadowolony i wzrusza ramionami.
- Nic.
Uderzam go lekko w klatkę piersiową. Jestem na niego zła, bo zostawił mnie samą w tym domu.
- Czemu wyszedłeś? - pytam patrząc się na niego z wrzutem. - Myślałam... - biorę wdech i opuszczam głowę.
Przez chwilę patrzy się na mnie i nic nie mówi. Dzisiaj rano przez jedną sekundę czułam się tak jak przez ostatnie kilka miesięcy.
- Pomyślałaś, że cię zostawiłem? - kończy niedowierzającym głosem.
Nieśmiało na niego spoglądam.
- Myślałam, że to wszystko tylko mi się śniło... - przyznaję po chwili.
Justin wzdycha i kręci delikatnie głową.
- Cholera, nie chciałem... - robi pauzę. - Dawno nie byłem na wolności. Zresztą nie chciałem, żeby twoja mama zobaczyła nas razem w łóżku - dodaje śmiejąc się. - To zbyt kłopotliwe nawet jak na mnie.
Nie mogę się nie uśmiechnąć.
- Jesteś głupi.
- Ale i tak mnie kochasz - mruczy i przyciąga mnie do siebie.
Wtulam się w niego i uśmiecham lekko.
- Oczywiście, że tak...
- Nie zostawię cię, Sam - mówi cicho. - Nigdy. Raczej zastanawiam się... - zatrzymuje się na moment, tak jakby chciał dobrać dobre słowa. - Czy to ty nie zostawisz mnie.
Czuję chłód przechodzący przez całe moje ciało. Odsuwam się i patrzę na niego w niezrozumieniu.
- Co?
Justin oblizuje usta i wzdycha.
- Nie wiem, Sam - wzrusza ramionami. - Zmieniłem się, po prostu. Jestem bardziej nerwowy i jeszcze bardziej wkurzający niż wcześniej. Zmieniłem też spojrzenie na wiele ważnych rzeczy. Po prostu mnie nie znasz, a ja nie jestem pewny czy kiedy poznasz mnie teraz nadal będziesz mnie kochać... - odpowiada przyglądając mi się badawczo.
Przymykam oczy i kręcę głową.
- Chyba sobie żartujesz - mówię. - Nie obchodzi mnie czy się zmieniłeś, czy nie. Kocham cię. Zawsze będę i nic tego nie zmieni - widzę, że jego wyraz twarzy nadal jest niepewny. - Skoro się zmieniłeś to będę poznawała cię na nowo. Ale wiedz, że ja też już nie jestem taka sama...
Chwyta mnie za dłoń i splata nasze palce. Widzę uśmiech wkradający się na jego twarz.
- Więc uważasz, że ja ciebie też tak naprawdę nie znam? - pyta cwanie, a ja przytakuję głową.
- Spróbuj mnie poznać, to się przekonasz - odpowiadam chichocząc.
- Mamy od nowa się poznawać? - pyta, a ja przytakuję. - Tak jakbyśmy się nigdy wcześniej nie znali? - znowu przytakuję. - ...bez seksu? - zadaje kolejne pytanie bardziej niepewnie, a ja tym razem nie przytakuję.
Po chwili kręcę głową i podnoszę otwartą dłoń.
- Nie no, aż tak nie przesadzajmy - odpowiadam rozbawiona, a on zaczyna się śmiać.
- W takim razie to wszystko zmienia - mamrocze.
W następnej chwili wyciąga do mnie dłoń przez co jeszcze bardziej się śmieję.
- Jak się nazywasz mój ty aniele? - pyta z szerokim uśmiechem, a ja już dosłownie się duszę.
Biorę oddech i ściskam jego dłoń.
- Samantha, ale mów do mnie Sam - ogarniam się na tyle, aby wydusić z siebie te kilka słów.
Ta scena jest naprawdę komiczna i wręcz nie mam słów, aby to opisać. Sam pomysł o poznawaniu siebie na nowo jest komiczny, a to co robimy teraz przewyższa wszystko. Z bycia dla siebie najważniejszymi ludźmi na świecie przeszliśmy do tego samego tyle, że od teraz nasza historia zaczyna się od "Cześć, jak się nazywasz?" To banalne i śmieszne.
W następnej chwili on robi coś przez co mój cały świat zatrzymuje się na kilka kolejnych chwil.
- Cześć, jestem Justin. Wyjdziesz za mnie? - Wstrzymuję oddech.
Moje pierwsze myśli, to to, że po prostu się wygłupia. Patrzę się na niego. Uśmiecha się, ale jego oczy są wyjątkowo i zaskakująco poważne.
To niemożliwe.
- Zgrywasz się... prawda? - pytam niepewnie.
Klęka.
Tak najzwyczajniej w świecie przede mną klęka. Wyciąga z kieszeni małe pudełeczko i ja już wiem, że nie wyszedł wcześniej z domu żeby się przejść. Otwiera je, a w środku znajduje się pierścionek ze średniej wielkości brylantem.
To się nie może dziać naprawdę.
- Mam dwadzieścia dwa lata, właśnie wyszedłem z więzienia, nie skończyłem college'u i nie mam planu na życie. Ale kogo to, do kurwy, obchodzi? Kocham cię. Tak bardzo cię kocham i nie chcę tracić więcej czasu na udawanie, że nie wiem jak to wszystko się skończy. Cholera, wyjdziesz za mnie. Prędzej czy później to się stanie i sama bardzo dobrze o tym wiesz. Pisane jest nam być razem i wszechświat udowadniał nam to już wiele razy. A skoro ani ty, ani ja nie mamy żadnego celu w życiu, to dlaczego nie mielibyśmy rozpocząć nowego rozdziału? Znajdziemy cel razem, Sam - mówi, a z każdym kolejnym słowem pod moimi powiekami zbiera się coraz więcej łez. - Wystarczy, że powiesz tak... - mimo jego zapewnień, że i tak kiedyś za niego wyjdę teraz wygląda niepewnie.
Boi się, że mu odmówię.
Cholera, to jakieś totalne szaleństwo.
Nie waham się. Nawet nie mam nad czym się zastanawiać, bo w każdej sylabie tego co powiedział jest prawda.
- Tak - mówię tylko i w następnej sekundzie rzucam mu się w ramiona.
Wiem, że teraz się uśmiecha mimo, że nawet tego nie widzę.
- Kocham cię, Justin.
Obejmuje mnie i wzmacnia uścisk.
- Zawsze.
Od: Justin
Park na przeciwko x
Wzdycham i idę do parku przy moim domu. Po cholerę on tam polazł?
Idę pomiędzy alejkami szukając wszędzie tej jednej konkretnej osoby. Mogłam się zapytać w jakim miejscu mniej więcej jest. Byłoby łatwiej. Przechodzę przez zielony trawnik i w tym samym momencie czuję jak para silnych rąk oplata mnie w talii i okręca na około. Z moich ust wydobywa się zaskoczony pisk.
- Co ty wyrabiasz? - pytam Justin'a, gdy stawia mnie na ziemię.
Uśmiecha się zadowolony i wzrusza ramionami.
- Nic.
Uderzam go lekko w klatkę piersiową. Jestem na niego zła, bo zostawił mnie samą w tym domu.
- Czemu wyszedłeś? - pytam patrząc się na niego z wrzutem. - Myślałam... - biorę wdech i opuszczam głowę.
Przez chwilę patrzy się na mnie i nic nie mówi. Dzisiaj rano przez jedną sekundę czułam się tak jak przez ostatnie kilka miesięcy.
- Pomyślałaś, że cię zostawiłem? - kończy niedowierzającym głosem.
Nieśmiało na niego spoglądam.
- Myślałam, że to wszystko tylko mi się śniło... - przyznaję po chwili.
Justin wzdycha i kręci delikatnie głową.
- Cholera, nie chciałem... - robi pauzę. - Dawno nie byłem na wolności. Zresztą nie chciałem, żeby twoja mama zobaczyła nas razem w łóżku - dodaje śmiejąc się. - To zbyt kłopotliwe nawet jak na mnie.
Nie mogę się nie uśmiechnąć.
- Jesteś głupi.
- Ale i tak mnie kochasz - mruczy i przyciąga mnie do siebie.
Wtulam się w niego i uśmiecham lekko.
- Oczywiście, że tak...
- Nie zostawię cię, Sam - mówi cicho. - Nigdy. Raczej zastanawiam się... - zatrzymuje się na moment, tak jakby chciał dobrać dobre słowa. - Czy to ty nie zostawisz mnie.
Czuję chłód przechodzący przez całe moje ciało. Odsuwam się i patrzę na niego w niezrozumieniu.
- Co?
Justin oblizuje usta i wzdycha.
- Nie wiem, Sam - wzrusza ramionami. - Zmieniłem się, po prostu. Jestem bardziej nerwowy i jeszcze bardziej wkurzający niż wcześniej. Zmieniłem też spojrzenie na wiele ważnych rzeczy. Po prostu mnie nie znasz, a ja nie jestem pewny czy kiedy poznasz mnie teraz nadal będziesz mnie kochać... - odpowiada przyglądając mi się badawczo.
Przymykam oczy i kręcę głową.
- Chyba sobie żartujesz - mówię. - Nie obchodzi mnie czy się zmieniłeś, czy nie. Kocham cię. Zawsze będę i nic tego nie zmieni - widzę, że jego wyraz twarzy nadal jest niepewny. - Skoro się zmieniłeś to będę poznawała cię na nowo. Ale wiedz, że ja też już nie jestem taka sama...
Chwyta mnie za dłoń i splata nasze palce. Widzę uśmiech wkradający się na jego twarz.
- Więc uważasz, że ja ciebie też tak naprawdę nie znam? - pyta cwanie, a ja przytakuję głową.
- Spróbuj mnie poznać, to się przekonasz - odpowiadam chichocząc.
- Mamy od nowa się poznawać? - pyta, a ja przytakuję. - Tak jakbyśmy się nigdy wcześniej nie znali? - znowu przytakuję. - ...bez seksu? - zadaje kolejne pytanie bardziej niepewnie, a ja tym razem nie przytakuję.
Po chwili kręcę głową i podnoszę otwartą dłoń.
- Nie no, aż tak nie przesadzajmy - odpowiadam rozbawiona, a on zaczyna się śmiać.
- W takim razie to wszystko zmienia - mamrocze.
W następnej chwili wyciąga do mnie dłoń przez co jeszcze bardziej się śmieję.
- Jak się nazywasz mój ty aniele? - pyta z szerokim uśmiechem, a ja już dosłownie się duszę.
Biorę oddech i ściskam jego dłoń.
- Samantha, ale mów do mnie Sam - ogarniam się na tyle, aby wydusić z siebie te kilka słów.
Ta scena jest naprawdę komiczna i wręcz nie mam słów, aby to opisać. Sam pomysł o poznawaniu siebie na nowo jest komiczny, a to co robimy teraz przewyższa wszystko. Z bycia dla siebie najważniejszymi ludźmi na świecie przeszliśmy do tego samego tyle, że od teraz nasza historia zaczyna się od "Cześć, jak się nazywasz?" To banalne i śmieszne.
W następnej chwili on robi coś przez co mój cały świat zatrzymuje się na kilka kolejnych chwil.
- Cześć, jestem Justin. Wyjdziesz za mnie? - Wstrzymuję oddech.
Moje pierwsze myśli, to to, że po prostu się wygłupia. Patrzę się na niego. Uśmiecha się, ale jego oczy są wyjątkowo i zaskakująco poważne.
To niemożliwe.
- Zgrywasz się... prawda? - pytam niepewnie.
Klęka.
Tak najzwyczajniej w świecie przede mną klęka. Wyciąga z kieszeni małe pudełeczko i ja już wiem, że nie wyszedł wcześniej z domu żeby się przejść. Otwiera je, a w środku znajduje się pierścionek ze średniej wielkości brylantem.
To się nie może dziać naprawdę.
- Mam dwadzieścia dwa lata, właśnie wyszedłem z więzienia, nie skończyłem college'u i nie mam planu na życie. Ale kogo to, do kurwy, obchodzi? Kocham cię. Tak bardzo cię kocham i nie chcę tracić więcej czasu na udawanie, że nie wiem jak to wszystko się skończy. Cholera, wyjdziesz za mnie. Prędzej czy później to się stanie i sama bardzo dobrze o tym wiesz. Pisane jest nam być razem i wszechświat udowadniał nam to już wiele razy. A skoro ani ty, ani ja nie mamy żadnego celu w życiu, to dlaczego nie mielibyśmy rozpocząć nowego rozdziału? Znajdziemy cel razem, Sam - mówi, a z każdym kolejnym słowem pod moimi powiekami zbiera się coraz więcej łez. - Wystarczy, że powiesz tak... - mimo jego zapewnień, że i tak kiedyś za niego wyjdę teraz wygląda niepewnie.
Boi się, że mu odmówię.
Cholera, to jakieś totalne szaleństwo.
Nie waham się. Nawet nie mam nad czym się zastanawiać, bo w każdej sylabie tego co powiedział jest prawda.
- Tak - mówię tylko i w następnej sekundzie rzucam mu się w ramiona.
Wiem, że teraz się uśmiecha mimo, że nawet tego nie widzę.
- Kocham cię, Justin.
Obejmuje mnie i wzmacnia uścisk.
- Zawsze.
TheEndFlashBack
Uderzam w klawiaturę pisząc coraz to nowe, bardziej wyszukane zdania. Co jakiś czas popijam kawę stojącą po mojej lewej stronie. Bolą mnie już oczy od ciągłego siedzenia przed laptopem, ale obiecałam wydawcy, że wyślę mu kilka nowych rozdziałów. Muszę się z tego wywiązać. Przecieram oczy dłońmi i wzdycham. W tym samym momencie do pokoju wchodzi tak dobrze mi znany blondyn. Podchodzi do mnie i z uśmiechem składa pocałunek na moim policzku.
- Kiedy wróciłeś? - pytam, gdyż naprawdę nie słyszałam żeby ktoś wchodził do domu.
- Jakieś pół godziny temu - mruczy przekręcając mnie na obrotowym krześle twarzą do siebie. - Przypomnij mi po co założyłem tą głupią firmę - jęczy zmęczony. - Mogłem zostać gwiazdą tak jak Liam.
Chichoczę i przytulam się do niego.
- Dla mnie zawsze będziesz gwiazdą - mruczę.
Chichoczę i przytulam się do niego.
- Dla mnie zawsze będziesz gwiazdą - mruczę.
Nachyla się nade mną i całuje mnie na zarysie mojej szczęki.
- Gdzie Dylan?
Justin wzdycha schodząc pocałunkami na moją szyję.
- Bezpieczny. Bawi się w salonie - odpowiada.
To Justin zaproponował żeby nazwać naszego syn'a tak a nie inaczej. Spodobało mi się to od początku. To imię już zawsze będzie przywoływało we mnie bardzo dobre wspomnienia.
Podnoszę się, a on w tym samym momencie obejmuje mnie i delikatnie popycha w stronę biurka. Przymykam oczy i chichoczę.
- Przestań. Przecież on może tutaj wejść - ostrzegam go, ale on zdaje się tego nie słyszeć. - No i Janet zaraz wróci - mamroczę.
Odrywa usta od mojej szyi i łączy je z moimi wargami. Sunie dłonią wzdłuż moich pleców, a ja wplatam rękę w jego włosy.
- On jest zajęty zabawą, a Janet wróci dopiero...
Jak na ironię nagle słyszymy głośny trzask drzwi wejściowych. Justin wzdycha i odsuwa się ode mnie. Wychodzimy z pokoju, aby zobaczyć co się dzieje i w tym samym momencie jasnowłosa szesnastolatka przemyka obok nas pędząc szybko na górę.
- Janet? - pytam zdziwiona jej dziwnym zachowaniem
- Nie będę z tobą rozmawiać! - krzyczy i po chwili słyszę jak zamyka się w swoim pokoju.
Zdziwiona spoglądam na Justin'a, który tylko unosi brwi.
- Czy ona nie miała być u Ross'a, żeby robić jakiś projekt? - pyta mnie, a ja wzruszam ramionami.
Wczoraj żaliła mi się, że musi z nim robić projekt, ale w końcu nie wiem czy poszła to zrobić. Odkąd pamiętam Janet praktycznie codziennie, gdy tylko wraca ze szkoły żali mi się jak bardzo nie lubi tego chłopaka. Dlatego robienie z nim projektu na pewno jej się nie spodobało.
- Może się z nim pokłóciła - odpowiadam w zamyśleniu. - Pójdę z nią porozmawiać.
Zaczynam wchodzić po schodach, a Justin idzie za mną.
- Ooo nie, kochanie - zaczynam śmiejąc się. - Zostań z Dylan'em. To dziewczęce sprawy - odpowiadam wyniośle, a ten z udawaną złością przewraca oczami.
- Jestem jej ojcem. Jeżeli przez niego płacze mogę mu sprać tyłek - mamrocze pod nosem, a ja tylko się uśmiecham.
Podchodzę do niego i składam pocałunek na jego ustach.
- Kocham cię - mówię, a wyraz jego twarzy automatycznie się zmienia.
- Ja ciebie też - odpowiada zadowolony.
Nie mówiąc nic więcej wchodzę na górę i pukam do jej pokoju. Na początku nic się nie dzieje.
- Janet? Otwórz, to ja - mówię spokojnym głosem naciskając na klamkę.
Słyszę jak pociąga nosem i to by było na tyle.
- Chcę tylko z tobą porozmawiać - proszę ją przez drzwi.
Mija kilka chwil, aż w końcu decyduje się przekręcić zamek. Robi to, a gdy tylko wchodzę do pokoju ona znowu kładzie się na łóżko. Ma czerwone oczy i nos. Zdecydowanie płakała.
Siadam na rogu łóżka i kładę dłoń na jej ramieniu.
- Co się dzieje?
Dziewczyna wzdycha i patrzy się na mnie.
- Ross to głupek - odpowiada cicho. - Chciałam tylko zrobić ten głupi projekt i wyjść. Już na samym początku miałam go dosyć... Ale później... - bierze oddech. - Zaczęliśmy rozmawiać i było całkiem w porządku. Oczywiście on musiał później wszystko zepsuć! - unosi głos podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Obraził cię? - pytam czując niepokój.
Gwałtownie kręci głową i rzuca poduszkę w drugi kąt pokoju.
Tak, wybuchowość ma po Justin'ie.
- Powiedział mi, że jest we mnie zakochany i mnie pocałował! - wybuchała. - Pocałował, rozumiesz?!
Jej smutek i chęć płaczu zamienia się w złość. Ona się denerwuje, a ja patrzę się na nią tak jakbym nie wiedziała czy się śmiać czy może być poważną.
- A ty nic do niego nie czujesz...? - pytam niepewnie.
- Mamo, tu nie chodzi o to czy coś do niego czuję - odpowiada. - Nawet jeśli bym coś czuła... nie mogę. On jest moim wrogiem.
Uśmiecham się i pocieszająco pocieram jej ramię.
Ta sytuacja przypomniała mi pewną rzecz.
- Wiesz, że kiedyś nienawidziłam twojego taty? - mówię jej rozbawiona.
- Hej! Kochałaś mnie. Wiesz to - wtrąca się Justin, który najwyraźniej wszystko podsłuchiwał.
- Tato! - krzyczy i rzuca w niego kolejną poduszką, ale on ze śmiechem ją łapie. - Czemu podsłuchiwałeś?! - patrzy się na niego z pretensją.
- Oh księżniczko, bo twoja mama nigdy nic mi nie mówi. Musiałem dowiedzieć się na własną rękę - puszcza do mnie oczko i siada przy mnie na łóżku. - I nie możesz jej wierzyć - mówi wskazując na mnie. - Ona mnie kochała od samego początku. Mówię ci.
- Nie prawda. Byłeś nieznośny - wtrącam krzywiąc się.
- Byłem idealny - odpowiada i z uśmiechem całuje mnie w policzek.
- Ew, nie przy mnie - jęczy niezadowolona Janet, a my zaczynamy się śmiać.
Justin splata nasze dłonie i odzywa się patrząc na naszą córkę.
- Jeżeli coś do niego czujesz, to powinnaś dać chłopakowi szansę. Może jest taki wredny i nieznośny tylko dlatego, że próbuje coś ukryć albo udowodnić. Nigdy nie wiesz jaki ktoś jest naprawdę dopóki go nie poznasz. A może akurat będziecie dla siebie kimś więcej - mówi Justin. - Twoja mama ma rację. Byłem nieznośny i naprawdę okropny. Ale wtedy pojawiła się ona i zacząłem się zmieniać nawet jeśli na samym początku tak bardzo tego nie chciałem... Po prostu nie miałem na to wpływu.
***
Wychodzimy z jej pokoju, a ja od razu obdarzam Justin'a szerokim uśmiechem.
- Awh, kochanie - mruczę przytulając się do niego. - Od kiedy jesteś takim romantykiem? - chichoczę, a on mnie obejmuje.
- Od zawsze nim byłem - odpowiada z uśmiechem.
Łączy nasze wargi i kładzie dłoń na moim policzku.
- Kocham cię - mówi pomiędzy pocałunkami.
Uśmiecham się.
- Zawsze - odpowiadam.
****
No i mamy oficjalny koniec #RETURN!
Dwie części pisałam łącznie siedem miesięcy i aż sama nie wierzę w to jak szybko zleciało! Czuję się tak jakby wszystko rozpoczęło się wczoraj, a tutaj już koniec!
Chciałabym, aby teraz każdy z Was podzielił się odczuciami na temat tego ff.
Jaki moment był waszym ulubionym?
Jestem bardzo ciekawa!
Chciałabym, aby teraz każdy z Was podzielił się odczuciami na temat tego ff.
Jaki moment był waszym ulubionym?
Jestem bardzo ciekawa!
Podziękowania
Chciałabym bardzo, ale to bardzo podziękować Victorii Karczmarczyk, której komentarze zawsze potrafiły podbudować mnie na duchu, i która wspiera mnie na tym blogu już od długiego czasu. Nawet nie wiesz ile razy udało Ci się poprawić mi humor swoimi wypowiedziami. Jesteś wielka, kochana! <3
Dziękuję także Joli P.
Wiem, że to czytasz! :D <3
Nawet sobie nie wyobrażacie ile niesamowitych pomysłów użytych na blogu powstały właśnie od tej cudownej osóbki. Dzielnie wytrzymywała całe moje gadanie, nerwy i niezdecydowanie. Ona jest tą osobą, której się żalę, gdy nie wiem co mam pisać w rozdziale. Gdy się do niej zwracam wiem, że zawsze mi pomoże.
No i oczywiście nie mogę zapomnieć o wszystkich wiernych czytelniczkach i waszych słowach pochwały, a także krytyki, bo to wszystko zawsze daje mocnego kopa do działania. Gdyby nie było tutaj Was, nie byłoby też mnie. Nie miałabym dla kogo pisać.
Dziękuję, każdemu z osobna za to, że wiernie oczekiwaliście kolejnych rozdziałów i wchodziliście na tego bloga. To dla mnie naprawdę wiele znaczy.
Dziękuję!
NA BLOGU MB'SG POJAWIŁ SIĘ ROZDZIAŁ 1!
Jeżeli podobało ci się to ff, będzie mi niezmiernie miło, gdy zajrzysz na mojego nowego bloga i zostawisz po sobie ślad. Każdy komentarz i każde jedno wyświetlenie daje naprawdę dużo motywacji do dalszej pracy!
Ps. To chyba już tyle. Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia na drugim blogu kochani!
Victoria xx